Trzy dni milczenia

newsempire24.com 2 dni temu

Trzy dni bez telefonu

Wanda Stanisławska po raz czwarty tego ranka podeszła do telefonu, zdjęła słuchawkę, nasłuchiwała sygnału, po czym odłożyła ją z powrotem. Aparat działał poprawnie, więc problem nie leżał w urządzeniu. Spojrzała na zegarek – wpół do jedenastej. zwykle Tomek dzwonił o dziewiątej, zaraz po przyjściu do pracy, ale dziś milczał już trzeci dzień z rzędu.

– Może zachorował? – szepnęła, ścierając pył z półki pod telefonem. – Albo niespodziewanie wysłali go w delegację?

Ale syn zawsze uprzedzał o wyjazdach, to było ich niepisane prawo. Wanda nalała sobie herbaty, ale wydała się gorzka, choć cukru wsypała tyle samo co zwykle. Usiadła przy oknie, obserwując podwórko. Sąsiadka Halina Kowalska rozwieszała pranie, wesoło podśpiewując jakąś piosenkę. U niej dzieci dzwonią codziennie, a wnuki przyjeżdżają w weekendy. A Tomek…

Telefon zadzwonił nagle, ostro. Wanda rzuciła się do niego, omal nie przewracając krzesła.

– Halo! Tomek?

– Przepraszam, pomyłka – odezwał się obcy kobiecy głos.

– Ach, przepraszam…

Powoli odłożyła słuchawkę. Serce tłukło jej się gdzieś w gardle. Boże, jak się zdenerwowała przez jeden głupi telefon. Wanda wróciła do okna, ale już nie potrafiła skupić się na tym, co działo się na podwórku. Myśli wirowały, jedna straszniejsza od drugiej.

Tomek pracował jako kierowca w firmie transportowej, jeździł po województwie, czasem dalej. A jeżeli miał wypadek? W wiadomościach ciągle mówią o zdarzeniach na drogach. Wanda poderwała się, zaczęła krążyć po pokoju z kąta w kąt. Dłonie trzęsły się jej, gdy znów wzięła słuchawkę i wykręciła numer syna.

– Abonent tymczasowo niedostępny – odpowiedział automatyczny głos.

– Jezu, co się stało? – wyszeptała.

Przypomniała sobie sprzeczkę sprzed tygodnia. Głupstwo, błahostka. Tomek przyszedł w odwiedziny, a ona zaczęła wypytywać o jego życie osobiste, kiedy się w końcu ożeni, dlaczego ciągle zwleka. Syn się zmarszczył, powiedział, iż jeszcze nie czas, trzeba stanąć na nogi. A ona nie odpuszczała, naciskała, iż w wieku trzydziestu pięciu lat najwyższy czas założyć rodzinę.

– Mamo, daj spokój, proszę – odparł wtedy Tomek, znużony. – Mam i tak wystarczających problemów.

– Jakich problemów? Na pracy się nie zawali, mieszkanie masz, samochód… Czego ci brakuje?

– Zrozumienia – burknął i wyszedł wcześniej niż zwykle.

Wanda wtedy się obraziła, cały wieczór siedziała naburmuszona. A teraz żałowała każdego słowa. Może Tomek też się gniewa i specjalnie nie dzwoni? Choć nie, syn nie był zawzięty, to wiedziała na pewno.

Do południa niepokój stał się nie do zniesienia. Wanda ubrała się i poszła do Haliny Kowalskiej, która mieszkała w sąsiednim bloku. Sąsiadka powitała ją ze zdziwieniem.

– Wandziu! Co się dzieje? Wyglądasz jak…

– Halinko, można do ciebie? Zupełnie się zamartwiłam.

– Oczywiście, wchodź. Herbaty ci zrobić?

Usiadły w kuchni. Wanda opowiedziała o swoich niepokojach, a Halina słuchała, od czasu do czasu potakując głową.

– Słuchaj, a ty do niego nie poszłaś? – zapytała w końcu.

– Jak pójdę? Kluczy nie mam. I jakoś nie wypada bez zaproszenia…

– No i co z tego? Jesteś matką! Idź, zapukaj w drzwi. Może siedzi w domu, zachorował, gorączka, więc nie dzwoni.

– A jeżeli go nie ma?

– To zapytasz sąsiadów. Ludzie rozumieją, serce matki znają.

Wanda zamyśliła się. Pomysł wydawał się rozsądny, choć jednocześnie przerażający. A jeżeli Tomek nie jest sam? jeżeli ma kogoś, tylko nie mówi? Wtedy wpakuje się w niezręczną sytuację.

– Hala, może lepiej zaczekać? Może jutro zadzwoni?

– Wandziu, sama mówisz, iż trzy dni ciszy. To do niego niepodobne. Lepej się upewnić, iż wszystko w porządku, niż siedzieć i sobie głowę zawracać.

Wieczorem Wanda jednak nie zdecydowała się iść do syna. Położyła się spać, ale sen nie nadchodził. Przewracała się do rana, nasłuchując każdego głosu. Może jednak zadzwoni? Ale telefon milczał.

Rano czwartego dnia nie mogła już wytrzymać. Zebrała się i poszła pod adres, który znała na pamięć. Tomek mieszkał w nowej dzielnicy, w dziewięciopiętrowcu. Wanda weszła na piąte piętro, stanęła przed znajomymi drzwiami, zbierając się w sobie.

Nacisnęła dzwonek. Cisza. Poczekała, naciśnęła ponownie. Za drzwiami coś zaszeleściło, rozległy się kroki.

– Kto tam? – odezwał się głos syna, ochrypły, zmęczony.

– Tomku, to ja, mama.

Długa pauza. Potem zgrzytnęły zamki, drzwi się uchyliły. Tomek stał w podniszczonych kapciach i pomiętej koszulce, nieogolony, z opuchniętą twarzą.

– Mamo? Co się stało?

– Tomku! – Wanda postąpiła krok do przodu, chciała go objąć, ale on się cofnął.

– Wejdź – mruknął i ruszył w głąb mieszkania.

W środku panował chaos. Na stole stały brudne talerze, puste puszki po piwie, popielniczka pełna niedopałków. Tomek nie palił, więc widocznie byli goście. Na kanapie leżały zmięte prześcieradło.

– Synu, co się dzieje? Martwię się, trzy dni nie dzwoniłeś…

Tomek ciężko opadł na fotel, przesunął dłonią po twarzy.

– Mamo, nie pora teraz na rozmowy.

– Jak nie pora? Jesteś chory? Masz gorączkę? – Wanda próbowała dotknąć jego czoła, ale Tomek odsunął rękę.

– Nie jestem chory. Tylko… – urwał, wpatrując się w okno.

– Co “tylko”? Tomku, przerażasz mnie!

Syn milczał długo, w końcu odezwał się, nie patrząc na nią:

– Zwolnili mnie z pracy.

– Jak to? Za co?

– Rozbiłem samochód. Przez moją winę. Teraz jeszcze muszę zapłacić odszkodowanie.

Wanda usiadła na skraju kanapy. Wszystko stało się jasne – milczenie, bałagan, ten zagubiony wyraz twarzy synaWanda podeszła do syna, objęła go mocno i szepnęła: “Wszystko będzie dobrze, synku, razem sobie poradzimy.”

Idź do oryginalnego materiału