Wczorajsze urodziny: Klęska czy epicki sukces?

twojacena.pl 18 godzin temu

Miałam urodziny wczoraj i szczerze mówiąc, do tej pory nie wiem, czy to był totalny klops, czy najlepsza impreza w moim życiu.

Zaczęło się od tego, iż moja naiwna dusza powierzyła organizację mojej najlepszej przyjaciółce Kasi. Przysięgała, iż będzie „na najwyższym poziomie”, iż stół aż się ugina od wykwintnych przysmaków, a goście będą zachwyceni. No jasne, Kasia! Gdy wróciłam po pracy, powitał mnie widok godnego komedii romantycznej o najgorzej zorganizowanych przyjęciach.

W salonie na stole panował prawdziwy chaos. Resztki wędlin i sera, lekko już wysuszone, walczyły o miejsce z oliwkami, których chyba nikt choćby nie tknął. Warzywa – ogórki, pomidory i jakiś smętny paprykarz – wyglądały, jakby pokrojono je jeszcze w zeszłym tygodniu. Podejrzewam, iż Kasia po prostu wygrzebała z lodówki wszystko, co miała pod ręką, i nazła to „stołem urodzinowym”. Butelki z winem, sokiem i jakąś gazowaną miksturą stały w losowej kolejności, a niektóre były już do połowy puste. Najwyraźniej ktoś zaczął imprezę beze mnie.

Kasia, witając mnie w drzwiach, błyszczała jak choinka na święta. „No, jak? Super, co?” – zapytała, dumnie wskazując na ten kulinarny armagedon. Kiwnęłam tylko głową, walcząc z zaskoczeniem. Nie chciałam urazić przyjaciółki, która, jak widać, naprawdę się starała. Ale w głowie miałam tylko jedną myśl: „Kto je wyschniętą kiełbasę na urodzinach?”

Mój brat Tomek, jak zawsze, postanowił dołożyć swoją cegiełkę do tej absurdalnej fiesty. Przyniósł tort, który najwyraźniej przeżył własną odyseję. Pudełko było pogniecione, krem rozmazany po wewnętrznej stronie wieczka, a napis „Wszystkiego najlepszego!” zamienił się w coś przypominającego abstrakcję Picassa. „Sam wybierałem!” – oznajmił dumnie, stawiając tort na stole. Spojrzałam na to dzieło sztuki cukierniczej i uznałam, iż świeczki zapalimy tak, jak jest – może w półmroku nikt nie zauważy jego opłakanego stanu. Ale Tomek był tak z siebie zadowolony, iż nie miałam serca go rozczarować. W końcu to mój brat, a jego entuzjazm zawsze przeważa nad wszelkimi wpdkami.

Ania, moja koleżanka z pracy, też się postarała. Dała mi prezent – kosmetyki w lekko sfatygowanym opakowaniu, które najwyraźniej od miesięcy kurzyły się u niej w domu. „Pomyślałam, iż ci się przydadzą!” – powiedziała z tak szczerym uśmiechem, iż choćby nie miałam ochoty się obrażać. No cóż, przynajmniej coś nowego wyląduje w łazience. Chociaż przyznam, iż od razu wiedziałam, iż ten krem o zapachu „kwitnącej wiśni” będzie lepki, a tuszka wyschnięta. Ale to już szczegóły.

Goście także dodali pikanterii. Ktoś przyniósł karaoke i już po pół godzinie cały dom rozbrzmiewał ochrypłym wykonaniem hitów lat 90. Kasia, podchmielona dwoma kieliszkami wina, uznała, iż jest reinkarnacją Whitney Houston, i zaczęła śpiewać „I Will Always Love You” z taką pasją, iż sąsiedzi pewnie do dziś o tym dyskutują. Tomek, nie chcąc być gorszy, dołączył z „Niepokonanymi” Budki Suflera, wywołując salwy śmiechu.

O północy stół wyglądał jeszcze gorzej, ale humory dopisywały. Śmialiśmy się z głupich prezentów, wspominaliśmy dawne historie i choćby zorganizowaliśmy konkurs na najzabawniejszy toast. Wygrała Ania, która życzyła mi „tyle szczęścia, żeby nie mieściło się w walizce, ale żeby nie ciążyło jak walizka z cegłami”. Do teraz nie wiem, o co jej chodziło, ale brzmiało genialnie.

Gdy goście zaczęli się rozchodzić, spojrzałam na pobojowisko w salonie i zrozumiałam, iż tych urodzin na pewno nie zapomnę. Tak, stół był daleki od ideału, tort wyglądał jak ofiara trzęsienia ziemi, a prezenty budziły więcej pytań niż zachwytu. Ale było tyle śmiechu, ciepła i absurdalnych chwil, iż nie zamieniłabym tego wieczoru na nic innego. Kasia, Tomek, Ania i reszta sprawili, iż moje urodziny były takie, jakie powinny być – żywiołowe, szczere i lekko zwariowane.

Następnym razem wezmę organizację w swoje ręce. Albo chociaż schowam tę suchą kiełbasę przed przyjściem gości. Ale prawdę mówiąc, właśnie takie imprezy to prawdziwe życie. I już nie mogę się doczekać kolejnych urodzin, żeby zobaczyć, czym jeszcze mnie zaskoczą przyjaciele i rodzina.

Idź do oryginalnego materiału