W tamtych czasach, gdy rodzina mieszkała w Krakowie, a życie toczyło się powoli jak Wisła w letni wieczór, Jadwiga miała nadzieję. Prosty plan, dziecięco naiwny – wymarzone wakacje z mężem nad morzem. Marek obiecał – w tym roku na pewno. Bilety kupione, hotel zarezerwowany, walizy prawie spakowane…
„Jadziu, przepraszam” – Marek nie podnosił wzroku znad telefonu. – „W pracy awaria. Wszystko się zmienia.”
Serce ścisnęło się nie z zaskoczenia, ale z dobrze znanego rozczarowania. Przez lata małżeństwa Jadwiga przywykła – plany męża zawsze były ważniejsze niż jej.
„Nic nie szkodzi” – przełknęła urazę. – „To chociaż w domu odpocznę. Poczytam książki, posiedzę na balkonie.”
Pierwszy raz od lat – cisza w domu! Kawa bez pośpiechu, ulubiony kryminał, zachód słońca za oknem. Los wreszcie dał jej prezent.
Ale los, jak się okazało, miał czarny humor.
„Mama dzwoniła” – Marek był uradowany. – „Zrezygnowała z sanatorium. Po co wydawać pieniądze, skoro ty jesteś w domu i masz czas? No i ze mną też się zobaczy.”
Helena Stanisławowa. Kobieta z żelazną wolą i przekonaniem, iż świat istnieje po to, by jej służyć.
„Miesiąc?” – głos Jadwigi zadrżał.
„No tak! Świetnie, co?” – Marek uśmiechał się jak dziecko, które dostało loda.
A Jadwiga nagle zobaczyła swoje „wakacje” – dni w kuchni, niekończące się „przynieś-podaj”, rozkazy świekry i brak prawa do własnego zdania we własnym domu.
„Oczywiście, świetnie” – skinęła głową.
Po trzech dniach Helena Stanisławowa wjechała do ich mieszkania jak czołg do zdobytego miasta.
„Jadziu, dlaczego cukier nie jest w tej puszce?” – pierwsze słowa po „dzień dobry”.
„Mamo, proszę, usiądź” – Marek krzątał się wokół.
A Jadwiga zrozumiała – jej urlop zamieni się w miesięczny dyżur kelnerki.
„Barszcz ugotujesz?” – Helena Stanisławowa rozsiadła się w fotelu jak na tronie. – „Tylko nie za kwaśny. I mięso dobrze rozgotuj.”
Jadwiga w milczeniu poszła do kuchni.
### Nowe porządki
Helena Stanisławowa urządziła się w domu jak dowódca na podbitym terytorium. Już pierwszego wieczora było jasne – urlop Jadwigi został definitywnie odwołany.
„Jadziu, gdzie macie normalne garnki?” – świekra grzebała w szafkach. – „Te jakieś małe. I dlaczego przyprawy nie są ułożone alfabetycznie?”
Jadwiga w milczeniu przestawiała słoiki. We własnej kuchni nagle stała się gościem.
„Mamo, nie przejmuj się” – Marek czytał gazetę. – „Jadzia wszystko załatwi.”
Tak, oczywiście. Jadzia wszystko załatwi. Jak zawsze.
Pod koniec tygodnia plan dnia Jadwigi wyglądał tak: pobudka o siódmej, śniadanie dla świekry według specjalnego menu (nie tłuste, nie słone, nie ostre), sprzątanie, obiad, podwieczorek, kolacja, zmywanie. I tak w kółko.
„Jakaś ty ospała ostatnio” – zauważył Marek. – „Może witaminy?”
Witaminy? Ona potrzebowała nie witaminy C, ale witaminy „Własne Życie”.
### Balkon – ostatnia ostoja
Jedynym ratunkiem był balkon. Tam Jadwiga mogła po prostu oddychać. Patrzeć w niebo. Myśleć.
„Jadziu!” – głos świekry przeciął ciszę. – „Gdzie jesteś? Herbata mi potrzebna!”
„Idę!” – automatycznie odpowiedziała.
Ale nogi nie ruszały się. W głowie kołatała jedna myśl: „A co, jeżeli nie pójdę?”
Myśl była tak zuchwała, iż aż zaparło dech.
„Jadziu! Nie słyszysz?!”
„Słyszę” – cicho powiedziała do pustego balkonu. – „Bardzo dobrze słyszę.”
I mimo wszystko poszła zaparzyć herbatę.
### Punkt wrzenia
„Jadwigo” – Helena Stanisławowa siedziała w salonie jak sędzia na trybunale. – „Jakaś ty niegościnna. Ciągle na balkonie. Nie umiesz się zachować wobec rodziny.”
Rodziny? Jadwiga zakrztusiła się powietrzem.
„Myślałam, iż przyjadę odpocząć” – ciągnęła świekra – „a tu jakbym dalej w kuchni stała. Gotuj, sprzątaj, usługuj.”
Jadwiga zastygła ze ścierką w ręce. Cały świat stanął na głowie. Ona – w kuchni? Ona gotuje i sprząta? A kim w takim razie jest Jadwiga?
„Przepraszam” – jej głos brzmiał dziwnie spokojnie. – „Ale to ja gotuję i sprzątam. Codziennie. Już dwa tygodnie.”
„Jadziu!” – oburzył się Marek. – „Co ty mówisz? Mama jest gościem!”
Gościem. Który rządzi w cudzym domu przez dwa tygodnie. Który zamienił gospodynię w służącą.
„Tak” – skinęła głową. – „Macie rację. Mama jest gościem. A ja kim jestem?”
### Przebudzenie
Wieczorem, gdy Helena Stanisławowa rozsiadła się przed telewizorem, Jadwiga podeszła do męża:
„Marku, musimy porozmawiać.”
„Poczekaj, wiadomości…”
„Teraz” – powiedziała stanowczo.
Marek spojrzał na żonę ze zdziwieniem. W jej głosie było coś, czego dawno nie słyszał.
„Słuchaj, jeżeli twoja mama odpoczywa u nas” – mówiła cicho, ale każde słowo było wyraźne jak uderzenie młotka – „to ja pojadę odpocząć do swojej.”
„Oszalałaś?!” – Marek zerwał się z kanapy. – „A co z domem? A mama?”
„A co ze mną?” – spytała Jadwiga i poszła pakować walizkę.
W sypialni, składając rzeczy, po raz pierwszy od dwóch tygodni uśmiechnęła się. Prawdziwie.
Jutro pojedzie do mamy. Do kobiety, która nigdy nie traktowała jej jak służącej. Do domu, gdzie można po prostu siedzieć z herbatą i milczeć. Gdzie nikt nie krzyknie: „Jadziu, gdzie jesteś?”
„Ja też potrzebuję urlopu” – powiedziała do swojego odbicia w lustrze.
I odbicie po raz pierwszy skinęło głową w odpowiedzi.
### Operacja „Ucieczka”
Następnego ranka Jadwiga stała w przedpokoju z walizką. Helena Stanisławowa, widząc ją w „mundurze podróżnym”, wytrzeszczyła oczy, jakby Jadwiga ogłosiła lot na Marsa.
„Gdzie to się wybierasz?” – głos świekry drżał z oburzenia.
„Do mamy. Na wakA gdy po tygodniu wróciła, zastała dom lśniący czystością, obiad na stole i męża, który pierwszy raz od lat samodzielnie umył podłogi i powiedział cicho: „Dziękuję, iż wróciłaś” – i to wystarczyło.