Wacek został wyrzucony. Znowu. Trzeci raz w swoim krótkim życiu. Nie miał po prostu szczęścia.

newsempire24.com 4 tygodni temu

Rudego wyrzucili. Znowu. To już trzeci raz w jego krótkim życiu. Jakoś mu nie sprzyjało los.

Ledwie rok skończył, a już z trzech rodzin go oddali. No, powiedzmy oddali. Najpierw przekazywali go z rąk do rąk. A potem…

Potem po prostu wynieśli przed dom, odeszli kawałek dalej. Opuścili go do śmietnika i uciekli. Żeby nie mógł znaleźć drogi do domu. Ale on choćby nie szukał.

Wszystko zrozumiał. Od razu. Po wyrazie twarzy tego mężczyzny. Żona bardzo się zdenerwowała, gdy Rudy podrapał nową, skórzaną sofę.

Bardzo drogą. To ona wydała wyrok. A mąż? Cóż, mąż?
Zawsze się ze wszystkim zgadzał.

Wziął pod pachę rocznego kota i poszedł do śmietnika w sąsiednim podwórku.
Rudy choćby za nim nie pobiegł. Nie, nie pobiegł. Widział wyrok w jego oczach i rozumiał.

Wszystko na próżno. Mógłby pożegnać się po ludzku. Pogłaskać na pożegnanie. Przeprosić. A tak…

Wyszło jakoś nieludzko. Jakby wylał wiadro śmieci.

Rudy westchnął i zaczął szukać w śmietniku czegoś do zjedzenia, skubiąc stare kawałki kurczaka. Wydostał się i usiadł obok wielkiego, zielonego kontenera. Patrzył na słońce.

Mrużył oczy, ale nie odwracał wzroku. To wielkie, jasne koło dawało ciepło. I bardzo mu się to podobało.

To były ostatnie promienie słońca. Promienie lata, jesieni, zimy. Małe ocieplenie. I skorupa lodu stopniała.

Ale w duszy Rudego zamarzła.

Wieczór i noc były zimne. Po zachodzie słońca. Wiatr i mróz wzięły się do roboty.

Rudy kot marzł. Nie miał pojęcia, gdzie iść ani gdzie się schować, więc…
Znalazł wielką kupę zwiędłych, rudych liści i wpełzł między nie. Zwinął się w kłębek. Najpierw było bardzo zimno, trząsł się, ale potem…

Potem, gdy od wiatru niosącego mokre, lodowe pyłki jego ruda sierść stwardniała, stało się jakoś cieplej, a drżenie ustało. Jakiś głos w głębi szeptał dobre słowa.

Koiły go i namawiały, by zamknął oczy i zapomniał o wszystkich przykrościach i nieszczęściach.

“Zwiń się jeszcze mocniej i śpij. Śpij, śpij, śpij”. Czuł też ciepło.

Ciepło rozlewało się po jego zesztywniałym ciele.

To takie proste. Trzeba się tylko poddać, a wszystko minie. I nadejdzie spokój, wieczność. Odejdą urazy i smutki.

Rudy westchnął po raz ostatni i zgodził się. Po co walczyć? Dla czego?

Przecież jutro czeka go ten sam chłód i głód. I to samo pragnienie, by zamknąć oczy i nigdy, przenigdy ich nie otworzyć.

Latarnie na ulicy zapaliły się najpierw tam, w oddali. Rudy spojrzał na nie po raz ostatni. Często patrzył na ich światło ze swojego okna. R

Idź do oryginalnego materiału