W 70 roku życia zrozumiałam, iż najgorsze to nie pusty dom, ale pełne wnętrze ludzi, którzy nie potrzebują mnie.

polregion.pl 2 godzin temu

1 stycznia. Dzisiaj zrozumiałem, iż najstraszniejsze to nie pusty dom, ale pełen ludzi, dla których jesteś nikim.

Znowu kupiłeś nie ten chleb głos synowej Kasi wbił się w uszy, gdy rozpakowywałem torby w kuchni. Prosiłam bez drożdży. Piąty raz mówię.

Wzięła bochenek, który przyniosłem, i obróciła go w rękach, jakby to była jakaś trująca gąsienica.

Kasiu, zapomniałem, wybacz. Zajęty byłem.

Zawsze jesteś zajęty, Stanisławie. A my to potem jemy. Bartek może dostać alergii.

Rzuciła chleb na blat z miną, jakby robiła mi łaskę, nie wyrzucając go od razu.

Przełknąłem ślinę. Bartek ma sześć lat i nigdy nie miał alergii na zwykły chleb.

Do kuchni zajrzał syn.

Tato, nie widziałeś mojej niebieskiej bluzy?

Widziałem, Wojtku. W praniu, wczoraj…

Po co? przerwał. Chciałem ją dzisiaj założyć! No tata!

Zniknął, zostawiając mnie z tym irytującym no tata, które ostatnio bolało bardziej niż policzek. Uprzątnąłem. Zajęłem się. I znowu byłem winny.

Powoli poszedłem do swojego pokoju, mijając salon, gdzie Kasia już gadała przez telefon z koleżanką: Teść znowu odleciał. Śmiech w słuchawce był równie ostry jak jej słowa.

Mój pokój wydawał się jedynym spokojnym miejscem w tym kiedyś przytulnym domu. Teraz huczał jak ul.

Ciągłe rozmowy, krzyki dzieci, telewizor, trzaskanie drzwiami. Głośno. Tłoczno. I do szpiku kości samotnie.

Usiadłem na łóżku. Całe życie bałem się zostać sam. Bałem się, iż dzieci wyfruną, a ja będę tkwił w pustych pokojach. Jakim byłem głupcem.

Dopiero po pięćdziesiątce zrozumiałem, iż najstraszniejsze to nie pusty dom, ale pełen ludzi, którzy cię nie potrzebują.

Jesteś dla nich darmową funkcją. Działasz źle, więc cię poprawią. Podaj, przynieś, posprzątaj, ale tak, jak każą. Krok w lewo, w prawo już zawadzasz, drażnisz, plączesz się pod nogami.

Wieczorem spróbowałem jeszcze raz. Syn wpatrywał się w laptop.

Wojtek, może pogadamy?

Tato, nie widzisz, iż pracuję? nie oderwał wzroku od ekranu.

Chciałem tylko…

Później, dobrze?

Później nigdy nie nadchodziło. Oni mieli swoje życie, plany, rozmowy. A ja byłem… tłem. Jak stara kanapa z plamą po kawie. Jest, ale go nie ma.

Zapukano. Bartek.

Dziadziu, poczytaj podsunął mi książkę.

Serce zabiło szybciej. Oto on, mój promyk. Jedyny, który…

Bartek! w drzwiach stanęła Kasia. Nie mówiłam, żeby nie zawracać dziadkowi głowy? Idź, czas na tablet.

ZabZostałem sam, ale w końcu zrozumiałem, iż cisza wypełniona własnymi myślami jest lepsza niż hałas obojętnych serc.

Idź do oryginalnego materiału