Uwodził, a potem szantażował nastoletnie dziewczyny. Wpadł dzięki czujności rodziców

dadhero.pl 1 tydzień temu
Najpierw zdobywał zaufanie dziewczynek, potem zachęcał je do przesyłania mu intymnych zdjęć. A gdy już je dostał, zaczynał szantaż. W ten sposób młody mężczyzna skrzywdził 30 nastolatek z całej Polski. Został złapany dzięki rodzicom jednej z dziewczyn, którzy w porę zauważyli, iż z ich córką dzieje się coś niepokojącego.


Rodzice nie wiedzą, czym jest sextortion, a wiele dzieci pada ofiarą tego przestępstwa. Tak mówiła niedawno wiceminister edukacji Joanna Mucha, uzasadniając potrzebę wprowadzenia zagadnień dotyczących przestępstw seksualnych na lekcjach edukacji zdrowotnej.

Rodzice najskuteczniejszą ochroną


Jak dodała, coraz więcej dzieci wpada w pułapkę zastawioną przez podstępnych szantażystów, którzy najpierw zdobywają ich zaufanie, a potem proszą o wysłanie intymnych zdjęć. A gdy manipulacja się uda, zaczynają szantaż. Niestety, wielu rodziców nie ma pojęcia, co ich dzieci robią w mediach społecznościowych, dlatego nie są w stanie uchronić ich przed przestępcami, a choćby zauważyć, iż dzieje się coś złego.

Niestety, życie pokazuje, iż wiceministra Mucha ma rację. Dowodem może być zakończony niedawno proces 24-letniego mężczyzny, który perfidnie szantażował 30 dziewczyn w całej Polsce. Wszystkie jego ofiary miały mniej niż 15 lat. Sąd Apelacyjny we Wrocławiu skazał go na 4,5 roku więzienia. Ale procesu i wyroku by nie było, gdyby nie czujność rodziców jednej z pokrzywdzonych dziewczynek. Gdy dowiedzieli się, co się stało ich córce, natychmiast zawiadomili policję.

Śledztwo, które ruszyło dzięki tej interwencji, pokazało, iż ofiar było znacznie więcej. Kiedy policjanci namierzyli szantażystę i weszli do jego domu, okazało się, iż miał intymne zdjęcia i filmiki trzydziestu dziewczynek. Wszystkie zdobył w ten sam sposób. Poznawał nastolatki w mediach społecznościowych, podając się za ich rówieśnika. Zdobywał zaufanie, zaprzyjaźniał się, aż w końcu po pewnym czasie proponował przejście na "bardziej intymny poziom znajomości". I prosił dziewczyny o przesłanie mu nagich zdjęć. Niestety, te jego manipulacje były skuteczne, bo dziewczęta spełniały jego prośby. I wtedy zaczynał sie dramat. Gdy mężczyzna dostał zdjęcia, przestawał być miły. Żądał kolejnych, już znacznie ostrzejszych.

Rozmawiaj, sprawdzaj, reaguj


Sposób działania skazanego 24-latka to typowy przykład sextortion. To przestępstwo polega na zmanipulowaniu ofiary i zachęceniu jej do wysyłania intymnych zdjęć. A potem zaczyna się grożenie, iż te materiały trafią do internetu. Ofiary muszą albo płacić, albo przesyłać kolejne zdjęcia zdjęcia i filmy. A te szantażysta często sprzedaje pedofilom.

Perfidia manipulatorów polega na tym, iż ich ofiary czują się bezradne. Po pierwsze dlatego, iż się mają poczucie winy, bo przecież same wysłały bandycie swoje zdjęcia. Po drugie, często nie wiedzą, gdzie szukać pomocy, bo się wstydzą. Dlatego tak ważna jest rola rodziców. To od nich najbardziej zależy, czy dziecko wpakuje się w kłopoty.

Dlatego po pierwsze warto otwarcie rozmawiać z dzieckiem o tym, iż trzeba uważać na znajomych z internetu, a zwłaszcza tych, którzy nagle zaczynają składać erotyczne propozycje. Trzeba powiedzieć wprost, czym może się skończyć niby niewinna zabawa w wysyłanie zdjęć. Potrzebna jest też uważność na to, co dziecko robi w internecie, z kim rozmawia w mediach społecznościowych. No i czujność. jeżeli dziecko nagle zaczyna być smutne, zapłakane, zamknięte w sobie i widać, iż ma problem, to trzeba spokojnie o tym porozmawiać i delikatnie dowiedzieć się, co się stało. A potem działać, jak to zrobili rodzice jednej z pokrzywdzonych dziewcząt.

Taka postawa wśród rodziców, nie jest, niestety, powszechna. Świadczy o tym fakt, iż w trakcie śledztwa policjanci ustalili tożsamość zaledwie dziewięciu spośród trzydziestu dziewczynek, których zdjęcia miał w swoim komputerze bandyta. To oznacza, iż ogromna większość jego ofiar nie zgłosiła się na policję. A rodzice tych nastolatek prawdopodobnie do tej pory nie wiedzą, co spotkało ich córki.

Źródło: TVN24


Idź do oryginalnego materiału