Wiktor Dyduła z nostalgią wraca do czasów dzieciństwa, kiedy w lany poniedziałek królowały bitwy na wiadra z wodą, a nikt nie wracał do domu suchy. Dziś jednak zauważa, iż ten wielkanocny zwyczaj zanika – i choć wciąż może dawać dużo radości, coraz częściej budzi też sprzeczne emocje.
– Kiedyś w Gdańsku ten zwyczaj był bardzo żywy, grupy młodych ludzi chodziły z wiadrami i polewały przechodniów. Teraz to praktycznie zniknęło. I dobrze – bo jeżeli ktoś nie chce brać udziału w takiej zabawie, to nie powinien być zmuszany – mówi wokalista.
Zgodnie z dawną tradycją lanie wodą miało przynieść pannom powodzenie w miłości i zdrowie. Jednak Wiktor podkreśla, iż dziś najważniejsza jest zgoda wszystkich uczestników – bez niej śmigus-dyngus może skończyć się nie tylko kłótnią, ale choćby mandatem.
Artysta wspomina też zabawną historię z dzieciństwa: – Pewnego razu chcieliśmy oszczędzić pana w eleganckim płaszczu, który szedł do kościoła. A on wyciągnął malutki pistolecik na wodę i sam nas oblał! To był świetny moment, płakaliśmy ze śmiechu – opowiada.
Dla Wiktora Dyduły Wielkanoc to przede wszystkim czas rodzinnego spokoju i bliskości. Uwielbia wiosenną atmosferę, świąteczne spacery i wspólne chwile z najbliższymi. Nie stroni też od pomocy w domu – chętnie sprząta i włącza się w przygotowania do świąt.
– Staram się pomagać, ile mogę – i w kuchni, i przy porządkach. Najważniejsze, iż jesteśmy razem – podsumowuje.
Źródło:newseria.pl