Ty jesteś pod pantoflem?! teściowa była w szoku, widząc syna przygotowującego śniadanie.
Co to ma być, mężczyzna w kuchni?! krzyknęła, gdy zobaczyła, jak jej syn sam kroi chleb i smaży jajka.
Weronika Nowak przyjechała do nas po raz pierwszy od ośmiu lat. Od kiedy jej syn, Krzysztof, i ja wzięliśmy ślub, choćby nie zadzwoniła. Mieszkała w małej wsi pod Poznaniem, rzadko wyjeżdżała wiek, zdrowie i obowiązki w gospodarstwie trzymały ją z dala od miasta. Tym razem jednak uparła się: Przyjadę zobaczyć, jak żyjecie. Macie rodzinę, kredyt na mieszkanie Muszę upewnić się, iż wszystko w porządku.
Tak naprawdę cieszyłam się. Przez te lata ani jednej wizyty, ani telefonu. Miałam nadzieję, iż w końcu przełamiemy lody. Przyjęliśmy ją jak należy: posprzątany pokój, domowe pierogi, miękkie kapcie. Staraliśmy się, Krzysiek i ja. Między pracą a sprzątaniem nie było łatwo, ale zasługiwała na trochę uwagi.
Pierwsze dni minęły spokojnie. Bez dram. Aż przyszedł ten sobotni poranek. Zostałam w łóżku dłużej, zmęczona tygodniem w korporacji. Krzysiek wstał wcześniej. Zawsze był troskliwy, szukał sposobów, by mnie rozpieścić. Tego dnia postanowił zrobić śniadanie dla mnie i dla matki.
Półprzytomna słyszałam odgłosy z kuchni skwierczenie kiełbasek, bulgotanie czajnika, zapach świeżego masła. Uśmiechałam się pod nosem. Mój mąż. Mój Krzysiek, zawsze taki uważny. Ale ten spokój nie trwał długo. Nagle do kuchni wpadła Weronika.
Jej głos przebił się przez drzwi:
Co ty wyprawiasz, synu? Przy kuchence? W fartuchu?!
Mamo, robię tylko śniadanie. Podróż pewnie cię zmęczyła. A Kinga jeszcze śpi niech odpocznie. Poza tym lubię gotować, wiesz
Natychmiast to zdejmij! Mężczyzna w kuchni, to wstyd! Nie po to cię wychowałam! Twój ojciec przez całe życie nie umył choćby talerza, a ty smażysz jajecznicę jak jakaś kucharka! A Kinga, dlaczego leży? To jej rola! Zupełnie ją słuchasz, to żenujące!
Leżałam w łóżku, zaciskając pięści, między śmiechem a złością. Jej słowa mnie obrzydzały. Wstydziłam się za Krzysztofa, bolało mnie to, bałam się, iż ta wizyta zostawi w nas ślad.
Wyszłam, gdy zaczęła się już dusić z oburzenia. Krzysiek stał z łopatką w ręce, jajka przypalały się na patelni. Weronika trzęsła się ze złości, mamrocząc coś o upadku obyczajów i prawdziwych mężczyznach.
Szybko zaparzyłam herbatę z melisy bez tego mogłaby dostać zawału. Usiadłam obok, wzięłam ją za rękę i spokojnie wytłumaczyłam:
U nas jest inaczej. Jesteśmy partnerami. Ja gotuję, sprzątam, pracuję. Ale Krzysiek też pomaga. Gotuje, bo to lubi. Bo dba o nas. Czy to naprawdę takie straszne?
Ale nie słuchała. Jej twarz była zamknięta, wzrok pełen osądu. Nic nie powiedziała, ale jej mina mówiła wszystko: Zrobiłaś z mojego syna mięczaka. A kiedy wyjeżdżała kilka dni później, choćby nas nie przytulając, zrozumiałam, iż nigdy nie zaakceptuje naszego życia.
Później Krzysiek wyznał, iż zadzwoniła do ojca, narzekając: Nasz chłopak stał się niewolnikiem swojej żony, biedak, choćby spać nie może wstaje o świcie do garnków. A ja pomyślałam: jak smutno wychować mężczyznę, ucząc go, iż troska to słabość. Że miłość to wstyd.
Nie jestem zła. Tylko smutna. Dla niej, która całe życie widziała kuchnię jako więzienie. Dla niego, który musiał walczyć o prawo, by być dobrym mężem. I dla siebie, bo tak bardzo chciałam, byśmy się zbliżyły.
Ale przynajmniej wiem jedno: mój mąż nie jest słaby. To człowiek, który kocha. A jeżeli komuś się to nie podoba trudno.












