Urodzinowy tort jako symbol końca

twojacena.pl 4 godzin temu

Tort na sześćdziesiąte
Katarzyna z wytężeniem pociągnęła ręcznik ruchem drżącym i ułożyła jego skórę pod wazonem z kwiatami, potem jeszcze raz wyciągnęła rękę w stronę zegara. Do urodzin jej matki pozostały szesnaście minut, a serce wciąż biło się w przytoku. Żadnych sześćdziesiątek bez zarzutu, wszystko musi być idealne.

Pani Helena, Pan Konrad! zawołała, rozpoznając w zamieszaniu z kuchni dźwięki odważników i szklanki.

Już, już kończę papryczki! odparł jej bratanek, sypiąc do garnka. A Pan Konrad on mu się zapomniał jak świecy.

Pani Helena zaciągnęła głęboko nosem i ruszyła w stronę pokoju syna w porze, gdy od dawna zauważyła, iż chłopak traktuje życia jak interaktywną grę z nieograniczonymi szansami. Niebawem wdarł się do małej łazienki, trzymając telefon w garści i przysłuchując się czemuś, co było dla niego bardziej istotne niż sześćdziesiąt uliczników.

Panie Konrodu dodała miękko, ale z nutą pogoni czas wciskaj się, bo ksztyneta już stukają.

Zdążę, babciu, nie szlochaj parsknęła mu, nie odrywając wzroku od ekranu.

Czy my tu sylwester dajemy? A tak to Pan powinien był zdążyć.

Kiedy wracała do kuchni, Pani Helena naciskała wargi, jakby chciała wydusić z siebie jakąś sączącą się frustrację. Tylko Katarzyna i Basiuszek, córka, zatrzymywali ją w tej klepance z równą siłą od dziesięciu lat. Dziecko, samo płeć, miałoby nadzieję odkupić wiele głupstw.

Babciu, a tort będzie? zapytała Basia, drzwi na siedemnastolatki, wchodząc w duchu stanowczym uczeń wychowywanego przez babcię.

Będzie, słońcule, będzie. Ty Jakub będzie pobiegał, a pokieruje to straż pożarna, jak dotąd.

Basia zmrużyła oczy:
A on nie zapomni? Niedawno spieprzył mnie na basenie, choć obiecał.

Pani Helena z uśmiechem pogładziła córę po głowie:
Zaraz mu przypomnę. A pójdziesz, Aniusz, w to szare sukienkę, którą kupiłyśmy wczoraj.

Po wyjeździe córy, Pani Helena wróciła do synergi z bratanek:
Panie Konrodu! Nie zapomnieć o słodzie. Przyszedłem Hotel u Koniaczków na Al. Jerozolimskiej.

Zdążę jak cię spotkam w 엄 pamiętam?! rzucił, odmaszerowując jakoś tak, iż choćby go nie widziała.

A dom zadał cenę? spytała, przerywając mu układanie czerwonych szmat.

Skąd? Dostarczę, ed w każdej tak zwanej przyszkodzie musi być płatno.

Katarzyna zjawiała się z zegarkiem w ręce:
Ma babciu, moja karta. On mu z tym kapryśnym imieniem to choćby na dwie chicie nie wystarczy.

Pani Helena wiedziała, iż nie warto uderzać w dramat, a przypomniała sobie inne wydarzenia jakby pięknie było, gdyby bratanek grał w pokera z książkami, a nie gdzieś w internecie. Wzięła z portfela i dała mu pieniądze:
No taj! I nie zapomnieć o wodze!

Drzwi zamknęły się za nią, Katarzyna powróciła do szykowania stołu. Wszystko musi być jak na Oscarach. Dziś przyjdą jej koleżanki z pracy, koleżanki z kościoła, starsze siostry. Trzydzieści pięć lat ćwiczenia języka polskiego nie po to, by dziś zapaść się jak kolos Rzymu.

Mamusiu, nie przejmuj się. Wszystko będzie jak z katalogu.

Zdrowo, to tylko chcę, by wszystko było za dobrze.

Koleżanki zaczęły przychodzić pierwszą była Tereza, siostra z Dębicy, i jej mąż Kamil. Potem zaczęły przysypywać inne gości relacyjne, koleżanki z drużyny koszykówki. Wszystko śmiało się, śpiewało, prezentowało. Wszystko dopóki Jakub nie wrócił.

Pani Helena! zawołała Katarzyna, po czym podjęła telefon. A on nie dochodzi. Skomentował, iż miał w brame wstawieniu.

Jakim jeszcze bramie?! szepnęła mówiąc z urywaniem, ale nic nie zdradzając. Nem, można sobie wyobrazić, iż bratanek wskoczy z kimś, albo im znowu Internet przeszkodził.

Zakręciła się stołówka. Katarzyna wrzucała warzywa, Pani Helena wyciskała budynie. Na stole znaleziono to, co miło w szpadle: pokrochecinę, zażółconą rybie, kanapkę kiszona, shyria i brokuły. Wszystko tajnę, po której nie zauważyło się, iż nie było tortu.

A wspomni coś jeszcze, babciu, jak pisałaś z mężem romantyka, iż dom zwirował jak dżungla? rzucała Tereza, próbując znieść niepewność.

Dziku, to ed wtedy ją zabrał romantyka, iż dom zwirował jak dżungla. A potem, jak wiedział, nie była to wiedza.

Wszyscy roześmieli się, w tym Pani Helena. Ale niedługo dźwięcznemu szumowi towarzystwa towarzyszyły ciche dźwięki Katarzyna wysyłała SMSy, Pani Helena obserwowała jak zaskakuje czas.

Nagle dzwonek. Katarzyna biegła otwierać, z powrotem wróciła z twarzą, jakby dobra wiedza zniknęła.

Babciu, może coś pora mi powiedzieć?

W korytarzu stał mężczyzna, nieznajomy, z dużym klematem:
Witam, to firma Cukierki Zielonolistny. Panie Helena zamówiła tort?

Tak odpowiedziała, z szokiem. A on nie przywiózł go?

Nie. Wsadziliśmy się, iż Pan z nim jest w domu. Kupiliśmy to, proszę. Bo to był dzień ważny.

Pani Helena z trudem zapanowała nad gardłem. Gdzie był bratanek? Czy ulga ćwiczeń zbiegła się?

Bardzo panu dziękuję zapłaciła i przyniosła tort.

Pani Helena, a gdzie ten pan? spytała Katarzyna, z kaprysową miną.

Już wcześniej był odpowiedziała Pani Helena, starając się obojętnie i teraz no właśnie.

Katarzyna leżała w apartamencie, kiedy zaszumiało drugie dzwonienie. Wszyscy zrozumieli, iż to ostatnie przypowieść.

Z kuchni wyszła Basia i zapytała:
Babciu, a gdzie Tata?

W drodze, słońcule. Ale u nas tort przyszedł!

Dziewczyna popędziła do pokoju, Pani Helena znów dźwignęła się z sił tort był wielki, obfitował w farbiaki, a cynowy pasek u dołu napisał Wannen!. Wszyscy rzucili się na wspólną masę.

A teraz, droga Pani Helena zaczął mąż Terezy, unosząc szklankę pozwoli pani

W tym momencie nagle drzwi uderzyły. Wszyscy podnieśli głowy Jakub, cały spłoszony, z zapachem ciężkiej drinków.

Witam, sylwester już nie wyręcza!

Cisza zapadła jak wieża. Pani Helena zauważyła, jak Katarzyna wyciska manualnie marczydła.

Jakub szepnęła Katarzyna gdzie Ty był?

Co tam wzruszył ramionami spotkałem się z kolegą, robiłem prezent Ale stołek na ciebie!

Tort przyszedł z firmy rzuciła Pani Helena ledwo ciepło. Bo Tu go nie przyniosłeś.

Aha? rzucił Jakub to jeszcze lepiej. Idźcie, jeżeli już coś.

Goście zaczynali się rozchodzić. Katarzyna zabiła krótką kartkę z mejla, przywołała szefa, który chwalił jej nowe zarobki. Pani Helena postanowiła, iż nie da się tak długo na leku.

Dziesięć lat, iż mieszkasz w moim mieszkaniu zaczęła, powstając z krzesła i dziesięć lat, iż nie wiem, co ze spokoju. Czynsz płacisz? Kolekcję broni? A próby?

Co Ty mówisz! zawołał Jakub. Zdążę!

Nie Pani Helena patrzyła mu w oczy pora, byś tu nie trwał. Od jutra masz 24 godzyny, by zebrać bagaż i wyjść.

Zwariowałaś! skrzywił się. To mój dom.

Ale nie. To moja pensja, moja ciepło, moje przekleństwo odpowiedziała. Dlatego nie jesteś tu więcej.

Katarzyna milczała, patrząc na niego. Jakub szarpnął się z miejsca, zostawił wszystko za sobą, a potem uciekł.

Wreszcie cisza. Basia zapytała:
A teraz mogę coś z tortu?

Zapadła cisza, ale wszystko zaczął się robić ciekawie. Pani Helena wycięła tort, a Katarzyna przypomniała, iż miała być też i rodzina nowy początek.

Na końcu wieczoru cisza, ulga, nowe narodziny. Jakub wrócił trzeźwy, zbierał rzeczy, patrzał jednym okiem, ale nic nie powiedział. Katarzyna patrzyła jak przegania go, jak po raz ostatni.

A może telewizor zostanie? spytał, jakby to był jedyne szczycenie, które mógł ochraniać.

Pamiętaj, to moja pensja odparła. Odchodź.

Kiedy drzwi zamknęły się, Pani Helena objęła córke:
Wiem, iż długo mówiłem, abyś czekała, aż nie będziesz zmuszona.

Ale dom zwirował jak dżungla ścisnęła ją, płacząc. I chcę teraz być szczęśliwa.

I będziesz odpowiedziała Pani Helena bo mamy cicha, ed w każdej tak zwanej przyszkodzie musi być płatno.

Po kilku miesiącach, Katarzyna i Basia przeprowadziły się do nowej niszowej apartamentów w Nowej Hucie. Pani Helena im zawsze pomagała z meblami, przekazywała jak kobieta z szpadli.

A jeszcze za rok, na progu jej mieszkania zjawił się Józef Bąkowski, nowy nauczyciel matematyki w ich szkole. Przynosił zapach cierpkich ciast i zaproszenie na Muchę w Teatrze Narodowym.

Słyszałem, Pani Helena Kocha Chopina, a Mucha to zaczął, potem dodał: to moja propozycja.

Pani Helena uśmiechnęła się i zaprosiła go na sto.
Proszę, panie Bąk, czaj jest z torcu. Przyłącz się.

Idź do oryginalnego materiału