Uciekłam z domu i nie żałuję, iż zostawiłam chorą rodzinę bez pomocy.

polregion.pl 1 tydzień temu

W małym miasteczku pod Kielcami, gdzie wąskie uliczki wciąż noszą w sobie echo dawnych czasów, moje życie w wieku dwudziestu siedmiu lat przyćmione jest poczuciem winy, jakie wpaja mi matka. Nazywam się Kinga Lisowska, pracuję jako grafik komputerowy i mieszkam samotnie w Łodzi. Mama zarzuca mi, iż nie pomagam jej opiekować się moim chorym bratem Miłoszem, ale nie rozumie, dlaczego wyjechałam z domu zaraz po skończeniu liceum. Uciekłam, by ocalić siebie, a teraz jej wyrzuty rozdzierają mnie między poczuciem obowiązku a pragnieniem wolności.

Rodzina, która stała się więzieniem

Dorastałam w domu, gdzie wszystko kręciło się wokół Miłosza. Młodszy brat urodził się z porażeniem mózgowym i od dzieciństwa jego zdrowie było w centrum uwagi. Mama poświęciła mu całe życie: woziła po lekarzach, uczyła mówić, pomagała mu się poruszać. Tata odszedł, gdy miałam dziesięć lat, nie wytrzymując presji, i zostałam z mamą oraz Miłoszem. Kochałam brata, ale moje życie podporządkowane było jego potrzebom. „Kinga, pomóż Miłoszowi”, „Kinga, nie hałasuj, musi odpocząć” – te słowa słyszałam codziennie.

W szkole byłam prymuską, marzyłam o projektowaniu, ale w domu nie było miejsca na moje marzenia. Gotowałam, sprzątałam, zajmowałam się bratem, gdy mama pracowała. Mówiła: „Jesteś starsza, masz obowiązki”. Rozumiałam to, ale w głębi duszy krzyczałam: „A kiedy ja będę mogła żyć?” W wieku osiemnastu lat, po maturze, nie wytrzymałam. Spakowałam rzeczy, zostawiłam liścik: „Mamo, kocham was, ale muszę odejść” – i wyjechałam do Łodzi. To był skok w nieznane, ale wiedziałam: jeżeli zostanę, stracę siebie.

Nowe życie i stare wzburzenia

W Łodzi zaczynałam od zera. Wynajmowałam pokój, pracowałam w kawiarni, studiowałam na uczelni. Teraz mam stałą pracę, maleńkie mieszkanie, przyjaciół. Jestem szczęśliwa, ale mama nie potrafi tego zaakceptować. Dzwoni raz w miesiącu, a każda rozmowa to kolejne wyrzuty. „Kinga, nas opuściłaś! Miłoszowi jest gorzej, a ty żyjesz tylko dla siebie!” – krzyczała wczoraj. Mówi, iż jest zmęczona, iż jej ciężko samej, iż jestem egoistką, bo nie pomagam. Ale nigdy nie zapyta, jak mi się żyje, ile mnie kosztowało wyrwanie się stamtąd.

Miłosz ma teraz dwadzieścia trzy lata. Jego stan się pogorszył, ledwo chodzi, więc mama musi wynajmować opiekunkę, co pochłania jej oszczędności. Chce, żebym wróciła albo chociaż przysyłała pieniądze. „Przecież zarabiasz, Kinga, a my ledwo wiążemy koniec z końcem” – mówi. Kilka razy wysłałam jej złotówki, ale zrozumiałam: to nie ma końca. jeżeli zacznę, będzie żądać więcej – pieniędzy, czasu, całego mojego życia. Kocham Miłosza, ale nie potrafię znów być jego pielęgniarką.

Wina, która dusi

Słowa mamy bolą. „Porzuciłaś brata, nie jesteś córką” – powtarza, a ja czuję się winna, choć wiem, iż nie zrobiłam nic złego. Proponowałam pomoc w znalezieniu opiekunki albo ośrodka rehabilitacyjnego, ale ona chce, żebym wróciła i wzięła wszystko na siebie. „Rodzina to obowiązek” – powtarza, ale gdzie był obowiązek wobec mnie, gdy byłam dzieckiem? Przyjaciele mówią: „Kinga, nie musisz się poświęcać”. Ale każdy jej telefon to jak cios, i zaczynam wątpić: może jednak jestem egoistką?

Widziałam Miłosza rok temu. Uśmiechnął się do mnie, a ja płakałam, tuląc go. On nie jest winien, ale nie potrafię wrócić do domu, gdzie moje życie było tylko cieniem jego choroby. Mama nie rozumie, iż uciekłam nie od Miłosza, ale od świata, w którym mnie nie było. Teraz grozi, iż zerwie ze mną kontakt, jeżeli nie zacznę pomagać. Ale co to znaczy pomagać? Oddawać jej całą pensję? Wracać do domu? Nie jestem na to gotowa.

Co robić?

Nie wiem, jak znaleźć równowagę. Porozmawiać z mamą i wytłumaczyć, dlaczego wyjechałam? Ale ona nie słucha, dla niej jestem zdrajczynią. Wysyłać pieniądze, ale postawić granice? To nie rozwiąże problemu – ona chce mnie całej. Zerwać kontakt? To złamie mi serce, bo mimo wszystko ich kocham. A może żyć dalej swoim życiem, ignorując jej pretensje? Ale poczucie winy nie daje mi spokoju. W wieku dwudziestu siedmiu lat chcę być wolna, ale nie chcę, żeby mama i Miłosz cierpieli.

Koledzy z pracy radzą: „Kinga, dokonałaś wyboru, trzymaj się go”. Ale jak się trzymać, gdy mama szlocha przez telefon? Jak chronić siebie, nie tracąc rodziny? Jak pomóc Miłoszowi, nie poświęcając swojego życia? Nie chcę być egoistką, ale nie chcę też zniknąć w ich problemach.

Moje wołanie o wolność

Ta historia to moje wołanie o prawo do własnego życia. Może mama nie chce mi źle, ale jej oskarżenia mnie dławią. Miłosz może mnie potrzebuje, ale nie mogę być jego wybawieniem kosztem siebie. Chcę, by moje mieszkanie było moją przystanią, by praca dawała radość, bym mogła oddychać bez poczucia winy. W wieku dwudziestu siedmiu lat zasługuję na to, by być nie tylko córką i siostrą, ale przede wszystkim sobą.

Jestem Kinga Lisowska i znajdę sposób, by żyć bez winy, choćby jeżeli będę musiała postawić mamie granice. Niech ten krok będzie bolesny – ale nie wrócę do klatki, z której uciekłam.

Idź do oryginalnego materiału