W TŁUSTY CZWARTEK, KTÓRY PRZERWAŁ RODZINNĄ KLĄTWĘ
W tym domu nie mówi się o mojej babci szepnął Kacper, jakby wiatr mógł go podsłuchać.
Był to jego trzeci raz w Krakowie. Ale nie przyjechał tu ani dla zabytków, ani dla kaprysu. Tym razem chodziło o spadek: zeszyt poplamiony lukrem i milczeniem.
Matka wręczyła mu go przed śmiercią.
To twoje. Ona chciała, żebyś to dostał. A jeżeli pojedziesz jej szukać jedź głodny, ale nie odpowiedzi. Jedź głodny słodyczy.
Na pierwszej stronie stało:
Przepis na faworki. Na dzień, gdy Kacper będzie gotów wybaczyć.
Nigdy nie słyszał o tych chrustach. Ani o swojej babci. Wiedział tylko, iż została wyklęta za hańbę. Ale zeszycik skrywał coś więcej niż mąkę i cukier. Skrywał historię, która domagała się głosu.
Dotarł do Kazimierza, śladem ledwie widocznego adresu. Zapukał do żółtego domu z zielonymi oknami. Otworzyła kobieta o siwych oczach i chropawym głosie.
To ty? zapytała.
A kim ja mam być?
Tym, co przyniósł kajet.
Nazywała się Bronisława. Była córką babci Kacpra. Jego ciotką, o której istnieniu nie miał pojęcia. Wpuściła go do środka. W kuchni stały stare fotografie, grało radio z przyśpiewką krakowską, a w garnku bulgotał tłuszcz.
Faworki powiedziała, mieszając drewnianą łyżką. Tak jak robiła moja matka. Smażone na głębokim oleju. Potem polewane lukrem. Chrupiące na wierzchu, miękkie w środku. Zupełnie jak ona.
Kacper przełknął ślinę.
Dlaczego nikt mi o niej nie mówił?
Bo twój dziadek przysiągł wymazać jej imię. Ale ona nigdy nie wymazała ciebie. Znała cię, zanim się urodziłeś.
Podarowała mu złożony list z jego imieniem na kopercie.
Kochany Kacprze, wiem, iż ten przepis dotrze do ciebie wcześniej niż moja historia. I dobrze. Usmaż go. Tylko tak zrozumiesz, iż miłość też trzeba czasem wrzucić na rozgrzany tłuszcz i wybaczyć.
Nie zapłakał. Jeszcze nie. Ale coś w nim pękło.
Nauczysz mnie? zapytał.
Godzinami wyrabiali ciasto: mąka, woda, masło, odrobina spirytusu. Potem smażyli wstążki, aż nabrały złota, i kąpali je w lukrze z nutą wanilii.
Gdy Kacper ugryzł pierwszy faworek, chrupnął jak tajemnica wreszcie wyjawiona. Słodycz rozlała mu się w ustach, a wraz z nią gulka w gardle.
I co teraz? szepnął.
Teraz zabierz to ze sobą. I już nigdy nie zakopuj jej opowieści.
Miesiąc później Kacper otworzył małą cukierenkę w Poznaniu. U Bronisławy.
Podawał tylko polskie ciasta. Ale najlepiej szły faworki.
A na ścianie, obok pieca, wisiała kartka z odręcznym napisem:
Niektóre spadki to nie pieniądze to przepisy, które uczą kochać to, o czym ci nie mówiono.












