W deszczu samotności

newsempire24.com 1 tydzień temu

Pod deszczem samotności

Żona Krzysztofa, Bożena, zaczęła zachowywać się dziwnie. Pewnego dnia urządziła awanturę o nic, obwiniając go o wszystkie grzechy świata: raz talerz nieumyty, raz skarpetki rzucone byle gdzie, raz zapomniał o rzeczach, o których “już miliard razy przypominała”. Najwyraźniej miała dość sprzątania za nim! A przede wszystkim – nie potrafił uzbierać na nowy samochód. Krzysztof zaczął podejrzewać, iż nie o niego chodzi. Nie dla niego nagle zaczęła się stroić, zapisała na siłownię i odnowiła garderobę. I Bożena odeszła do innego… Minął rok. Pewnego ranka Krzysztof obudził się od dzwonka do drzwi. Narzucił szlafrok, powlókł się do przedpokoju, otworzył i zamarł – nie wierzył własnym oczom.

Ciężka szara chmura pełzła po niebie, jakby jakaś niewidzialna ręka zamalowywała je ponurą farbą. Duże krople deszczu zaczęły stukać w szybę. Krzysztof jechał ulicami starego miasteczka nad Wisłą, z każdą minutą deszcz przybierał na sile, a wiatr wył coraz głośniej. W aucie było ciepło, radio cicho nuciło melodię, ale za oknem panował zimny smutek, od którego robiło się nieswojo.

Ulice opustoszały, tylko pojedyncze samochody mijały go, i z każdą chwilą było ich coraz mniej. Ile już kół nadział po mieście? W domu nie dało się wytrzymać, nogi same zaniosły go do auta. Krzysztof lubił rozmyślać za kierownicą, układając swoje życie jak puzzle, w których brakowało kluczowych elementów. Skręcił w wąską uliczkę, oddalając się od centrum, od swojego mieszkania, gdzie wszystko przypominało o przeszłości.

Tydzień temu wróciła Bożena. Jej pojawienie się rozbudziło starą ranę. Myślała, iż roztopi się od jej łez, wybaczy zdradę, zapomni obrazy. Odchodząc, wylała na niego wiadro pomyj, nazywając go nieudacznikiem, beznadziejnym facetem. Da się coś takiego zapomnieć?

Rok temu Bożena rozkręciła kłótnię o nic. Krzyczała, iż ma dość jego bałaganu, iż nie spełnia jej próśb, iż nie potrafi zapewnić jej dostatniego życia. “Cztery lata bez wakacji za granicą! Drugi rok z rzędu nie mogę wyjechać nad morze! – rzucała mu w twarz. – Odchodzę do kogoś, kto da mi to wszystko!” Krzysztof podejrzewał, iż jej nagłe wypady na siłownię i nowe ciuchy nie były dla niego. W domu chodziła w starym szlafroku, bez makijażu, a na zewnątrz błyszczała. Nie zatrzymywał jej. Serce pękało z bólu, ale przetrwał. Poszedł na imprezę, wypił z kumplami, ale gwałtownie się ogarnął. Z czasem ból osłabł.

W pracy kobiety, dowiedziawszy się, iż jest wolny, ożywiły się. Nie potrzebowały drogich prezentów ani zagranicznych wakacji – wystarczył im mężczyzna u boku. A Krzysztof był dobrą partią: w sile wieku, z mieszkaniem, samochodem, bez alimentów. Ale żadna nie poruszyła jego serca. Nie był przeciwny nowemu związkowi, ale iskry nie było. Kumple też się oddalili – ich żony bały się, iż wolny Krzysztof namówi ich mężów na przygody. Odwiedzał ich, ale wracał do pustego mieszkania, gdzie nikt na niego nie czekał.

Dzieci z Bożeną nie mieli. Krzysztof się tym nie przejmował – nie każdemu od razu się udaje. Bożena choćby się badała, lekarze mówili, iż wszystko w porządku, trzeba czasu. Ale przy rozwodzie rzuciła: “Jesteś do niczego! choćby żonę wybrałeś taką, co dzieci nie urodzi!” To uderzyło jak nóż. A jednak, gdyby została, wybaczyłby. Ale odeszła.

Po roku zadzwoniono do drzwi. Krzysztof otworzył i skamieniał. W progu stała Bożena, z zapłakanymi oczami, błagająca o przebaczenie. “Pomyliłam się, zrozumiałam, iż cię kocham” – powtarzała, tuląc się do niego. Odpowiedział, iż wybaczył, ale nie zapomni. Jak przyjąć z powrotem kobietę, która bawiła się z innym, a teraz wróciła, bo ją rzucono? “Wpuściłabyś mnie, gdybym to ja odszedł?” – spytał. Milczała. Gdy wychodził, kazał jej zabrać swoje rzeczy i zniknąć z jego życia. “Nie mam gdzie iść” – szepnęła. “A do mamy na wieś?” – rzucił.

Wtedy, tak jak dziś, jeździł po mieście do nocy, aż padł ze zmęczenia. Postanowił: jeżeli będzie w domu, spróbują zacząć od nowa. W końcu był do niej przyzwyczajony, znał ją. Ale mieszkanie było puste. Krzysztof się nie smucił. Pomyślał i zrozumiał: nic by z tego nie wyszło. Wróciła z desperacji, a potem, znalazłszy lepszego, znów by odeszła. Jak po tym zaufać?

Deszcz przybierał na sile, wycieraczki ledwo nadążały. Krzysztof jechał, prowadząc cichy dialog sam ze sobą. Postanowił zrobić jeszcze jedno kółko, zatankować i wrócić do domu. Na światłach się zatrzymał. Nagle wzrok wyłowił kobiecą postać pod drzewem. Wiosenne liście nie chroniły przed ulewą, była przemoczona do suchej nitki, patrzyła w pustkę. Czerwone światło miało zaraz zmienić się na zielone, a ona stała. Kogoś czeka? A może, tak jak on kiedyś, nie wie, dokąd iść?

Światła zmieniły się, Krzysztof ruszył, ale zaraz cofnął. Otworzył okno i zatrąbił. Kobieta nie drgnęła. “Wsiadaj! Gdzie cię podwieźć?” – krzyknął. Powoli odwróciła głowę. Łzy czy deszcz na jej twarzy? “Nie mogę tu stać w nieskończoność” – pospieszył ją. Kobieta, ledwo powłócząc nogami, podeszła i wsiadła. Jej usta zadrżały, ale uśmiech się nie udał. “Tapicerka zmoknie” – pomyślał Krzysztof, włączając ogrzewanie foteli.

Przesunęła ręką po mokrych włosach, próbując naciągnąć sukienkę na kolana. Tkanina przylepiała się. “W schowku chusteczki” – powiedział Krzysztof, ruszając. Wzięła jedną, otarła twarz. Jechali w milczeniu. “Gdzie cię zawieźć?” – w końcu zapytał. “Nie mam dokąd” – cicho odpowiedziała. Jej głos był miękki, ale czuć w nim było beznadzieję. “No i wtopiłem się” – przemknęło muKrzysztof westchnął i powiedział: “No to chyba jedziemy do mnie, bo nie zostawię cię tu samej z tym pustym spojrzeniem.”

Idź do oryginalnego materiału