Ta scena pochodzi z poruszającego, skrywającego melancholię pod brokatem, filmu „The Last Showgirl” Gii Coppoli. W roli głównej – tancerki rewiowej Shelly – występuje Pamela Anderson. Za ten występ dostała pierwszą w długiej karierze nominację do Złotego Globu i zdaniem wielu była o włos od nominacji do Oscara. To film w równej mierze o tancerkach zdejmowanego z afisza show w Las Vegas, show-biznesie w miniaturze, jak i o karierze samej Anderson. Nie tej, którą znamy ze „Słonecznego patrolu” czy afery z sekstaśmą. Nie tej, której twarz widziały miliony chłopców na plakatach, nie tej, którą ich tatusiowie oglądali w „Playboyu”. Grająca praktycznie bez makijażu – poza scenami występu w show „Razzle Dazzle” – delikatna, silna, ambitna i pracowita Shelly to taka Anderson, jaką ona sama nam pokazuje przez ostatnie lata: w mediach, książce i filmie dokumentalnym o sobie („Pamela: Historia miłosna”, dostępny na Netflixie). Czyli jaka?
Pamela się broni
Od 2023 r. publicznie najchętniej pokazuje się bez makijażu. Ciężko fizycznie trenowała, aby w 2022 r. w wieku 54 lat zagrać ambitną nowicjuszkę Roxie Hart w „Chicago” na Broadwayu. Sama wychowała dwóch synów. Uprawia ogród, piecze chleb na własnym zakwasie, kisi warzywa.