Oliwia jest żoną mojego brata Pawła. Historia jest dość skomplikowana. To ja ich kiedyś ze sobą poznałam. Pojechałam do miasta na studia i tam zaprzyjaźniłam się z koleżanką z roku, Oliwią, która była dla mnie jak siostra.
Kiedyś przywiozłam ją do nas na wieś, bo chciała zobaczyć, jak tu żyjemy. Wtedy Paweł, mój starszy brat, zakochał się w niej. Nigdy nie miałam z nim dobrych relacji – zawsze był zarozumiały i patrzył na wszystkich z góry – więc nie chciałam, żeby cokolwiek ich łączyło.
Ale Oliwia, wbrew moim radom, zakochała się w Pawle. Rok później wzięli ślub i moja najlepsza przyjaciółka została naszą synową.
Mieszkaliśmy obok siebie, rodzice przekazali Pawłowi kawałek ziemi i pomogli wybudować dom. Ja mieszkałam z rodzicami, więc często zaglądałam do nich w odwiedziny.
Ich małżeństwo nie było łatwe, co mnie nie dziwiło – Paweł miał trudny charakter. U mnie też nie było idealnie, bo z mężem nigdy nie żyliśmy jak w bajce. Dlatego doskonale rozumiałam Oliwię, a ona rozumiała mnie.
Ale potem zdarzyło się coś, co na wiele lat nas poróżniło. Kiedy kobiety z naszej wsi zaczęły wyjeżdżać do pracy za granicę, Oliwia oznajmiła, iż też chce wyjechać do Szwecji. Ich jedyny syn był już dorosły, więc uznała, iż nic jej w domu nie trzyma.
Proponowała mi, żebym pojechała z nią, ale odmówiłam. Jestem mężatką i nie przystoi zostawiać męża samego, bez względu na to, jaki jest. Dlatego od początku nie popierałam Oliwii w tej decyzji.
Było jeszcze gorzej, gdy zaczęły docierać plotki, iż w Szwecji znalazła sobie mężczyznę. Ludzie mówili to Pawłowi prosto w twarz, widziałam, jak go to boli, ale przez cały czas miałam nadzieję, iż to tylko złośliwe pomówienia.
Kiedy jednak Oliwia wróciła do domu i złożyła pozew o rozwód, wszystko się potwierdziło. Wyglądała jak dama – cała w złocie, w futrze z norek. Chciała ze mną porozmawiać, ale nie chciałam jej choćby widzieć. Tak nas skompromitować przed całą wsią!
Po rozwodzie wróciła do Szwecji. Synowi kupiła mieszkanie, później też sobie. Nie widziałyśmy się wiele lat, aż teraz przyjechała, żeby w rodzinnych stronach świętować swoje 60. urodziny, i zaprosiła mnie.
Początkowo nie zamierzałam iść, ale ciekawość wzięła górę – chciałam zobaczyć, jak teraz wygląda i jak sobie radzi. choćby nie wyobrażałam sobie, iż to będzie aż tak interesujące.
Mieszkanie Oliwii to prawdziwy luksus, takich apartamentów w życiu nie widziałam. Ale to nic w porównaniu z tym, jak wygląda sama Oliwia. Jesteśmy w tym samym wieku, a ja wyglądam przy niej jak jej matka. Oliwia jest zadbana, elegancko ubrana, naprawdę wygląda jak dama.
Zasiedliśmy do stołu, było niewielu gości – jej syn z żoną i dziećmi, rodzice synowej oraz ja z mężem. W pewnym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi.
Wszyscy zamarliśmy, a Oliwia poszła otworzyć. Do mieszkania wszedł mężczyzna z ogromnym bukietem róż, większym od samej jubilatki.
Okazało się, iż Oliwia nie przyjechała sama, a z jakimś Szwedem, Karlem. Poszedł po kwiaty, kiedy my się zbieraliśmy. Na oko jest od niej starszy o jakieś 10 lat, ale wygląda dobrze. Przy nas wręczył jej biżuterię – kolczyki, pierścionek i naszyjnik – jakby urządzili dla nas przedstawienie. Widać, iż to zamożny człowiek.
Od razu zrobiło mi się przykro. Czułam, iż Oliwia zaprosiła mnie specjalnie, żeby pokazać, jak się jej powiodło. Było mi bardzo nieswojo, więc wstałam i wróciłam do domu.
Mojemu mężowi impreza się podobała. Chciał jeszcze zostać i był niezadowolony, gdy kazałam nam wracać. Uważa, iż wyszłam z zazdrości o Oliwię.
Ale ja tak nie uważam. Po prostu czułam, iż Oliwia urządziła przede mną pokaz.
A wy jak myślicie? Czy Oliwia musiała aż tak się popisywać?