Uciekając przed rutyną: dlaczego opuszczam życie w domu teściowej

newsempire24.com 1 dzień temu

**Głód według harmonogramu: dlaczego uciekam od życia w domu teściowej**

Nigdy nie przypuszczałem, iż moje życie zamieni się w obóz wojskowy, gdzie każdy krok jest kontrolowany, a odejście od planu karane… głodem. Tak właśnie się czuję – jak na zamkniętym terenie, bez wyboru i prawa głosu. A wszystko przez to, iż tymczasowo mieszkamy u matki mojej żony.

Wydawałoby się – nic wielkiego. Typowa sytuacja dla młodych małżeństw, które chcą zaoszczędzić na własne mieszkanie. Ja i Ania naprawdę marzyliśmy, by gwałtownie stanąć na nogi, wziąć kredyt hipoteczny i w końcu wprowadzić się do własnego, przytulnego gniazdka. Dopóki przygotowywaliśmy się do tego, teściowa mieszkała u siostry Ani, pomagając z noworodkiem, a nam oddała swoje mieszkanie. Wtedy jeszcze nie zdawałem sobie sprawy, jaki „prezent” na nas czeka, gdy postanowi wrócić.

Życie bez niej było spokojne. Dbałem o idealny porządek, starałem się, by teściowa po powrocie nie znalazła powodów do narzekań. Wszystko lśniło, garnki błyszczały jak lustra, w szafkach panował idealny ład. Ale okazało się, iż jej wcale nie zależy na czystości. Najważniejszy jest harmonogram. Śniadanie punkt 7:30. Kolacja najpóźniej o 20:00. jeżeli się spóźnisz – twoja wina. Jedzenia nie dostaniesz.

Pracuję jako grafik, bywają noce, gdy nie kładę się do świtu – pilne projekty, poprawki, terminy. Czasem szef pozwala przyjść później. Ale problem w tym, iż jeżeli pojawię się w kuchni po 10:00, lodówka zatrzaskuje się przed moim nosem. Teściowa uważa, iż „przespałem śniadanie”, więc nie ma co jeść. choćby jeżeli to ja przygotowałem jedzenie! choćby jeżeli to mój własny jogurt czy kanapka.

Z kolacją ten sam problem. Wracamy z Anią późno, ale bez niej nie wolno mi jeść. A jeżeli wrócę po 20:00, mogę iść spać głodny. Dlaczego? Bo „nic poza planem”. Gdy próbowałem wytłumaczyć, iż dorośli jedzą, gdy mają czas, usłyszałem: „W moim domu rządzę ja!”. I tak, zapomniałbym – za media też płacimy, ale kogo to obchodzi?

A kąpiel? O, to osobna historia. Lubię zrelaksować się w ciepłej wodzie po ciężkim dniu. Ale i tu są zasady: kąpać się w dzień – absolutnie nie. „Woda droga, licznik kręci”, „w dzień trzeba coś robić, a nie w wannie się wylegiwać”. jeżeli zamknę się w łazience – teściowa może zapukać, albo spróbować otworzyć drzwi. Tak, to nie przesada. Dochodzi do absurdu.

Weekendy stały się prawdziwą udręką. Prześpisz się do dziesiątej? Śniadania nie będzie, dzień zepsuty. „Młodzież teraz leniwa, śpi do południa!” – mamrocze w kuchni, demonstracyjnie trzaskając szafkami. Nie odpoczywam – walczę o przeżycie.

Ania od dziecka się do tego przyzwyczaiła. Dla niej to nie dziwactwo, tylko „taka już mama”. Ale dla mnie – jest to chore. Nie zamierzam dostarczać się do kogoś, kto we własnym domu nie pozwala mi zjeść łyżki kaszy, bo „czas minął”.

Nie chcę już budzić się według harmonogramu i czuć się jak uczeń, któremu za spóźnienie nie nalewają zupy. Nie chcę prosić o zgodę na ciepłą kąpiel ani tłumaczyć, dlaczego nie zjadłem owsianki o 7:30. Jestem dorosłym człowiekiem. Płacę za siebie. Pracuję.

Postawiłem Ani ultimatum: albo wracamy do swojego mieszkania, albo odchodzę. Nie jestem wrogiem jej matki, ale też nie niewolnikiem jej zasad. Chcę żyć, a nie funkcjonować według timera.

Czasem trzeba stracić komfort, by odzyskać wolność. Jestem na to gotowy. Bo moje życie to nie tabelka w Excelu ani regulamin koszar. Chcę być szczęśliwy, a nie „najedzonym o czasie”.

Idź do oryginalnego materiału