**Wczesna wiosna**
Malutka Zosia, czteroletnia dziewczynka, przyglądała się nowemu, który niedawno pojawił się na ich podwórku. Był to siwy emeryt, siedzący na ławce. W dłoniach trzymał laskę, na którą opierał się jak czarodziej z bajki.
Zosia nie wytrzymała i zapytała:
Dziadku, czy pan jest czarodziejem?
Gdy usłyszała przeczącą odpowiedź, trochę się zasmuciła.
To po co panu ta laska? dopytywała.
Potrzebna mi do chodzenia, żeby łatwiej się poruszać wyjaśnił Jerzy Nowak i przedstawił się dziewczynce.
To znaczy, iż pan jest bardzo stary? znów dopytywała ciekawska Zosia.
Według twoich kryteriów tak, ale według moich jeszcze nie bardzo. Po prostu noga mnie boli, niedawno ją złamałem. Niefortunnie upadłem. Dlatego na razie chodzę z laską.
Wtedy wyszła babcia dziewczynki i, biorąc ją za rękę, poprowadziła do parku. Weronika Kowalska przywitała się z nowym sąsiadem, a on uśmiechnął się. Jednak przyjaźń sześćdziesięciodwuletniego mężczyzny bardziej związała się z Zosią. Dziewczynka, czekając na babcię, wychodziła na podwórko nieco wcześniej i zdążyła opowiedzieć starszemu przyjacielowi wszystkie nowiny: o pogodzie, o tym, co babcia ugotowała na obiad, i o tym, iż jej koleżanka tydzień temu chorowała
Jerzy Nowak niezmiennie częstował małą sąsiadkę dobrą czekoladką. I za każdym razem dziwił się, gdy dziewczynka dziękowała, rozwinęła cukierka, odgryzała dokładnie połowę, a drugą część starannie zawijała w papierek i chowała do kieszonki kurtki.
Dlaczego nie zjadłaś całej? Nie smakowała ci? pytał Jerzy.
Była pyszna. Ale muszę poczęstować też moją babcię odpowiadała Zosia.
Emeryt był wzruszony i następnym razem wręczył dziewczynce już dwa cukierki. Jednak malutka znów odgryzła pół i schowała resztę.
Komu teraz zachowujesz? dopytywał Jerzy, zdumiony oszczędnością dziecka.
Teraz mogę dać mamie i tacie. Choć sami mogą sobie kupić, to bardzo się cieszą, jak ich ktoś poczęstuje tłumaczyła Zosia.
Ach, już rozumiem. Pewnie macie bardzo zgodną rodzinę domyślił się sąsiad. Masz szczęście, dziewczynko. I dobre serce.
Moja babcia też ma dobre serce. Bo ona wszystkich bardzo kocha zaczęła opowiadać Zosia, ale babcia już wychodziła z klatki i podała wnuczce rękę.
A, właśnie, panie Jerzy, dziękujemy za poczęstunki. Ale wnuczce, i mnie też, nie wolno jeść słodyczy. Wybaczcie
To co ja mam robić? Jestem w kłopocie A co wam wolno? zapytał.
W domu mamy wszystko Dziękujemy, nic nie trzeba uśmiechnęła się Weronika.
Nie, tak nie może być. Bardzo chcę was częstować. Poza tym nawiązuję dobre sąsiedzkie relacje i się z tym nie kryję odparł Jerzy z uśmiechem.
W takim razie przechodzimy na orzechy. I jemy je tylko w domu, czystymi rękami. Dobrze? zwróciła się już do obojga.
Zosia i Jerzy zgodnie przytaknęli, i następnym razem Weronika odkrywała w kieszeniach wnuczki kilka orzechów włoskich lub laskowych.
Ojej, moja mała wiewiórka. Orzeszki nosi. A wiesz, iż to teraz droga przyjemność, a dziadkowi leki są potrzebne, widzisz, iż kuleje?
Wcale nie jest starym dziadkiem i nie kuleje. Noga mu się goi broniła przyjaciela Zosia. I na zimę chce choćby wstać na narty.
Na narty? zdziwiła się babcia. No to brawo.
A mnie kupicie narty, babciu? poprosiła Zosia. I będziemy z panem Jerzym razem jeździć. Obiecał mnie nauczyć
Weronika, spacerując z wnuczką po parku, zaczęła zauważać sąsiada, który energicznie maszerował alejkami już bez laski.
Dziadku, ja z tobą! Zosia doganiała Jerzego i szła obok niego żwawo.
Poczekajcie i na mnie spieszyła za nimi Weronika.
Tak zaczęli chodzić we trójkę, i niedługo Weronice spodobały się te spacery, a dla Zosi stały się wesołą zabawą. Jej energii można było pozazdrościć: biegała, tańczyła przed starszymi na ścieżce, wdrapywała się na ławkę, by ich powitać, a potem znów szła obok, komenderując:
Raz-dwa, trzy-cztery! Twardszy krok, patrz przed siebie!
Po spacerze babcia i sąsiad siadali na ławce, a Zosia bawiła się z koleżankami, zawsze otrzymując od Jerzego kilka orzeszków na pożegnanie.
Za bardzo ją pan rozpieszcza wzdychała Weronika. Zostawmy tę tradycję na święta. Proszę.
Jerzy opowiedział Weronice, iż pięć lat temu został wdowcem i dopiero teraz wymienił swoje trzypokojowe mieszkanie na dwa: kawalerkę dla siebie i dwupokojowe dla syna.
Podoba mi się tutaj. I choć nie jestem zbyt towarzyski, to jednak dobrze mieć kogoś blisko, zwłaszcza w sąsiedztwie.
Dwa dni później do drzwi Jerzego zadzwoniono. Na progu stały Zosia i Weronika z talerzem pierogów.
My też chcemy pana poczęstować powitała go Weronika.
A czy ma pan czajnik? dopytała Zosia.
Oczywiście, co za radość! Jerzy szeroko otworzył drzwi.
Przy herbacie wszystkim było przytulnie i ciepło. Potem Zosia z zainteresowaniem oglądała biblioteczkę i kolekcję obrazów sąsiada, a Weronika obserwowała euforia wnuczki i cierpliwość, z jaką Jerzy opowiadał jej o każdym obrazie.
Moje wnuki mieszkają daleko I już studiują. Tęsknię westchnął. A twoja babcia to jeszcze młoda!
Pogładził dziewczynkę i podał jej kartkę z ołówkiem.
Ja dopiero od dwóch lat jestem na emeryturze i nie mam czasu w nudę Weronika spojrzała na wnuczkę. Poza tym córka spodziewa się drugiego dziecka. Dobrze, iż mieszkamy w sąsiednich klatkach. Udało nam się tak urządzić. Praktycznie jesteśmy razem.
Całe lato sąsiedzi się spotykali, a na zimę babcia, jak obiecała, kupiła Zosi narty. Trójka zaczęła trenować w parku, gdzie zawsze była przygotowana trasa.
Jerzy i Weronika












