A ty jeszcze tu? Wynoś się z mojego mieszkania, jestem nową żoną twojego męża! oświadczyła mi blondynka w progu. Klucz w zamku obrócił się z nieprzyjemnym, opornym skrzypieniem.
Pchnęłam drzwi, oczekując znajomego zapachu domu mieszanki moich perfum i ledwo wyczuwalnej nuty pasty do parkietu. Ale w nozdrza uderzył obcy, mdławosłodki aromat. Zamarłam w progu, nie zapalając światła. Coś było nie tak.
Na wieszaku w przedpokoju, obok płaszcza męża, wisiała obca, jaskrawoczerwona kardiganowa bluza. Nigdy jej wcześniej nie widziałam. Moje domowe kapcie, które zawsze zostawiałam przy samym wejściu, były wrzucone w kąt, a na ich miejscu stały eleganckie damskie szpilki.
Serce zrobiło nerwowe salto. Wróciłam z delegacji dzień wcześniej, chciałam zrobić niespodziankę. Wyglądało na to, iż to ja dostałam prezent.
Powoli, starając się nie wydać żadnego dźwięku, przeszłam do salonu. Na stoliku leżała waza ze świeżymi liliami nienawidziłam lilii, miałam na nie alergię. *Oskar doskonale o tym wiedział.*
Obok wazy leżała rozłożona książka w błyszczącej okładce. Nie moja.
Wyjęłam telefon. Palce lekko drżały, gdy wybierałam numer męża. Długie sygnały dźwiękowe rozrywały resztki mojego samoopanowania. Nie odbierał.
Przeszłam do kuchni. Na blacie ślady niedawnego gotowania. W zlewie stały dwie filiżanki z naszego ślubnego serwisu. Na jednej z nich widniał ślad jaskraworóżowej szminki.
W głowie narastał szum, przypominający rój rozzłoszczonych pszczół. To nie mogło być prawdą.
To jakiś głupi, złośliwy żart. Może przyjechała jego kuzynka z Poznania, o której czasem wspominał? Ale dlaczego mnie nie uprzedził?
Znów wybrałam jego numer. Znowu bez odpowiedzi.
Nagle w zamku znów zaszurczał klucz. Cofnęłam się w cień, przyciskając się do ściany.
Drzwi się otworzyły i do mieszkania weszła młoda blondynka. Z wprawą, jakby robiła to setki razy, postawiła na podłodze torby z zakupami i zdjęła buty.
Odwróciła się, żeby zapalić światło, i zobaczyła mnie.
Na jej twarzy nie było strachu. Tylko lekkie zdziwienie, które gwałtownie zmieniło się w chłodne rozdrażnienie. Objęła mnie oceniającym spojrzeniem od stóp do głów.
A ty jeszcze tu? zapytała, jakbym była dawno zapomnianym gratem, którego sprzątaczka nie odłożyła na miejsce.
Nie odpowiedziałam, tylko patrzyłam na nią, niezdolna wyrzec słowa. Powietrze w płucach się skończyło.
Wzdrygnęła ramionami, krzyżując ręce na piersi. Jej wzrok stał się twardy.
Nie będę powtarzać dwa razy. Pakuj swoje rzeczy i wynoś się z mojego mieszkania.
Pierwotny szok zaczął ustępować, ustępując miejsca lodowatej furii. Zrobiłam krok do przodu, wychodząc z cienia.
Co znaczy z twojego mieszkania? O czym ty mówisz? To moje mieszkanie. Moje i mojego męża.
Blondynka zaśmiała się. Krótko, nieprzyjemnie.
Byłego męża poprawiła, akcentując każde słowo. A mieszkanie jest teraz moje. I jego. My tu mieszkamy. Wygląda na to, iż do ciebie dociera to wyjątkowo opornie.
Demonstracyjnie przeszła do salonu, zdjęła z kanapy koc, który przywiozłam ze Sztokholmu w zeszłym roku, i z obrzydzeniem rzuciła go na fotel.
Oskar prosił, żeby przekazać, żeby obyło się bez histerii. Nie znosi scen. Więc bądź rozsądna: weź, co potrzebne, i idź.
Mój umysł odmawiał przyjęcia rzeczywistości. To przypominało absurdalne przedstawienie teatralne.
Nigdzie nie idę powiedziałam stanowczo, choć głos zdradziecko zadrżał. Zadzwonię na policję.
Proszę bardzo wzruszyła ramionami obojętnie. I co im powiesz? Że była żona musi zwolnić lokal? Tylko się pośmieją. Wszystkie dokumenty są w porządku.
Podeszła do komody, gdzie stały nasze zdjęcia z Oskarem. Wzięła jedno śmialiśmy się podczas wakacji we Włoszech.
Urocze przeciągnęła z fałszywym uśmiechem. Ale to śmieć. niedługo będą tu nowe, ładniejsze fotki.
Z rozmachem cisnęła ramkę do kosza. Szkło rozbiło się z żałosnym brzękiem.
Ten dźwięk był ostatnią kroplą. Rzuciłam się w jej stronę.
Co ty sobie pozwalasz?!
Odepchnęła mnie lekko. Mimo delikatnej postury, była silna.
Prosiłam bez histerii syknęła. Oskar cię zostawił. Pogódź się z tym. Spotkał mnie i wreszcie zrozumiał, co to prawdziwa miłość, a nie nudna rutyna.
Odskoczyłam, jakby mnie uderzyła. Jej słowa były przesiąknięte toksyczną pewnością siebie. Nie wydawała się szalona. Czuła się tu panią domu.
Znów sięgnęłam po telefon. Nie policja. Oskar. Musiałam usłyszeć to od niego.
Wcisnęłam przycisk wybierania i w tej samej chwili drzwi wejściowe się otworzyły.
W progu stał Oskar.
Spojrzał najpierw na nią, potem na mnie. Jego twarz była spokojna, obojętna, zmęczona.
Kochanie, co się stało? zwrócił się do blondynki.
Na mnie choćby nie spojrzał. Jakbym była duchem z przeszłości.
Popatrzyłam na niego jeszcze raz. Huragan emocji we mnie nagle ucichł, pozostawiając lodowatą jasność.
Oskarze powiedziałam spokojnie. Wytłumacz, co tu się dzieje?
Westchnął ciężko, jak człowiek zmuszony rozwiązać błahy problem.
Aniu, myślałem, iż Kasia już ci wszystko powiedziała. Rozwiedliśmy się. Miesiąc temu. To moja nowa żona.
Jego słowa nie bolały. Były po prostu faktem.
Rozwiedliśmy się? uśmiechnęłam się ledwo dostrzegalnie. I to wszystko bez mojej wiedzy? Bez mojego podpisu?
To kwestie formalne machnął ręką. Dokumentów jeszcze nie ma. Ale mieszkanie na mocy intercyzy przechodzi na mnie. Czyli na nas.
Kasia triumfalnie położyła mu dłoń na ramieniu.
Więc idź, Aniu. Nie rób przedstawienia.
Milczałam, patrząc na nich. Na tę parę, pewną swojej racji. A potem