Weekend z bliskimi

newsempire24.com 2 dni temu

Sobota z rodziną

“Nie zaczynaj tylko o tej diecie!” – wybuchnęła gniewnie Marzena, wymachując widelcem z kawałkiem sernika. “I tak wiem, iż jestem gruba!”

“Marzenko, kto ci coś takiego powiedział?” – próbowała ją uspokoić siostra Danuta. “Aldona chciała tylko podzielić się przepisem…”

“A ja nie prosiłam!” – przerwała Marzena. “Mam już dość! Każdy weekend to samo – albo figura nie ta, albo fryzura niemodna, albo mąż do niczego!”

Jadwiga Stanisławowa ciężko westchnęła i odsunęła filiżankę z herbatą. Sobotnie rodzinne spotkania w jej domu zamieniały się w prawdziwą próbę. Zjawiły się wszystkie trzy córki z rodzinami, wnuki biegały po mieszkaniu, a dorośli zamiast spokojnie porozmawiać, znowu kłócili się o byle co.

“Dziewczyny, już wystarczy” – powiedziała zmęczonym głosem. “Sąsiedzi usłyszą.”

“Niech słyszą!” – nie ustępowała Marzena. “Może wtedy zrozumieją, jaką mam wspaniałą rodzinę!”

Zofia, najstarsza z sióstr, zacisnęła usta i z wyraźną dezaprobatą odsunęła swój talerz.

“Przecież chcemy ci pomóc” – powiedziała lodowatym tonem. “Ale skoro nie chcesz…”

“Nie chcę waszych rad! Żyję, jak żyję, i mi dobrze!”

Jadwiga spojrzała na córki i po raz kolejny pomyślała, jak bardzo są różne. Zofia – w swoich czterdziestu ośmiu latach – zawsze elegancka, zadbana, choćby w domu u matki. Pracuje jako księgowa w dużej firmie, mąż inżynier, syn studiuje na uniwersytecie. Wzorowa rodzina, przynajmniej na zewnątrz.

Danuta, średnia, trzydzieści dziewięć lat, łagodna, ustępliwa. Zawsze próbuje wszystkich pogodzić, wszystkim dogodzić. Pracuje jako przedszkolanka, mąż jest mechanikiem, mają dwoje dzieci w szkole. Żyją skromnie, ale zgodnie.

A Marzena, najmłodsza, trzydzieści pięć lat, ale zachowuje się jak nastolatka. Wiecznie niezadowolona, wiecznie z kimś się kłóci. Wyszła za mąż późno, w trzydziestce, urodziła córkę, a teraz ciągle narzeka na życie.

“Mamo, a gdzie zdjęcia dziadka?” – zapytał Kacper, syn Zofii, zaglądając do salonu. “Chcę pokazać Jankowi.”

“W dużym albumie na półce” – odpowiedziała Jadwiga. “Tylko ostrożnie, nie podrzyj niczego.”

Kacper skinął głową i pobiegł do kuzynów. Jadwiga spojrzała za nim z uśmiechem. Przynajmniej wnuki cieszą, nie jak te córki.

“Posłuchajcie, może skończmy się kłócić?” – zaproponowała Danuta. “Porozmawiajmy o czymś miłym.”

“O czym miłym?” – zaśmiała się szyderczo Marzena. “O tym, jak Zosi wszystko się układa? Trzypokojowe mieszkanie, nowe auto, syn na studiach…”

“A co ma do tego moje mieszkanie?” – uniosła się Zofia. “Pracuję od rana do nocy, żeby to wszystko mieć!”

“Tak, pracujesz” – przeciągnęła Marzena. “A ja nie mam czasu, mam małe dziecko.”

“Ania ma już pięć lat, jaka mała!” – nie wytrzymała Zofia.

“Dla ciebie pięć lat to dużo? Twój Kacper od dziesięciu lat sam się ubiera!”

Jadwiga poczuła, jak zaczyna ją boleć głowa. Każda sobota wyglądała tak samo. Córki przychodziły do niej niby po to, by spędzić czas razem, a kończyło się tylko na nerwach.

“Dziewczynki” – powiedziała cicho. “Tatuś nie chciałby was tak widzieć.”

Na wspomnienie ojca wszystkie trzy umilkły. Stanisław zmarł trzy lata temu, a od tamtej pory rodzinne spotkania stały się napięte, pełne niepotrzebnych napięć. Jakby to on był tym spoiwem, które wszystkich łączyło.

“Mamo, nie musisz…” – szepnęła Danuta.

“Muszę” – odparła stanowczo Jadwiga. “Chciał, żebyście trzymały się razem, wspierały. A co wy robicie?”

Marzena spuściła wzrok i zaczęła rozgniatać ciastko na talerzu. Zofia poprawiła włosy i spojrzała przez okno.

“Mamo, my się nie kłócimy specjalnie” – odezwała się Danuta. “Tylko… no nie wiem… Mamy różne charaktery.”

“Charaktery!” – prychnęła Marzena. “Ona ma taki charakter, iż wszystkich musi pouczać!”

“Ja nikogo nie pouczam!” – oburzyła się Zofia. “Mówię tylko, co jest lepsze!”

“No właśnie! A kto cię pytał, co jest lepsze?”

Jadwiga wstała od stołu i wyszła do kuchni. Tam panował chaos – brudne naczynia w zlewie, resztki jedzenia na stole, podłoga w okruchach. Odkręciła kran i zaczęła zmywać, próbując się uspokoić.

Za jej plecami rozległy się kroki.

“Mamo, pomogę ci” – to była Danuta.

“Nie trzeba, poradzę sobie.”

“Nie bądź uparta. W kilka rąk pójdzie szybciej.”

Danuta wzięła ręcznik i zaczęła wycierać naczynia. Za nią weszła Zofia.

“Mamo, przepraszam, iż znów…” – zaczęła, ale Jadwiga machnęła ręką.

“Już dobrze. Przywykłam.”

“Nie przywykłaś, tylko cierpisz” – powiedziała Zofia. “Wszyscy to widzimy.”

Do kuchni zajrzała i Marzena, ale nic nie powiedziała, tylko zaczęła zbierać okruchy ze stołu.

Przez chwilę pracowały w milczeniu. Jadwiga myślała o tym, jak wszystko się zmieniło. Dawniej, gdy mąż żył, soboty były świętem. Stanisław opowiadał wnukom historie, grał z nimi w warcaby, a córki pomagały w domu i dzieliły się nowinkami. Bez awantur, bez pretensji.

“Mamo, pamiętasz, jak tata zabierał nas w soboty do parku?” – zapytała nagle Danuta.

“Pamiętam” – uśmiechnęła się Jadwiga. “Bawiliśmy się na huśtawkach, jedliśmy lody.”

“A jak nas fotografował przy fontannie” – dodała Zofia. “Za każdym razem mówił: Dziewczynki, uśmiechajcie się, to na pamiątkę!”

Marzena podniosła głowę.

“A pamiętacie, jak mnie brał na barana? Byłam najmniejsza, nie sięgałam do huśtawek.”

“Tak, pamiętam” – skinęła głową Jadwiga. “Piszczałaś z radości.”

Łzy zaszkliły jej się w oczach. Jakże tęskniła za mężem, szczególnie w takie chwile.

“Babciu, co wy tu robicie?” – wbiegła Ania, córka Marzeny. “Mogę cias”Dajcie spokój tym sprzeczkom – powiedziała Jadwiga, patrząc na córki – bo przecież rodzina to jedyna rzecz, która naprawdę się liczy.”

Idź do oryginalnego materiału