— Małgosiu, szybko? Karolina z Mateuszem zaraz przyjdą — niecierpliwie powiedział Krzysztof, zaglądając do sypialni.
— Już, tylko minutkę — odparła Małgosia, nie odrywając wzroku od lustra w drzwiach szafy.
Przeciągnęła szminką po ustach, potrząsnęła głową, lekko burząc idealnie ułożone włosy, poprawiła kołnierz sukienki i dopiero wtedy odwróciła się do męża.
— Gotowa — uśmiechnęła się do niego.
— Łooo! Jaka ty jesteś piękna. — Krzysztof podszedł i przyciągnął ją do siebie.
— Ostrożnie, szminka — Małgosia odsunęła głowę od jego klatki piersiowej, spojrzała na niego czule, z lekkim przekąsem.
— Gosiu… — zaczął Krzysztof nagle ochrypłym głosem, ale w tej chwili zadzwonili do drzwi. — No proszę. — Rozczarowany rozluźnił uścisk, westchnął i poszedł otworzyć.
Małgosia rzuciła ostatnie spojrzenie w lustro, poprawiła sukienkę i podążyła za mężem.
W przedpokoju już rozbawiony Mateusz wymachiwał ogromnym bukietem róż. Obok stała jego żona Karolina z prezentem w ręce.
— Gdzie solenizantka? Czemu nie wita gości? — hałasował Mateusz, szeleszcząc opakowaniem kwiatów. Zauważył Małgosię i podszedł bliżej. — No, nareszcie. Małgosiu, jesteś, jak zawsze, zachwycająca. Krzysiek, uważaj, bo ci ją odbiję. Gosiu, daj buziaka. — Głośno cmoknął ją w policzek i dopiero potem wręczył bukiet. — Życzę ci…
— Oj, rozbierz się już, a toasty zostawmy na stół — wtrącił się Krzysztof.
— Krzysiu, podaj kapcie, ja kwiaty postawię — powiedziała Małgosia i poszła do kuchni.
W mieszkaniu od razu zrobiło się głośno i ciasno. Mateusz zacierał ręce przed zastawionym pośrodku pokoju stołem.
— Gosiu, czarodziejko. Co za uczta. Zaraz się śliną zachłysnę — jęknął z przesadnym dramatyzmem.
— Będziesz musiał chwilę poczekać — odparła Małgosia, wnosząc do pokoju wazon z różami. Postawiła go na stoliku pod oknem.
— Naiwniak — szepnęła ledwo słyszalnie Karolina, przewracając piękne, migdałowe oczy.
Małgosia podeszła i położyła jej dłoń na ramieniu, jakby chcąc uspokoić. Wtedy znów zadzwonili do drzwi, i Małgosia poszła witać nowych gości.
— To Laura, a to moja siostra Małgosia — przedstawił ich sobie Mikołaj, podając Małgosi kolejny bukiet.
— Miło mi — uśmiechnęła się Małgosia. Laura ledwie skinęła głową. — Przepraszam, kapci już nie ma.
— Nic nie szkodzi, ja Laurze oddam swoje — powiedział Mikołaj.
Małgosia spojrzała na brata z niedowierzaniem. Jej wzrok mówił: *Co ty w niej widzisz?*
— Zapraszaj do stołu, siostrzyczko — odparł Mikołaj, ignorując jej spojrzenie.
Weszli do pokoju.
— Mój brat jest wszystkim znany, a to Laura, jego nowa dziewczyna — przedstawiła Małgosia. — Resztę sam dopowiedz — szepnęła bratu i z bukietem poszła do kuchni.
Drugiego wazonu nie mieli, więc Małgosia wstawiła kwiaty do litrowego słoika i zostawiła na stole.
Gdy wróciła, goście już zajęli miejsca. Krzysztof wskazał jej krzesło na czele stołu. Małgosia usiadła i ze zdziwieniem zauważyła, iż Mateusz z Karoliną zajęli miejsca po przeciwnych stronach.
Krzysztof już rozlewał mężczyznom koniak, a kobietom wino. Laura siedziała sztywno, obojętna na wszystko. Mikołaj nałożył jej sałatkę na talerz. choćby tego nie zauważyła.
*No proszę, jaka dumna. Zimno od niej bije. Miał brat dziewczyny, ale takie pełne życia, a ta jakby kij połknęła…* — myśli Małgosi przerwał Krzysztof. Zaczął wznosić toast, stojąc z kieliszkiem w dłoni i patrząc na żonę z czułością.
Wszyscy zamilkli. Potem zabrzęczały kieliszki, a po nich zastukały sztućce o talerze…
Małgosia spojrzała po obecnych. Mateusz hałaśliwie jadł, chwaląc jej kuchnię i zerkał na Karolinę. Ta wpatrywała się w talerz, ignorując jego spojrzenia. Laura powoli przeżuwała, nie odzywając się do nikogo. Mikołaj coś jej szeptał do ucha. Krzysztof pilnował, by nikomu nie zabrakło trunku. *Widzisz, wszystko idzie dobrze, a ty się martwiłaś…* — mówił jego wzrok.
Małgosia odprężyła się. Gdy goście zaspokoili pierwszy głód, Krzysztof przyniósł z sypialni gitarę. Przez chwilę ją stroił, po czym zaczął śpiewać: „Ty jesteś jak…” Miał przyjemny, głęboki głos i śpiewał z uczuciem. Każdy wiedział, iż śpiewa dla żony.
Małgosia słuchała, lekko kołysząc się na krześle, potem zaczęła mu wtórować. Brzmiało to harmonijnie. Gdy skończyli, przez chwilę panowała cisza, aż ktoś rzucił pomysł na kolejną piosenkę.
Krzysztof zagrał kilka akordów i zaczął „Mój jest ten kawałek podłogi” — ulubioną piosenkę Małgosi.
W połowie utworu Karolina wstała od stołu i wyszła do kuchni, zamykając za sobą drzwi.
— Śpiewasz jak anioł, Krzysiu. Za to trzeba wypić — powiedział Mateusz, gdy piosenka dobiegła końca.
— Przyniosę gorące — szepnęła Małgosia mężowi i też poszła do kuchni.
Karolina stała przy otwartym oknie i paliła.
— Co się stało? — zapytała Małgosia, stając obok.
Karolina wypuściła smugę dymu. Papieros w jej smukłych palcach drżał. Popiół spadł na parapet. Spróbowała go zetrzeć dłonią, ale tylko rozsmarowała.
— Przecież zawsze lubiłaś, jak Krzysiek śpiewa. Czemu wyszłaś? — dopytywała się Małgosia.
— przez cały czas lubię — odparła Karolina i spojrzała na drzwi, czy są zamknięte.
Z pokoju dobiegł niezdarny chór męskich głosów. „Gdzie ci mężczyźni…” — najgłośniej wyśpiewywał MateMałgosia spojrzała w niebo pełne gwiazd, czując, iż czasem najtrudniejsze decyzje prowadzą do największego spokoju, gdyż życie, choć pełne zawirowań, w końcu układa się tak, jak powinno.