— Twoja żona mogła przygotować obiad przed moim przybyciem — powiedziała teściowa

przytulnosc.pl 3 godzin temu

Ola stała przed lustrem w przedpokoju, pospiesznie zapinając płaszcz. Wieczór okazał się wyjątkowo pracowity, a ona już trochę się spóźniała. Piotrek, jej pięcioletni syn, kręcił się obok: cały dzień chłopiec tylko i mówił o nadchodzącym dniu urodzin jego kolegi, Kacpra z przedszkola. Oli chciało się zdążyć na czas, ale, jak zawsze, coś szło nie tak. Teraz – torba nie chciała wygodnie leżeć na ramieniu, a w myślach kręciło się, czy coś nie zapomniała.

— Mamo, jesteś gotowa? — Piotrek pociągnął ją za rękaw, niecierpliwie patrząc z dołu na górę. Już był w kurtce i butach, gotowy do wyjścia.

— Tak, tak, idę, — odparła Ola, rzucając szybki rzut oka na kuchnię, jakby sprawdzając, czy wszystko jest na miejscu. Poczuliła lekkie niepokój, ale, nie znajdując powodu, ruszyła do drzwi. — Janie, idziemy! — krzyknęła do męża, który siedział w salonie przed telewizorem. Tam właśnie leciał jakiś mecz piłki nożnej, i chyba jej nie usłyszał.

Ola już wzięła rękę do klamki drzwi, gdy nagle doszło do niej: Maria, teściowa! Teściowa obiecała przyjechać dziś wieczorem. Ola zamarła na miejscu, rozmyślając o wczorajszym rozmowie. Jak mogła zapomnieć?

— Co się stało? — zapytał Jan, czując jej zawahanie. Podszedł bliżej, odwracając wzrok od ekranu.

— Twoja mama, — Ola obróciła się do niego, trzymając klucze w rękach. — Ona przyjedzie dziś wieczorem. My z Piotrkiem idziemy na imprezę, a ona…

— Och, tak, — Jan pożukał kark, rozważając sytuację. — Ona mówiła, iż przyjedzie o siedmiu.

— Przygotuj sam obiad, — Ola gwałtownie poprawiła torbę na ramieniu. — Pamiętasz, mówiłam ci wczoraj, iż muszę wyjść z Piotrkiem? Czy uda ci się?

Jan skinął głową, choć w jego spojrzeniu pojawiła się wątpliwość. Nie był szczególnie uzdolniony w kuchni, a z matką często mieli nieporozumienia, gdy chodziło o domowe sprawy.

— Mamo, chodźmy już! — Piotrek stał na progu, tupiąc nogą.

— Oczywiście, — Ola przez cały czas czuła lekkie niepokoje, ale wyboru nie było. Ona zdecydowanie otworzyła drzwi i wyszła na zewnątrz, trzymając syna za rękę.

Dotarli do domu Kacpra, który mieszkał dwa bloki od nich. Ola wybrała drogę przez park — spacer miał jej pomóc się odciążyć, uporządkować myśli. Ale choćby na świeżym powietrzu niepokój jej nie opuszczał. Starała się skoncentrować na radosnych rozmowach Piotrka, który, jak zwykle, bez przerwy rozmawiał, ale myśli wciąż wracały do domowych trosk.

„Co tam się teraz dzieje? Czy Jan zdąży przygotować obiad? Jak zareaguje teściowa, kiedy zobaczy, iż mnie nie ma?” — te pytania kręciły się w jej głowie, nie dając spokoju.

Ola zawsze uważała, iż Maria Stefania zbyt mocno ingerowała w ich życie. Od pierwszych dni, gdy zaczęli mieszkać razem, teściowa nieustannie wskazywała jej na niedoskonałości, zarówno w prowadzeniu domu, jak i w wychowaniu Piotrka. Ola starała się nie przywiązywać do tego większej wagi, bo Jan zawsze stał po jej stronie, ale każdy taki wizytacyjny przyjazd pozostawiał nieprzyjemny posmak. Szczególnie denerwujące było to, iż teściowa nigdy nie przychodziła w wcześniej ustalonym czasie, zawsze pojawiając się niespodziewanie, jakby sprawdzała ich.

Dotarli do domu Kacpra, a Ola, próbując odetchnąć od wewnętrznego napięcia, postanowiła całkowicie zanurzyć się w atmosferę imprezy. Kacper i jego rodzice przyjęli ich serdecznie, a w domu już panowała zwyczajna dla dziecięcych urodzin zgiełk: śmiech, krzyki, szelest papieru pakowego. Piotrek od razu zaczął się bawić wśród przyjaciół. Ola uśmiechnęła się, obserwując syna, i na chwilę mogła zapomnieć o tym, co ją czekało w domu.

Jednak wszystko dobre kiedyś się kończy. Kiedy zegary wybiły siódmą, Ola poczuła, jak w jej wnętrzu ponownie wzbiera niepokój. Czas wracać. Pożegnała się z rodzicami Kacpra, gwałtownie zebrała rzeczy Piotrka i z lekkim smutkiem opuściła imprezę.

Droga do domu wydawała się dłuższa niż zwykle. Piotrek już był zmęczony, a Ola ciągnęła go za sobą, starając się nie myśleć o tym, co czeka ją za progiem mieszkania. „Może wszystko będzie dobrze?” — próbowała się uspokoić. Jednak głęboko w duszy rozumiała, iż jest to mało prawdopodobne.

Wchodzili po schodach, Ola otworzyła drzwi i od razu poczuła napięcie panujące w mieszkaniu. W przedpokoju było ciemno, ale z kuchni dochodziły głosy. Jan coś cicho mówił, a Maria Stefania, po tonie, wyraźnie była niezadowolona.

Ola weszła na kuchnię, gdzie spotkała scenę, której się spodziewała: teściowa siedziała przy stole, skrzyżowując ręce, a Jan stał przy kuchence z wyglądem człowieka, który bardzo stara się nie stracić cierpliwości.

— W końcu, — złośliwie powiedziała Maria Stefania, rzucając na Olę spojrzenie pełne pretensji. — Gdzie byłaś? Przyjechałam, a w domu — bałagan, obiad nie gotowany. Czy to normalne?

Ola poczuła, jak w jej wnętrzu wszystko się zaciska. Wiedziała, iż ta rozmowa jest nieunikniona, ale mimo to nie była gotowa na taki początek.

— Byliśmy na urodzinach przyjaciela Piotrka, — próbowała uspokoić się Ola, mimo iż jej głos drżał. — Powiedziałam Janowi, iż on przygotuje obiad…

— Janowi?! — Maria Stefania sceptycznie się pokręciła, jakby to było najbardziej absurdalne, co kiedykolwiek słyszała. — To twoja rola jako żony — gotować obiad i dbać o dom. A nie przekładać swoje obowiązki na męża! Czy naprawdę nie chcesz, by on potem się skarżył, iż jego żona nic nie umie?

Ola ścisnęła pięści. Już nie pierwszy raz słyszała takie pretensje, ale za każdym razem bolały ją coraz bardziej. Maria Stefania zawsze była surowa i wymagająca, ale Ola nie mogła zrozumieć, dlaczego teściowa uważa, iż tylko jej poglądy na rodzinę są prawidłowe.

— My się z Janem dogadaliśmy, — zaczęła się tłumaczyć Ola. — On zawsze mi pomaga i to jest normalne…

— Pomaga? — przerwała teściowa, prześmiewczo się uśmiechając. — To twoja obowiązek, Ola. Powinnaś sama sobie radzić z domem. I nie przekładać tego na innych!

Ola już chciała odpowiedzieć, ale nie zdążyła — do nich podszedł Jan. Wyglądał na niezadowolonego. Jego spojrzenie było ciężkie, ale spokojne.

— Mama, przestań, — stanowczo powiedział, wchodząc między Olę a teściową. — Ja sam zaoferowałem pomoc z obiadem. My z Olą razem prowadzimy gospodarstwo domowe i to mnie cieszy. To nasza decyzja.

Maria Stefania zamarła, jakby nie mogła uwierzyć własnym uszom. Jej twarz zniekształciła się od gniewu.

— Jak możesz tak mówić? — zaczęła, ledwo powstrzymując złość. — Całe życie o tobie dbam, Janie, a teraz stajesz po jej stronie? Ona nie radzi sobie, to widzę!

Ola opuściła głowę, starając się pokazać, jak bardzo ją dotknęły te słowa. Wiedziała, iż teściowa nigdy jej tak nie zaakceptuje, ale słyszenie tego wprost było szczególnie bolesne.

— Ola radzi sobie świetnie, — Jan zbliżył się do żony, obejmując ją za ramiona. — I nie potrzebuję niczego innego. Jestem szczęśliwy z nią.

Maria Stefania chwilę milczała, jakby przemyślała słowa syna. Jej spojrzenie przemieszczało się między nim a Olą, i w pewnym momencie stało się jasne, iż konflikt ten nie zostanie rozwiązany pokojowo.

— jeżeli tak postanowiłeś, to nie mam tu nic do roboty, — w końcu powiedziała Maria Stefania, lodowatym tonem, który Ola słyszała nie raz. Wstała ze stołu, ledwo ukrywając irytację, i skierowała się do wyjścia. — Żyjcie, jak chcecie. Tylko nie dziwcie się później, jeżeli coś pójdzie nie tak.

Ola patrzyła na nią, nie wiedząc, co powiedzieć. W jej wnętrzu szalały emocje: oburzenie, złość, ale i ulga, iż Jan stanął po jej stronie. Wiedziała, iż mimo wszystko, iż teściowa nigdy nie zaakceptuje jej takiej, jaka jest, Jan wspiera ją i ich rodzinę.

— Ola, już wszystko — Jan spojrzał na nią współczująco, biorąc jej twarz w dłonie. — Nie przejmuj się jej słowami. Radzisz sobie lepiej, niż ktokolwiek inny mógłby.

— Dziękuję ci, — w końcu cicho powiedziała Ola, przytulając się do niego. — Dziękuję, iż stanąłeś po mojej stronie.

On delikatnie wziął jej twarz w dłonie i spojrzał jej w oczy:

— Zawsze byłem i będę po twojej stronie.

Te słowa całkowicie ją rozluźniły. Uśmiechnęła się w ciemności, czując, jak jej dusza napełnia się wdzięcznością i miłością. Wiedziała, iż przed nimi mogą być jeszcze trudne dni, kolejne rozmowy z Marią Stefanią, ale teraz była pewna: z Janem poradzą sobie.

— Tak, — szepnęła, zamykając oczy, — wszystko będzie dobrze.

Z tymi myślami zasnęła, wiedząc, iż pomimo wszystkich trudności, jej rodzina to jej forteca. I żadne pretensje nie mogą zniszczyć tego, co z Janem zbudowały razem.

Idź do oryginalnego materiału