„Mamo, zostań z nami”: jak wizyta teściowej wszystko zmieniła
Rajmunda Nowak przyjechała w odwiedziny do córki i zięcia.
— Babcia przyszła! — uradowany, krzyknął pięcioletni wnuczek Jakub, ledwie przekroczyła próg.
W przedpokoju natychmiast pojawiła się córka z mężem. Posiedzieli przy stole, rozmawiali, uśmiechali się, na pozór wszystko wyglądało normalnie. Pod wieczór Rajmunda poszła do pokoju, który przygotowała dla niej córka, żeby trochę odpocząć. Po paru godzinach, poczuła pragnienie i wyszła do kuchni.
Gdy podeszła do drzwi, niespodziewanie usłyszała głos zięcia. Mówił cicho, ale stanowczo do chłopca, a to, co usłyszała, kompletnie ją oszołomiło.
Rajmunda nigdy nie wtrącała się w nie swoje sprawy. Nie narzucała opinii, nie krytykowała. Tylko jeżeli pytali – wtedy mówiła, co myśli. Ale ostatnio nikt o nic nie pytał. A teraz, słysząc, jak jej wnukowi zabraniają jeść tort, nazywają go Krzysztofem i czytają mu kazania, nagle zrozumiała – dłużej nie może milczeć.
Rajmunda Nowak – elegancka, zadbana kobieta. Całe życie sama wychowała córkę. Po rozwodzie z mężem nie wpuściła już nikogo do swojego życia. Wychowała Kingę samodzielnie, były jak przyjaciółki. Wszystko sobie mówiły, radziły się nawzajem. Kinga dorosła, wyjechała studiować do Łodzi. Po studiach postanowiła tam zostać. Wtedy matka sprzedała działkę, samochód, oddała wszystkie oszczędności – i kupiła jej dwupokojowe mieszkanie na obrzeżach. Może nie centrum, ale po remoncie.
Córka była w siódmym niebie. niedługo przyprowadziła poznawać chłopaka – Marka. Na pierwszy rzut oka wydawał się uprzejmy, zadbany. Ale Rajmunda od razu poczuła coś niepokojącego. Zbyt mocno kontrolujący wzrok. I miała rację.
Marek okazał się zazdrosny, chciwy i apodyktyczny. Nalegał, żeby Kinga szła do ślubu w sukni po jego siostrze – „prawie nowej”. Wesele zrobili u jego rodziców w ogrodzie. Domowe jedzenie, namioty, domowej roboty wódka. Miesiąc miodowy – tamże, na strychu. Prezent od Rajmundy – gotówka. Prosił wprost: „Lepiej w gotówce”.
Rajmunda tylko kręciła głową. Chciałaby skomentować, ale się powstrzymała. Młodzi – niech sami układają sobie życie.
Urodził się wnuk. Nazwali go Jakubem – po dziadku. Ale Marek oświadczył, iż będzie go nazywał Krzysztofem, bo tak mu bardziej pasuje. Rajmundzie zabolało. Zaproponowała, iż zostanie i pomoże z dzieckiem – Marek choćby nie ukrywał irytacji.
— Nie trzeba, mamo. Damy sobie radę. Odwiedziliście – i do domu — mówił z ironicznym uśmiechem, a Kinga tylko kiwała głową, jakby zahipnotyzowana.
Minęły lata. Przez pięć lat Rajmunda widziała wnuka może z dziesięć razy. Serce pękało, ale nie chciała się narzucać.
Aż musiała przyjechać do miasta – na badania. Postanowiła zatrzymać się u córki, choć serce jej się ściskało. Wizyta przebiegła dziwnie chłodno. Marek nie odezwał się ani słowem, ale patrzył z dezaprobatą. Wnuczek chodził w znoszonych ubraniach, jadł tylko kaszę i warzywa.
— Dlaczego Jakub nie je mięsa? — zdziwiła się Rajmunda.
— Marek mówi, iż dzieciom szkodzi. Naturalne jedzenie to kasze, orzechy, sałatki — cicho odpowiedziała córka.
Rajmundzie zrobiło się niedobrze. Wnukowi wszystkiego zabraniają. choćby przedszkola nie chodzi. A na pytanie o nowe ubrania usłyszała suchą odpowiedź:
— Marek uważa, iż wydawanie pieniędzy na dzieci to głupota. Wszystko można dostać za darmo. A oszczędności trzeba trzymać.
Trzeciego dnia Marek powiedział wprost:
— Do naszych pokoi nie wchodzić, naszego jedzenia nie ruszać. I za nocleg trzeba zapłacić.
Rajmunda oniemiała. Gdy tylko Marek wyszedł, zwróciła się do córki.
— Kinga, ty to na poważnie? Mam siedzieć na balkonie, spać na rozkładance i jeszcze płacić? Wszystko sama przynoszę! W waszej lodówce same zieleniny i kasza, a dziecko chodzi w łachmanach! Za co mam jeszcze płacić?!
Kinga mamrotała, iż Marek tylko żartuje. Ale sprawę przypieczętował moment, gdy Rajmunda poczęstowała wnuka tortem. W przedpokoju rozległ się krzyk:
— Co ty jesz?! Kto ci dał?! Ty nie jesteś Jakub, ty jesteś Krzysztof! Ile razy mam powtarzać?!
Marek wyrwał dziecku tort. I wtedy Rajmunda nie wytrzymała.
— Posłuchaj, Marku. Zapomniałeś, czyje pieniądze kupiły to mieszkanie? Należy do mojej córki! Ty tu jesteś nikim! Wstyd – dziecko je trawę z kaszą, chodzi w cudzych ubraniach! A ty jeszcze chcesz ode mnie pieniędzy?! Koniec z tym! Jakub, chodź, babcia pokaże ci, co to dobre jedzenie!
— Czy pizza jest smaczna? — spytał chłopiec, szeroko otwierając oczy.
— Bardzo! Chodźmy.
Po drodze kupiła mu garnitur i trampki. W kawiarni Jakub jadł z taką radością, iż Rajmundzie łzy stanęły w oczach.
— Babciu, zostaniesz? Bo ja często jestem głodny, a tata mówi, iż nie wolno.
— Oczywiście, iż zostanę. Babcia teraz tu zrobi porządek.
Gdy wrócili, Marka już nie było. Zabrał swoje rzeczy, laptop, a choćby telewizor.
Kinga nie miała pretensji do matki. Wręcz przeciwnie, szepnęła:
— Mamo, dziękuję. Od dawna chciałam odejść, ale nie miałam odwagi. Ty mi pomogłaś.
Rajmunda zamieszkała z córką i wnukiem. Latem pojechali razem na wakacje. A Kinga obiecała:
— jeżeli jeszcze wyjdę za mąż – tylko za twoją zgodą. Jesteś najlepsza!