Parę dni temu wybrałam się z tatą na giełdę owocowo-warzywną, na której to wyhaczyłam same cuda. Chciałam też jedną antonówkę, ale koleś powiedział, iż mam się gonić i może mi sprzedać 15 kg. Ostatecznie udało mi się wyżebrać jedną sztukę. Wracając jednak do wiśni… nie miałam ochoty na słoikowanie dżemów, przypomniałam sobie przepis z wiśniami z porto i postanowiłam zrobić coś do mięsiwa. Wyszło ekstra.
Składniki:
2 kg wiśni
3 duże cebule
1,5 szklanki cukru (lub więcej)
parę gałązek tymianku
2-3 łyżeczki octu balsamicznego
sól
pieprz
olej rzepakowy
(przepis na 6 małych słoików)
Wiśnie myjemy i drylujemy. Na rozgrzaną patelnię (z grubym dnem) wlewamy olej i wrzucamy pokrojone w piórka cebule. Smażymy je około 20 minut na minimalnym ogniu, muszą się lekko skarmelizować. Pamiętajcie o ich częstym mieszaniu. Po tym czasie dorzucamy do nich wiśnie, tymianek i cukier. Wszystko smażymy na małym ogniu około 2 godzin (pamiętajcie, żeby cały płyn nie wyparował, całość jeszcze zgęstnieje po ostygnięciu). Pod koniec wlewamy ocet, dodajemy sól i świeżo zmielony pieprz, smażymy minutę. Z konfitury wyciągamy gałązki tymianku. Gorące wiśnie przelewamy do wyparzonych słoików i zakręcamy wyparzonymi zakrętkami, odwracamy do góry dnem.