Mła uzupełniła "wiedzę o świecie", w ciągu ubiegłego tyźnia się działo. Niby. Kiedy prowadzi się jak biznes sprawy, które nie są biznesem, to się nieodmiennie źle kończy. Np. sekretarz obrony w rządzie Lyndona Johnsona, był szef firmy "Ford" Robert McNamara, usiłował "racjonalnie" prowadzić wojnę w Wietnamie. choćby korpus żołnierzy podobnych do Foresta Gumpa załatwił w ramach wspierania wysiłku zbrojnego. Kretyni oczywiście nie pomogli wygrać tamtej wojny, co nikogo nie zdziwiło z wyjątkiem samego McNamary. Mła sobie teraz paczy na Ryżego "walkę o pokój", "walkę o gospodarkę" toczącą się w US i tak sobie myśli iż ludzi biznesu, choćby takiego dętego biznesu jak te biznesy Ryżego, nie powinno się wpuszczać do polityki, bo to materia bardziej skomplikowana niż proste "winien" i "ma" . Jest gorzej niż za Bidena, który po 50 latach taplania się w polityce mógł choćby ze źle pracującymi stykami działać z automatu, te odjazdy Ryżego wspieranego przez niekompetencję jego administracji to farsa. Mam nadzieję iż Wy, drogie czytaczki i drodzy czytacze, nie wiążecie z tymi występami swoich nadziei na więcej spokoju. Tyle w temacie całej tej skrojonej pod mendia ściemy nazywanej rozmowami pokojowymi. Nad głową latają mła F -16, bardzo realnie, znacznie bardziej to do mła przemawia niż polityczne bajania. Gienia przeżywa, pamięta wojnę. Nasze Presidento Alfonso już po pierwszych występach, może było mało racjonalnie, może zbyt głośno ale za to było śmiesznie. Zarzundzające chyba zazdraszczajo, bo tyż śmieszne rzeczy opowiadajo. Za to łopozycja jakby żałościwa, jak się nie zapluwa i nie bredzi, to przygraża iż będzie miała pomysły, ale widać iż cóś nie ma.
Domowizna. Chłodek przygnał Kasiuleńkę do domu, na moment, bo jak tylko pokazało się słoneczko, to ponownie myk za okno i podwórkowanie. Kasiuleńka i Helenka zasymilowane, witają somsiadów z resztą stada i wogle. Pojawili się kandydaci do adopcji, bo dziefczyny potrafią się zaprezentować ale mła jak już urodzinniła to nie będzie odrodzinniać. Nasze so i koniec! Nie można starszych kotów narażać na ciągłe stresy, dziefczynki już wystarczająco dużo zmian przeżyły. Okularia troszki podmokła wczoraj i dziś, sama i bez przymusu przed południem i po południu domowała ( w kominie zapisać, bo Okularia to latawiec jakich mało ). Podmoknięcie nie wpłynęło na apetyt, Okularia żre jak suv paliwo, na szczęście, znaczy przyszła tylko wygrzać kosteczki. Sztaflik i Mruciu kosteczek doma nie wygrzewają, bo w fabryce pojawił się nowy kocurek i obowiązki towarzyskie zajmują im sporo czasu. Znaczy pilnują ogrodu żeby nowy fabryczny sobie nie pozwalał, w związku ze związkiem niesie ich porykiwanie i mła wie iż jej czarne kotostwo ma się świetnie. Mruciu musi co prawda mieć przeleczone ponownie uszka, ale to nie jest coś poważnego. No i dobrze, bo mła i tak ma przeżycia z Małym, kocięciem, które niedawno zamieszkało z Kocurrkiem. Tu trzeba solidnie się przyłożyć z mentalnym plasterkiem. Mały jak na razie w szpitaliku, czekamy na info. Uszka Mrucia to stara sprawa, co jakiś czas się odnawia i po prostu trzeba przeleczyć. choćby wizyta u weta nie będzie konieczna, po prostu mła kupi leki. Oczywiście przed zapodaniem leków będzie przygotowanie do terapii czyli rozbisurmanianie kota, tego nie da się uniknąć, bo działania uszkowe nie mogą się tak "na sucho" odbywać. Mrutek bardzo nie lubi grzebania w uszkach i jest skory do kąśliwości o ile wcześniej się go nie rozbisurmani.
Porządkowanie chałupy idzie jak krew z nosa, mła musi wyczyścić sporo pierdółek i zrobić przegląd ciuchowy, czego wyjątkowo nie lubi. Wicie rozumicie, trza ostro ciąć a mła wychowana tak iż nie wywalaj bo przyda się, no a potem te wszystkie przydasie zalegają nie wiadomo po co a mła nie ma się gdzie pomieścić z ubabrankami. A to nie tak iż ze mła jest wielka modnisia, nie przeznacza tylko przepastnych szaf na ciuchy, inne rzeczy w nich chowa. Ech... Tak naprawdę to mła cierpi na syndrom niedoborów wszystkiego, nabyty w czasach schyłkowego PRL! Schorzenie baaardzo przewlekłe. Jeszcze teraz muszę pilnować żeby do zbieractwa post PRL - owskiego nie przyplątało mła się takie typowe starcze zbieractwo, wicie rozumicie - każda śrubka na wagę złota, bo się zabublę do szczętu. Mało pocieszające iż Mamelon ma podobnie i Mamelonowe porządki szafowe to głównie przekładanie z miejsca na miejsce. Kiedy mła staje przed stertą szmat do segregacji, świadomość iż nie ona jedna ma problem, jest cóś mało pocieszająca. Inna sprawa to wywalanie szmat do śmieci, mła ma złe zdanie na temat kolejnych pomysłów segregacji śmieciowej, ale postanowiła iż nie będzie przejmować się pierdołami, są poważniejsze sprawy do przejmowania się. Po prostu jak się wkarwi to zabierze wór szmat, które do niczego się nie nadają i zawartością zapełni wszystkie kosze publiczne w okolicy i niech się gmina martwi, na której łobowiązek usuwania odpadów spoczywa. Dosyć mam tej śmieciologii, którą co i raz w ulepszonej wersji usiłuje się ludziom wciskać! Jestem na etapie "Walcie się!"