**31 marca, wtorek**
Dzisiaj znów myślałem o tym chłopaku – Kubie Nowaku. Wstawał codziennie o trzeciej nad ranem, żeby wyjść na smutne, jeszcze ciemne ulice Warszawy i zbierać śmieci. Dzięki swoim świetnym ocenom w liceum dostał stypendium na Politechnikę. Marzył, żeby zostać inżynierem. Nie dla pieniędzy, ale by mieć lepsze życie i pomóc rodzinie.
Ale to nie było proste. Żeby pogodzić naukę z robotą, musiał planować każdą minutę. Budził się przed świtem, przez dwie godziny wkuwał materiał, potem biegł do pracy od piątej do dziewiątej. Czasem choćby dłużej. Po zmianie pędził pod prysznic w publicznej łazience albo do domu. Zimą marzł, latem pot nie schodził z niego przez cały dzień.
Często spóźniał się na wykłady. choćby gdy się umył, woń śmieciarza czasem ciągnęła się za nim. Nie miał wyboru. Studenci patrzyli na niego krzywo, szeptali za plecami. Niektórzy przesadnie otwierali okna, innym zdarzały się głupie uwagi. Nikt nie chciał siedzieć obok niego.
Kuba tylko spuszczał wzrok, otwierał zeszyt i słuchał. Ręce czasem mu drżały ze zmęczenia, oczy same się zamykały, ale nie poddawał się. Bo chciał wyrwać się z tego życia.
Wykładowcy to widzieli – zawsze odpowiadał celnie, nigdy nie oszukiwał, nie narzekał. Aż któregoś dnia, po trudnym kolokwium, profesor stanął przed grupą surowy. „Wszyscy oblali” – powiedział. Cisza. Potem dodał: „Wszyscy oprócz Kuby.”
Zaczęły się szemrania. „Pewnie mu ulżył”, „Skąd on w ogóle ma czas się uczyć?” – szeptali. Wykładowca spojrzał na Kubę i zapytał głośno: „Jak ty to robisz, iż tak dobrze ogarniasz?”
Chłopak się zmieszał. „Powtarzam na głos, robię notatki, nagrywam się i słucham w pracy” – wydukał.
Tego samego dnia profesor złapał kilku studentów, którzy wyśmiewali się z Kuby. „Wy choćby nie wiecie, co to wysiłek” – powiedział im. „On od świtu haruje przy śmieciarce, gdy wy wylegujecie się w łóżkach. A i tak jest lepszy od was wszystkich i nie jęczy. Powinniście się wstydzić.”
Zrobiło się cicho. Kilku jąkało przeprosiny. Profesor usiadł obok Kuby. „Nie poddawaj się” – szepnął. „Życie nie zawsze jest sprawiedliwe, ale to, co robisz, ma sens. Nie jesteś sam.”
Kuba tylko się uśmiechnął. W środku czuł, iż ten trud w końcu zaczyna przynosić owoce.
Tak sobie myślę – nigdy nie rezygnuj. Twoja wartość nie leży w tym, co o tobie mówią, ale w tym, co robisz, gdy nikt nie podaje ci ręki. Jak Kuba. Wytrwałość zawsze się opłaca. W końcu przychodzi dzień, gdy zbierasz to, co posiałeś. I dobrze, bo na to zapracowałeś.