Szampan wylany z kieliszka rozprysnął się na marmurowej podłodze, a jego odłamki odbijały prawdę, z którą żyłam nieświadomie przez trzy lata. Zamarłam w drzwiach, patrząc, jak mój mąż od siedmiu lat klęczy obok płaczącej córeczki mojej najlepszej przyjaciółki. Następne słowa dziecka miały zniszczyć wszystko, w co wierzyłam moje małżeństwo, życie i tych, którym ufałam najbardziej.
Tatusiu, możemy już iść do domu? szepnęła mała Weronika, obejmując szyję mojego męża z zażyłością, która zdradzała tysiące przeczytanych przed snem bajek, których nigdy nie widziałam. W sali zapanowała cisza. Dwadzieścia par oczu zwróciło się w naszą stronę.
Anna, moja przyjaciółka, zbladła. A Tomasz mój mąż, mój opoką wyglądał, jakby zobaczył ducha. Ale to moje serce przestało bić.
Zaledwie trzy godziny wcześniej byłam szczęśliwa. Przyjęcie z okazji naszej siódmej rocznicy było idealne. Białe róże zdobiły każdy stół, delikatny jazz unosił się w powietrzu, a nasi najbliżsi wypełniali elegancki dom, by świętować, jak wierzyłam, miłość, której nic nie zniszczy. Miałam na sobie szmaragdową suknię, w której jak zawsze mówił Tomasz moje oczy lśniły najpiękniej.
Włosy miałam upięte, czułam się olśniewająca. choćby po siedmiu latach serce wciąż mocniej biło, gdy Tomasz łapał mój wzrok przez tłum. Wyglądasz przepięknie szepnęła moja siostra Katarzyna, pomagając mi ułożyć desery. Wy i Tomasz wciąż wyglądacie jak młodzi małżonkowie. Uśmiechnęłam się, pełna radości. Jestem najszczęśliwszą kobietą na świecie.
Jak bardzo się myliłam.
Tomasz, jak zwykle, był duszą towarzystwa czarujący, uprzejmy, zawsze dbający, by goście mieli pełne kieliszki. Architekt z sukcesami, o ciepłych brązowych oczach i naturalnym uroku, uwielbiany przez wszystkich, zwłaszcza przeze mnie. Mowa! Mowa! zawołał jego wspólnik, wznosząc toast. Tomasz roześmiał się i przytulił mnie, jego ramię ciepłe w moim talii.
No dobrze odchrząknął, gdy sala ucichła. Siedem lat temu poślubiłem moją najlepszą przyjaciółkę, duszę mojej duszy, wszystko, co mam. Marto, czynisz każdy dzień lepszym, po prostu będąc sobą. Oklaski wypełniły pokój, gdy pocałował mnie w policzek, a moje oczy zaszły łzami szczęścia.
Za kolejne siedem lat i siedemdziesiąt po nich! Kieliszki zabrzęczały, toasty popłynęły. Przytuliłam się do niego, wdychając zapach jego wody kolońskiej, czując się bezpieczna, kochana i cała.
Wtedy podeszła Anna, tuląc Weronikę. Wyglądała na zmęczoną. Moja przyjaciółka od liceum sama wychowywała córeczkę po tym, jak jej chłopak zniknął w czasie ciąży. Zawsze byłam przy niej opiekując się Weroniką, przynosząc zakupy, gotowa pomóc. Przyjęcie jest wspaniałe powiedziała cicho, kołysząc dziecko. Naprawdę się postarałaś.
Chciałam, żeby było idealne odparłam, muskając palcem podbródek Weroniki. Dziewczynka zaśmiała się i wtuliła w ramię matki. Mamusiu, chce mi się spać zamruczała.
Wiem, kochanie. niedługo pójdziemy odszepnęła Anna. Może pozwolisz jej się zdrzemnąć w gościnnym pokoju? zaproponowałam. Może się zdrzemnie, zanim będziecie gotowi.
Jesteś pewna? Anna zawahała się. Nie chcę być natrętna.
Nie bądź śmieszna. Weronika zawsze jest tu mile widziana. Gdy poszła z dzieckiem na górę, poczułam znajomy ból tęsknotę za własnym dzieckiem.
Z Tomaszem próbowaliśmy przez dwa lata, bez skutku. Lekarz twierdził, iż wszystko w porządku to tylko kwestia czasu. Ale patrzenie na Annę z Weroniką poruszyło we mnie coś głębokiego.
Wieczór toczył się dalej idealnie. Przyjaciele opowiadali anegdoty, rodzice pokazywali mi dawne zdjęcia, a matka Tomasza wzniósłszy toast, mówiła o radości, jaką wniosłam w życie jej syna. O 22:00 goście zaczęli się żegnać. Byłam w kuchni, pakując resztki ciasta, gdy z góry dobiegł płacz Weroniki.
Musiała się obudzić zdezorientowana w obcym pokoju. Sprawdzę powiedział Tomasz, już będąc na schodach. Wciąż nucąc pod nosem, unosiłam się na fali szczęścia po tym pięknym wieczorze.
Wtem usłyszałam kroki ciężkie Tomasza i lekkie Weroniki. Sądząc, iż Anna przyszła się pożegnać, weszłam do jadalni.
I wtedy mój świat runął. Weronika, wciąż płacząc, uczepiła się Tomasza, sięgając po niego, jakby od tego zależało jej życie. Tatusiu, możemy już iść do domu? błagała. Tatusiu. Nie wujku Tomaszu. Nie przyjacielu mamy. Tatusiu.
Pokój zamarł. Twarze zwróciły się w naszą stronę. Kieliszek wypadł mi z dłoni i rozbił się na podłodze. Ledwie zauważyłam skaleczenia na kostkach tylko ostry ból zdrady. Twarz Tomasza stała się biała. Anna wyglądała, jakby miała zemdleć. Płacz Weroniki narastał w ciężkiej ciszy.
Marto zaczął Tomasz, głosem, który się załamywał. Ale ja słyszałam tylko huk w uszach. Weronika miała trzy lata. Trzy. A my z Tomaszem próbowaliśmy dziecka od dwóch. Weronika została poczęta cztery lata temu gdy Tomasz przechodził kryzys, był zdystansowany, zostawał w pracy. Wychodził. Potrzebował przestrzeni. Spał z moją najlepszą przyjaciółką.
Wynoś się wyszeptałam.
Tomasz zrobił krok w moją stronę. Marto, proszę pozwól mi wytłumaczyć.
Wynoś się! krzyknęłam, głos mi się załamał. Wszyscy, wynoście się z mojego domu! Goście rozpierzchli się. Siostra Katarzyna ruszyła ku mnie, ale podniosłam drżącą dłoń. Nie ty, Kasia. Reszta wynoście się.
Tomasz zawahał się. Anna pociągnęła go za rękaw. Powinniśmy iść. I odeszli mój mąż, moja przyjaciółka i dziecko, które powinno być moje. Zostałam sama w ruinach idealnego wieczoruWeronika pewnego dnia pozna prawdę, a wtedy zrozumie, iż kłamstwo zawsze zostaje zdemaskowane, ale teraz wiedziałam tylko jedno moja droga dopiero się zaczyna.