Fabuła toczy się gładko, ale kilka wnosi. Jest tak, jakbym ślizgała się po powierzchni sadzawki, a bohaterowie mówili do mnie spod lodu. Jakby autor drzemał gdzieś przy brzegu.
Po trzystu stronach lód kruszy się gwałtownie. Bohaterowie walczą, jak nigdy dotąd nie walczyli. I tak do końca. Pojawia się i morał, a z nim ogromna ulga. Dałam radę. Można się rozejść.