Uwolnij się: jak pozbyłam się teściowej i zaczęłam żyć pełnią życia

newsempire24.com 3 tygodni temu

„Wynocha!” — jak wyrzuciłam teściową i odetchnęłam pełną piersią
Słowo „teściowa” od dziecka budziło we mnie uprzedzenie. Może dlatego, iż w moim otoczeniu nie było ani jednej kobiety, która miałaby dobre relacje z matką męża. Słyszałam dziesiątki historii, w których to właśnie ona niszczyła małżeństwo. Wszystko sprowadzało się do jednego: „Od pierwszego wejrzenia mnie nie zniosła — i zaczęła powoli, ale metodycznie, mnie topić”.

Naiwnie wierzyłam, iż miłość jest silniejsza niż wszelkie intrygi. Że jeżeli uczucie jest prawdziwe, nikt nie stanie między nami. Niestety. Byłam w błędzie.

Pierwsze spotkanie z przyszłą teściową odbyło się tuż przed wyjazdem mojego ukochanego na służbę wojskową. Uznałam, iż to dobry moment — pożegnania zbliżają. Myślałam, iż się dogadamy, bo jestem dorosła, wykształcona, mam przyjaciółki po pięćdziesiątce — czym ona mogła się różnić?

Ale już od pierwszej chwili zrozumiałam: ta kobieta mnie nienawidzi. Nie po prostu nie lubi — nienawidzi. Dlaczego? Nie miałam pojęcia. Cały dzień pomagałam: zmywałam naczynia, gotowałam, krzątałam się, ale ona patrzyła przeze mnie, jakbym była powietrzem.

Minął rok. Zamieszkaliśmy razem po jego powrocie z wojska. Od pierwszego dnia byłam dla niej „głupią, nieporadną dziewczyną”. Wszystko nie tak, wszystko źle. Starałam się, jak mogłam, chciałam jej zaimponować, ale w odpowiedzi słyszałam tylko złośliwe uwagi za plecami. A gdy odkryłam, iż obgaduje mnie przed swoimi koleżankami, coś we mnie pękło.

Rok później wzięliśmy ślub. Bez wystawnego wesela, tylko skromna rodzinna kolacja. Teściowa nalegała — „jak to bez przyjęcia”. Mieszkaliśmy wtedy z ojcem męża — jego rodzice byli od dawna rozwiedzieni. Ale choćby na odległość potrafiła zatruć nam życie.

— Nie doczekałaś się z wojska!
— Jesteś złą gospodynią!
— Nie zasługujesz na niego!

A przecież gotowałam zupy, drugie dania, kompoty i desery. Sprzątałam codziennie. Pomagałam jej w domu, gdy było trzeba. Ale nic nie było dość dobre.

A potem nagle zapragnęła wnuków. Nie byliśmy jeszcze gotowi na dzieci. Wtedy posunęła się dalej — zaczęła szeptem oskarżać mnie o bezpłodność. Tylko w cztery oczy. Żeby nikt nie słyszał. Powiedziałam mężowi. Wzburzony, pojechał do niej — wyjaśniać. A ona? Oskarżyła mnie, iż nastawiam go przeciwko niej. Że kłamię. „Ona jest zła, odbiera mi ciebie!” — wrzeszczała.

Pięć lat! Pięć lat żyłam pod tym jarzmem. Zapomniałam, iż mam wyższe wykształcenie, udaną karierę, przyjaciół. Człowiek zaczyna wierzyć, iż jest nikim. Płakałam nocami, unikałam spotkań z nią. Każdy kontakt — jak tortura.

Pewnego dnia przekroczyła granicę. Byłam w ósmym miesiącu ciąży. Ciąża przebiegała ciężko. Leżałam na kanapie, gdy wtargnęła do domu i zaczęła krzyczeć. Rzucała oskarżenia, wyciągała moich rodziców, wymachiwała rękami. Wtedy, sama nie wierząc w siebie, wstałam i powiedziałam stanowczo:
— Wynocha!

Zdrętwiała. Nie spodziewała się tego. A ja… Poczułam, jakbym się obudziła. Jakby ktoś zdjął ze mnie kajdany. Wyprowadziłam ją za drzwi. Bez krzyku. Spokojnie. Ale z wewnętrzną siłą, której wcześniej nie miałam. I zrozumiałam: nigdy więcej nie pozwolę, by ktoś mnie upokarzał. To moje życie. I to ja decyduję, kto w nim zostanie.

Tej nocy porozmawiałam z mężem. Na serio. Bez histerii. Zrozumiał. Wiedział, jaki charakter ma jego matka. Wybrał — mnie.

Minęły trzy lata. Oddycham. Żyję. Mamy cudowną córeczkę. Teściowa? Widujemy się czasem — parę razy w roku. Powierzchowne „cześć”, formalne słowa. Widuje wnuczkę — kiedy i gdzie ja zdecyduję. Nie utrudniam, ale też nie wpuszczam jej do domu.

Nie czuję wyrzutów sumienia. Niektórzy mówią — to „niehumanitarne”. A ja odpowiadam — to sprawiedliwe. Szanuję ją — za to, iż urodziła mojego męża. I tyle. Nie jest panią mojego życia. I najważniejsze — jestem wdzięczna sobie, iż pewnego dnia zebrałam się na odwagę i powiedziałam: „Dość!”.

Pięć lat zostało mi skradzione. Ale teraz mam wolność. I to jest najlepszy prezent, jaki mogłam sobie podarować.

Idź do oryginalnego materiału