Tylko on mnie rozumie

newsempire24.com 4 dni temu

“On mnie rozumie”

— Co na obiad? — spytał Krzysztof, węsząc w powietrzu. — Gotujesz coś?
— Gotuję. Ciasteczka dla Lorda. Z indykiem i płatkami owsianymi — odparła z dumą Kinga i wyciągnęła blachę. — Przechodzi trudny okres. Linienie, pielęgnacja, humor mu skacze. Postanowiłam go rozpieszczać.

Kinga krzątała się przy stole w krótkim szlafroku w kolorze śmietankowym. U jej nóg podskakiwał Lord — mały puszysty szpic miniaturowy z oczami wiernego wyznawcy. Szczekał i piszczał z zachwytu.

Krzysztof nie podzielał ich entuzjazmu. Wyrwał się z pracy na lunch, ale wyglądało na to, iż dziś obiad dostanie tylko Lord.

— Świetnie — mruknął. — A dla nas co?
— No nie wiem. Możesz jajecznicę zrobić. Albo coś zamówić. Sam przecież mówiłeś, iż ci wszystko jedno.

Nie protestował. Bo faktycznie tak mówił. Bo kłócić się o jedzenie wydawało mu się małostkowe.

Kinga wzięła Lorda długo przed poznaniem Krzysztofa. Gdy miała dziewiętnaście lat, zmarła jej matka. Ojciec, nie wiedząc, jak pocieszyć córkę, po prostu przyniósł szczeniaka.

Od tamtej pory Lord stał się centrum jej świata. Gdy wprowadziła się do Krzysztofa — a raczej wymogła, by wpuścił ją do swojej dwupokojowej kawalerki w Warszawie — Lord oczywiście pojechał pierwszy. Dosłownie. W ogromnej transporterce na przednim siedzeniu taksówki, bliżej nagrzewnicy, żeby nie zmarzł.

Krzysztof nie protestował. Wtedy wydawało mu się urocze, jak rozmawia z psem, jak się nim opiekuje. Po trzech latach ta wzruszająca miłość zaczęła przypominać patologiczną zależność. I niestety, nie obejmowała już nikogo innego.

Krzysztof w milczeniu jadł zupkę chińską, stojąc przy zlewozmywaku. Wanda Stanisławowa pojawiła się niemal w samą porę. Zdawała się wyczuwać sercem, co dzieje się w rodzinie syna. Weszła do mieszkania z reklamówką, w której były pojemnik z rosołem, twaróg i owinęta w folię pierś z kurczaka.

— No to co, jak się młodożyńcom wiedzie? — zapytała radośnie z progu.
— Wszystko w porządku, mamo. Kinga upiekła Lordowi przekąskę.
— O, znowu Lord. No, chociaż nie dla gości. Bo raz przypadkiem spróbowałam jego “przysmaków” — zażartowała, chowając w tej żart odrobinę jadu.

Kinga jakby nie zrozumiała aluzji. Odsunęła się, przepuszczając teściową, i rozpromieniła się uśmiechem.

— Dla Lorda dziś ciasteczka z indykiem! Chce pani spróbować? Bez wątróbki, inny przepis.
— Nie, dziękuję. Ja dziś rano upiekłam kurczaka. Dla ludzi — odparła Wanda i skierowała się prosto do lodówki.

Wprawne oko teściowej prześlizgnęło się po zawartości. Półka z jogurtami, mleko i słoik dżemu. Tego samego, który wręczyła młodym pół roku temu.

Za to na osobnej półce stały starannie pudełka z jedzeniem dla Lorda. Z podpisami i namalowanymi serduszkami na kolorowych karteczkach.

— No tak, najważniejszy Lord — mruknęła Wanda, zamykając drzwiczki.

Krzysztof westchnął i wyszedł. Za wcześnie, głodny, z ciężkim sercem. Wciąż myślał, iż to drobiazgi, iż się ułoży, iż da się to naprawić. Ale coś nie wychodziło.

Minął rok. Wiele się zmieniło. Przede wszystkim w rodzinie pojawił się nowy członek. Kinga urodziła chłopca, Kacpra. Początkowo babcia liczyła, iż teraz synowa wreszcie postawi życie na głowie.

Ale rzeczywistość gwałtownie otrzeźwiła Wandę.

Krzyki usłyszała już na klatce. Przenikliwe, rozpaczliwe. Dziecięce.

— Co się tu dzieje?! — wrzasnęła, przepychając się obok synowej.

Gdy weszła do sypialni, serce podskoczyło jej do gardła. Kacper leżał na łóżku cały czerwonyKacper uśmiechnął się dopiero wtedy, gdy Wanda zabrała go do swojego domu, gdzie nie było psa, tylko ciepła kołdra, bajki na dobranoc i zapach świeżo upieczonych drożdżówek.

Idź do oryginalnego materiału