Szampan w krysztalowym kieliszku wypadł mi z dłoni, rozbijając się o marmurową podłogę, a odłamki odbiły prawdę, z którą żyłam nieświadomie od trzech lat. Zamarłam w drzwiach, patrząc, jak mój mąż, z którym byłam od siedmiu lat, klęczy obok zapłakanego dziecka mojej najlepszej przyjaciółki. Następne słowa malca rozwiały wszystko, w co wierzyłam o moim małżeństwie, życiu i ludziach, którym ufałam najbardziej.
Tatusiu, możemy już iść do domu? szepnęła mała Weronika, obejmując szyję mojego męża z poufałością, jakby znała go od zawsze. W sali zapadła cisza. Dwadzieścia osób odwróciło się, by patrzeć.
Kasia, moja przyjaciółka, zbladła. A Robert mój mąż, mój opoka wyglądał, jakby zobaczył ducha. ale to moje serce przestało bić.
***
Zaledwie trzy godziny wcześniej byłam w siódmym niebie. Przyjęcie z okazji siódmej rocznicy było idealne. Białe róże zdobiły każdy stół, delikatny jazz unosił się w powietrzu, a nasi najbliżsi wypełnili nasz elegancki dom, by świętować miłość, którą uważałam za niezniszczalną. Miałam na sobie szmaragdową sukienkę, w której jak zawsze mówił Robert moje oczy błyszczą najpiękniej.
Włosy miałam starannie upięte, czułam się promienna. choćby po siedmiu latach serce wciąż łopotało, gdy Robert łapał mój wzrok przez tłum. Wyglądasz oszałamiająco szepnęła moja siostra Agnieszka, pomagając układać desery. Wy i Robert wciąż wyglądacie jak młoda para. Uśmiechnęłam się, pełna szczęścia. Jestem najszczęśliwszą kobietą na świecie.
***
Jakże się myliłam. Robert, jako idealny gospodarz, krążył między gośćmi czarujący, uprzejmy, dbający, by nikt nie miał pustego kieliszka. Architekt z ciepłymi brązowymi oczami, uwielbiany przez wszystkich, zwłaszcza przeze mnie. Mowa! Mowa! zawoła jego wspólnik, podnosząc toast. Robert roześmiał się i przyciągnął mnie, jego ramię ciepłe wokół mojej talii.
Dobrze, dobrze odchrząknął, gdy sala ucichła. Siedem lat temu poślubiłem moją najlepszą przyjaciółkę, drugą połówkę, całe moje życie. Małgosiu, sprawiasz, iż każdy dzień jest jaśniejszy, po prostu będąc sobą. Gdy pocałował mnie w policzek, łzy szczęścia zamgliły mi wzrok.
Za kolejne siedem lat i siedemdziesiąt po nich! Kieliszki zabrzęczały, rozległy się okrzyki. Przytuliłam się do niego, wdychając zapach jego wody kolońskiej, czując się bezpieczna, kochana, kompletna.
***
Wtedy podeszła Kasia, trzymając na rękach Weronikę. Wyglądała na zmęczoną. Moja przyjaciółka od liceum sama wychowywała córkę po tym, jak jej chłopak zniknął w czasie ciąży. Zawsze byłam przy niej opiekowałam się Weroniką, przynosiłam zakupy. Przyjęcie jest cudowne powiedziała cicho, kołysząc dziecko. Naprawdę się postarałaś.
Chciałam, żeby było idealne odparłam, bawiąc się z Weroniką. Dziewczynka zaśmiała się i wtuliła w ramię matki. Mamusiu, chce mi się spać mruknęła.
Wiem, kochanie. Niedługo wychodzimy odszepnęła Kasia. Może położysz ją w pokoju gościnnym? zaproponowałam. Niech się zdrzemnie, zanim będziecie gotowe.
Jesteś pewna? Nie chcę przeszkadzać.
Nie bądź śmieszna. Weronika zawsze jest tu mile widziana. Gdy poszła na górę, poczułam znajomy ból tęsknotę za własnym dzieckiem.
Od dwóch lat próbowaliśmy z Robertem, bez skutku. Lekarz twierdził, iż wszystko w porządku to tylko kwestia czasu. Ale widok Kasi z Weroniką poruszył coś głęboko we mnie.
***
Wieczór trwał w najlepsze. Przyjaciele opowiadali anegdoty, rodzice pokazywali stare zdjęcia, a teściowa Roberta wzruszająco przemówiła o radości, jaką wniosłam w życie jej syna. O dziesiątej goście zaczęli się żegnać. W kuchni pakowałam resztki tortu, gdy z góry dobiegł płacz Weroniki.
Pewnie otoczenie wydało jej się obce. Sprawdzę powiedział Robert, już biegnąc po schodach. Wciąż nuciłam pod nosem, promieniejąc po udanym wieczorze.
Potem usłyszałam kroki ciężkie Roberta i lekkie Weroniki. Sądząc, iż Kasia przyszła się pożegnać, wyszłam do jadalni.
I wtedy mój świat runął. Weronika, wciąż płacząc, uczepiła się Roberta, jakby od niego zależało jej życie. Tatusiu, możemy już iść do domu? błagała. *Tatusiu*. Nie wujku Robercie. Nie przyjacielu mamy. *Tatusiu*.
Pokój zamarzł. Twarze zwróciły się w naszą stronę. Kieliszek wypadł mi z ręki, roztrzaskując się o podłogę. Nie zauważyłam choćby skaleczeń na kostkach tylko piekące uczucie zdrady. Robert zbladł. Kasia wyglądała, jakby miała zemdleć. Płacz Weroniki rozbrzmiewał w ciszy.
Małgosiu zaczął Robert, drżącym głosem. Ale słyszałam tylko huk w uszach. Weronika miała trzy lata. Robert i ja próbowaliśmy mieć dziecko od dwóch. Ona została poczęta cztery lata temu gdy Robert przechodził kryzys, był zdystansowany, stale zostawał w pracy. Wychodził. Potrzebował przestrzeni. Spał z moją najlepszą przyjaciółką.
Wynoś się wyszeptałam.
Robert postąpił krok. Małgosiu, proszę pozwól mi wyjaśnić.
Wynoś się! wrzasnęłam, gardło mi się zacisnęło. Wszyscy, wynoście się z mojego domu! Goście rozproszyli się. Agnieszka ruszyła w moją stronę, ale uniosłam drżącą dłoń. Nie ty, Agnieszka. Reszta wynosić się.
***
Robert zawahał się. Kasia pociągnęła go za rękaw. Powinniśmy iść. I wyszli mój mąż, moja przyjaciółka i dziecko, które powinno być moje. Zostałam sama w ruinach idealnego wieczoru, coś twardego i zimnego osiadło mi w piersi.
Myśleli, iż mogą mnie oszukać żyć w swoim kłamstwie, gdy ja grałam rolę oddanej żony. MyliłWeronika w końcu pozna prawdę, a ja już nigdy nie pozwolę, by ktoś zabił moje zaufanie tak, jak oni to zrobili.