**Notatki z mojego dnia: Goście odeszli, a żal pozostał**
— Mamo, co ty w ogóle mówisz?! — Karolina cisnęła brudny talerz do zlewu, aż zabrzęczał o krawędź. — Że jestem niewdzięczna? Za co niby mam ci dziękować?
— Za to, iż całe życie ci poświęciłam! Że znosiłam twojego ojca tylko przez wzgląd na dzieci! Że sobie wszystkiego odmawiałam, żebyście wy mieli edukację i porządne ubrania! — Krystyna stała na środku kuchni, czerwona ze złości, kurczowo ściskając ścierkę.
— Mamo, przestań! Goście dopiero co wyszli, a ty już się na mnie rzucasz! Co niby takiego zrobiłam? Źle przyjęłam twoje koleżanki? Nie nakryłam do stołu? Ciasta nie upiekłam?
— Właśnie iż nie zrobiłaś! — Krystyna odwróciła się gwałtownie i zaczęła szorować filiżanki. — Siedziałaś jak obca, gdy Wiesława chwaliła się wnukami. Milczaś, gdy Alina pytała, co u Tomka. choćby „dziękuję” nie powiedziałaś, gdy cię komplementowały!
Karolina przetarła skronie. Głowa pękała jej po trzech godzinach słuchania opowieści mamy i jej przyjaciółek. Te niekończące się pytania, porównania, rady, jak żyć „porządnie”. Wieczne niezadowolenie ze wszystkiego.
— Mamo, mam trzydzieści pięć lat. Jestem dorosłą kobietą. Nie muszę się uśmiechać i kiwać co pięć minut.
— Dorosła! — prychnęła matka. — Dorosła kobieta mieszka sama, a nie ciągnie się przy matce jak kula u nogi.
— Mam trzydzieści pięć, nie czterdzieści! I nie jestem ciężarem! Płacę rachunki, robię zakupy, sprzątam!
— Sprzątasz! — Krystyna spojrzała na nią z gniewem. — A kto dzisiaj gotował rosół? Kto robił schabowe? Kto cały dzieł sprzątał przed gośćmi?
Karolina opadła na krzesło. Te wieczne pretensje, wyrzuty – wykańczały bardziej niż praca.
— Dobrze, mamo. Jestem złą córką. Co jeszcze chciałaś usłyszeć?
— Chciałam usłyszeć „dziękuję”! — Krystyna uderzyła dłonią w stół. — „Dziękuję, iż mnie przygarnęłaś po rozwodzie. Że zajmujesz się Tomkiem, wołasz go do lekarzy, odbierasz ze szkoły.” Ale nie! Ty uważasz, iż mi się to należy!
W gardle Karoliny stanął guz. Tak, mama pomaga z synem. Tak, mieszka w jej mieszkaniu od trzech lat, od rozwodu. Ale czy stara się odwdzięczyć? Czy nie pracuje na dwa etaty, żeby choć trochę pomóc?
— Mamo, dziękuję ci codziennie. Może nie słowami, ale czynami. Nie proszę cię o pieniądze. Pomagam w domu.
— Pomagasz! — Matka usiadła naprzeciw, wciąż ściskając ścierkę. — Wiesia mówiła dzisiaj, iż jej córka poznała porządnego faceta. Zaraz się wprowadzili do niego. A ty? Trzeci rok sama, praca–dom jak w kółko.
— A co to ma do rzeczy? — Karolina poderwała się. — Nie zamówię sobie mężczyzny w sklepie! Jak znajdę dobrego, to wyjdę. Jak nie – zostanę sama.
— Sama! — Krystyna zaczęła chodzić po kuchni. — A ja nie jestem wieczna! Mam siedemdziesiąt dwa lata. Ile jeszcze pożyję? A ty zostaniesz z dzieckiem bez wsparcia.
— Tomek nie jest dzieckiem, ma trzynaście lat.
— Trzynaście! Najgorszy wiek! Potrzebuje ojca, a widzi tylko matkę, która haruje, i babcię, która go wychowuje.
Karolina wstała. Rozmowa zmierzała w znanym kierunku. Zaraz usłyszy o wszystkich swoich błędach.
— Idę do siebie. Jutro wcześnie do pracy.
— Oczywiście, uciekaj! — krzyknęła Krystyna. — Zawsze tak, gdy rozmowa staje się poważna!
Karolina zatrzymała się w drzwiach. Te słowa zabolały. Może dlatego, iż była w nich część prawdy.
— Ja nie uciekam. Po prostu mam dość tych rozmów. Nigdy nie jesteś zadowolona.
— Bo nie ma z czego! — Krystyna podeszła bliżej. — Wytłumacz, dlaczego w twoim wieku nie masz swojego domu? Dlaczego mój wnuk rośnie bez ojca?
— Bo tak wyszło! — wybuchnęła Karolina. — Nie wszyscy rodzą się z pieniędzmi! Trzeba było utrzymać dziecko, a nie latać za facetami!
— Latać za facetami?! — matka aż się zatrzęsła. — Tak nazywasz szukanie partnera?
— Mamo, koniec! — Karolina wyszła, zatrzaskując drzwi.
W pokoju było cicho. Tomek odrabiał lekcje przy biurku.
— Znowu się kłóciłyście z babcią? — spytał, nie odwracając głowy.
— Nie kłóciłyśmy. Tylko rozmawiałyśmy.
— Słyszałem krzyki.
Karolina podeszła, pogłaskała go po włosach. Miał jej ciemne kosmyki i szare oczy po ojcu. Wysoki jak na swój wiek. Zbyt dojrzały jak na trzynaście lat.
— Dorośli czasem się spierają. To nie znaczy, iż się nie kochają.
— A o co poszło?
— Babcia uważa, iż nie jestem dobrą córką. A ja myślę, iż się staram.
— Według mnie jesteś dobra — powiedział poważnie. — Pracujesz, pomagasz mi w lekcjach, smacznie gotujesz. Nie drzesz się jak niektóre mamy.
— Dziękuję — ledwie powstrzymała łzy. — Podobali ci się goście?
— Ciagle mówili, jakie to ich wnuki są wspaniałe. Potem pytali, czemu nie masz męża. Babcia się wściekła.
Rozumiała. Matka wstydziła się przed koleżankami.
— Tomku, brakuje ci ojca?
— Czasami. Jak coś ciężkiego mam przenieść albo koledzy chwalą się, iż jeździli z tatą na ryby. Ale wiem, iż on nie wróci. Ty jesteś dla mnie i za mamę, i za tatę.
Serce się ścisnęło.
— A gdybym poznała kogoś, miałbyś przeciw?
— jeżeli byłby dobry – nie. Tylko żeby nas nie zostawił.
— Nikt nas nie zostawi.
Tomek wrócił do książek, a ona usiadła na łóżku, myśląc o dzisiejszym dniu.
Goście przyszli w południe. Mama przyjęła ich w najlepszej sukience, z nową fryzurą. Stolik uginał się od jedzenia – rosół, schabowe, sałatki, sernik.
Wiesława, Alina i Grażyna – przyjaciółki z dawnych lat pracy. Wszystkie na emeryturze, wszystkie żyjące dziećmi i wnukami.
Najpierw rozmowa toczyła się spokojnie. Potem posypały się opowieści o osiągnięciach wnuków. Jeden wygrał olimPo chwili w drzwiach stanęła Krystyna z kubkiem herbaty, tym razem zamiast gniewu w oczach miała tylko zmęczenie i troskę.