„Nic nie szkodzi, jeszcze zdążę znaleźć synowi porządną dziewczynę!” — oświadczyła teściowa. A ja w tamtym dniu zrozumiałam, iż między nami nigdy już nie będzie naprawdę dobrze.
Gdy Kasia wychodziła za mąż za Jacka, była pewna: z jego matką w końcu znajdą wspólny język. Tak, trudna kobieta. Lubi rządzić. Ale czas leczy rany, prawda? Zwłaszcza iż z Jackiem łączyła ich silna miłość — razem dążyli do celu, oszczędzali, wspierali się.
Po trzech latach małżeństwa wreszcie kupili mieszkanie. Własne. Nie rodziców, nie wynajmowane. Na kredyt, bez mebli, ale ich. Kasia marzyła, jak będą razem wybierać płytki do łazienki, jak Jacek w weekendy złoży kuchnię, a wieczorami będą pić herbatę na balkonie — swoim balkonie. Marzenia dodawały otuchy, a remont odbierał siły. Dlatego telefony od teściowej przestały być zauważalne — po prostu ich nie było. Ani dzwonków, ani wizyt. Kasia myślała: no i dobrze, wreszcie się ułożyło. Pewnie mnie zaakceptowała, przestała się wtrącać. Otóż nie.
Tego dnia Jacek się spóźniał. Zapadł zmrok, a jego wciąż nie było. Kasia zaczęła się niepokoić. W końcu odebrał telefon:
— Zaraz będę. Musiałem odebrać córkę koleżanki mamy, sama z dzieckiem. Mama poprosiła — nie wypadało odmówić.
Gdy wszedł do mieszkania, Kasia już kipiała ze złości.
— Przepraszam bardzo, odkąd jesteś taksówkarzem? A może teraz ratujesz wszystkie kobiety na rozkaz matki?
Jacek, zmęczony, ale spokojny, próbował tłumaczyć. Że ta kobieta kiedyś pomogła mu z dokumentami na studiach. Niedawno rozstała się z mężem, samotna z dzieckiem, nikt nie mógł jej odebrać. No i mama poprosiła…
Kasia zacisnęła pięści. Tak, cudze nieszczęście to nie powód do śmiechu. Ale nie tego wieczoru, kiedy obiecał wybrać tapetę do sypialni. Nie w tym tygodniu, gdy ona sama biega po składach budowlanych i dogląda ekipy. Mimo to milczała. Uwierzyła. Pomyślała: no dobra, raz się zdarzy.
Kilka dni później zadzwoniła Ola — koleżanka Kasi, pracująca w tym samym urzędzie co teściowa.
— Kasia, tylko nie mów, iż to ode mnie — szepnęła. — Ale przypadkiem usłyszałam rozmowę. Twoja teściowa opowiadała szefowej, jak jej koleżanka wychowała wspaniałą córkę: mądrą, piękną, samotną matkę, ale taką zaradną. I iż Jacek już się z nią spotyka.
Kasi zrobiło się zimno w środku.
— I jeszcze jedno — dodała Ola. — Twoja teściowa powiedziała: „Nic nie szkodzi, jeszcze znajdę synowi normalną dziewczynę”. Tak po prostu, przy szefowej!
Nagle w głowie Kasi zapaliła się lampka. Wszystko stało się jasne: dlaczego „akurat tej kobiety” nikt nie mógł odebrać, dlaczego Jacek nagle stał się „dobrym samarytaninem” na rozkaz matki. To był plan. Wszystko obliczone.
Tego wieczoru Jacka znów nie było w domu. Kasia zadzwoniła — odpowiedział tym samym, znanym już tonem:
— No znowu ją podwiozłem… Samotna z dzieckiem, trudna sytuacja…
Kasia zamilkła i rozłączyła się. Łzy napływały do oczu, ale wiedziała już: płacz jest bez sensu. Jej małżeństwo to nie dwoje ludzi — to troje. Ona, on i jego matka. A matka najwyraźniej zdecydowała, iż czas „wymienić” synową na tę, która spełnia jej wymagania: bez przeszłości, bez wad, ale za to „wdzięczną i posłuszną”.
Dlaczego teściowa tak łatwo manipuluje synem? Kasia zadawała sobie to pytanie każdej nocy. Pewnie dlatego, iż zawsze potrafiła wzbudzić w nim poczucie winy. Od dzieciństwa wpajała: „Ja wiem lepiej”. A on się przyzwyczaił słuchać. I słucha do dziś.
Kasia długo siedziała w ciszy. W głowie kołatało się tylko jedno: „A gdzie tu jestem ja? Gdzie szacunek? Gdzie jakiekolwiek granice? Gdzie choćby ślad świadomości, iż jestem jego żoną, a nie tymczasową towarzyszką?”
Wiedziała: przed nią trudne rozmowy. Może nie jedna. I być może będzie musiała podjąć decyzję, od której zależy całe jej życie. Ale jedno zrozumiała już dziś — jeżeli teraz nie postawi kropki, to wielokropek będzie ciągnął się w nieskończoność. A stawiać go będzie ktoś inny.