Ugotowała obiad dla rodziny, a wszystko zjedli znajomi córki!

newsempire24.com 1 miesiąc temu

Dzisiaj znów miałem dość. Gotowałem obiad dla całej rodziny, a przyjaciele mojej córki wszystko zjedli!

Moja córka, Zosia Kowalska, to dusza towarzystwa. Jej serdeczność i otwartość przyciągają innych jak magnes. W naszym domu w Krakowie zawsze jest pełno jej kolegów – nie tylko z klasy, ale i zupełnie obcych dzieciaków. Cieszę się, iż jest taka towarzyska, ale ostatnio sytuacja wymknęła się spod kontroli.

Wszystko zaczęło się, gdy Zosia zaczęła zapraszać przyjaciół do domu. Zima, mróz – rozumiem, iż wolą bawić się w cieple. Na początku podawała im herbatę z ciastkami, puszczała muzykę, wymyślała zabawy. Byłem wzruszony, widząc, jaka jest gościnna. Ale teraz przyprowadza zupełnie obcych nastolatków, których pierwszy raz widzę na oczy. I ich zachowanie przyprawia mnie o ból głowy.

Ostatnio wróciłem z pracy i zastałem na kuchni dwójkę nieznajomych. Wyjadali bigos prosto z garnka, który przygotowałem na dwa dni dla rodziny. Nie zostało ani trochę! Brudne talerze wrzucili do zlewu i wyszli, choćby nie żegnając się. Byłem wściekły. Nie mieliśmy co jeść na kolację, a ja byłem zbyt zmęczony, by gotować od nowa.

Spróbowałem wytłumaczyć Zosi, iż nie może zapraszać obcych ludzi i częstować ich naszym jedzeniem. Ciastka, cukierki – jeszcze ujdzie. Ale to, co jest w lodówce, jest dla rodziny. Zosia się zirytowała, nazwała mnie skąpcem i zatrzasnęła drzwi do swojego pokoju tak mocno, iż zatrzęsły się szyby. Zamknęła się i nie chciała ze mną rozmawiać. Czułem się winny, ale co miałem zrobić?

Ugotowałem ziemniaki, usmażyłem kotlety, zawołałem wszystkich na kolację. Zosia demonstracyjnie odmówiła jedzenia, jakbym był jej wrogiem. Rano, wychodząc do pracy, powiedziałem: „Jedzenie na dwa dni, wracam późno, nie będę gotował.” Ale gdy wróciłem po jedenastej wieczorem, mój żona, Agnieszka, smażyła ziemniaki w pustej kuchni. Przyjaciele Zosi znowu opróżnili lodówkę. Córka znowu zamknęła się w pokoju, nie chcąc nic wyjaśniać.

Czuję bezradność. Jak do niej dotrzeć? Nie słucha, rzuca tylko oskarżenia: „Jesteś skąpy, nienawidzisz moich przyjaciół!” Może to wiek buntu? A może my, rodzice, popełniliśmy błąd w wychowaniu? Nie wiem, jak się zachować. Chcę, żeby Zosia była szczęśliwa, ale nie mogę pozwolić na taki chaos.

Nie jestem sknerą, ale budżet domowy ledwo zipie. Pracujemy z żoną do upadłego, żeby utrzymać rodzinę. Staram się gotować coś dobrego dla swoich, a kończy się tak, iż karmię obce dzieci. Mój ojciec mruczy: „Trzeba wziąć się za pas!” Ale jestem przeciwnikiem przemocy. Chcę rozwiązać to polubownie, tylko jak? Zosia nie chce rozmawiać, a ja czuję, iż tracę kontakt z własnym dzieckiem.

Co robić? Jak wytłumaczyć Zosi, iż jej zachowanie szkodzi rodzinie, nie raniąc jej? Jak postawić granice, żeby nasz dom nie zamienił się w jadłodajnię? jeżeli macie podobne doświadczenia – podzielcie się radą. Jestem na krawędzi…

Dzisiaj zrozumiałem jedno: miłość wymaga czasem twardej ręki, ale przede wszystkim cierpliwości. Może jutro będzie lepiej.

Idź do oryginalnego materiału