Trzy dekady obok siebie, a miłości brak: jak przeżyć zdradę i kłamstwo?

newsempire24.com 1 tydzień temu

Pragnę się wygadać. Nie po to, by narzekać, ale żeby ktoś mnie wysłuchał i zrozumiał. Bliscy nic nie wiedzą, dzieci i wnuki są przekonani, iż z mężem tworzymy idealne małżeństwo. Nigdy nie miałam przyjaciółek, którym mogłabym zaufać w tej kwestii – boję się plotek, domysłów, a i brak sił, by tłumaczyć, usprawiedliwiać…

Z Krzysztofem byliśmy małżeństwem ponad trzydzieści lat. Poznaliśmy się w 1989 roku, miałam wtedy 22 lata, on 25. Młodzi, pełni marzeń i nadziei. Postrzegałam go jako poważnego, niezawodnego, kogoś, kto mnie ochroni, wesprze, z kim mogę związać życie. gwałtownie się pobraliśmy, choć rodzice nie byli zachwyceni tym pomysłem. Ale ja się uparłam. Przecież go kochałam.

Na początku było ciężko. Lata dziewięćdziesiąte, dwoje dzieci, brak pieniędzy. Ale daliśmy radę. Na początku XXI wieku wydawało się, iż sytuacja się ustabilizowała – praca, stabilność, własne mieszkanie. Nie żyliśmy w luksusie, ale mieliśmy wszystko, co było potrzebne, a dzieci były dobrze ubrane.

Obecnie mamy troje dorosłych dzieci: dwie córki z rodzinami, które podarowały nam wnuki. Najmłodszy syn jeszcze się nie ożenił, ale mieszka samodzielnie. A my z mężem sami w naszym mieszkaniu, wydawałoby się, iż możemy teraz cieszyć się spokojem, ciszą i drugą młodością. Ale kilka miesięcy temu wszystko się posypało.

Zauważyłam, iż Krzysztof się zmienił. Stał się drażliwy, zamknięty w sobie. Milczał podczas kolacji, znikał w pracy, nie wykazywał żadnego zainteresowania ani mną, ani wnukami. Pomyślałam, iż może ma inną kobietę. Albo kłopoty finansowe, długi, kredyty – w końcu mężczyźni nie zawsze przyznają się do problemów. To, czego się dowiedziałam, było jednak straszniejsze niż jakiekolwiek zdrady.

Krzysztof złożył pozew o rozwód.

Kiedy zapytałam dlaczego, spojrzał na mnie zimno i powiedział: „Nigdy cię nie kochałem. Ożeniłem się z tobą z zemsty. Kobieta, którą kochałem, wyszła wtedy za bogatego, a ja tego nie zniosłem i oświadczyłem się tobie. A potem wyjechałaś z nią za granicę, i ja się pogodziłem. Ale niedawno ona zmarła. I zrozumiałem, iż całe życie nie żyłem swoim życiem”.

Nie mogłam w to uwierzyć. Mówił to spokojnie, jakby omawiał pogodę. Bez żalu, bez współczucia. Po prostu siedziałam i słuchałam, a w głowie pulsowała jedna myśl: „Czyli to wszystko było kłamstwem? Te wszystkie lata – udawanie?”

Przyznał się, iż spotykał się z nią choćby po naszym ślubie. Potem rozjechali się, a ona wyjechała z mężem do Europy. Mieliśmy dzieci, więc uznał, iż „tak będzie lepiej”, bo „jestem dobrą matką i niezawodną żoną”. A teraz, gdy ta kobieta umarła, chce „zacząć żyć dla siebie” i żąda sprzedaży mieszkania, by kupić sobie oddzielne.

Jak na to zareagować?

Całe życie myślałam, iż jesteśmy po prostu trochę różni. Że on nie jest czuły – no, czasami tak bywa. Że nie mówi „kocham” – mężczyźni nie są skłonni do sentymentów. Tłumaczyłam to sobie, usprawiedliwiałam. A teraz widzę, iż to nie był jego charakter. To była obojętność. Byłam obok jak mebel, jak nawyk. Dzieliliśmy życie, ale nie duszę.

Mam 56 lat. Czuję się, jakby mnie zdradzono w najwrażliwszym momencie. Kiedy jesteś już zmęczona, oddałaś wszystko: młodość, zdrowie, lata… A w zamian zimne „nigdy cię nie kochałem”.

Najbardziej mi żal nie siebie. Ale tej kobiety, którą mogłabym być, gdybym wcześniej znała prawdę. Gdybym nie żyła z człowiekiem, któremu było to obojętne. Gdybym nie nosiła jego dzieci, nie czekała nocami z pracy, nie gotowała ulubionych potraw. A on po prostu to znosił. Po prostu żył obok, bo tak było łatwiej. Miał swoje powody – „zemstę”, „pogodzenie się”, „wygodę”. Ale czy to jest usprawiedliwienie?

Nie wiem, jak teraz żyć. Nagle okazuje się, iż żyłam w iluzyjnej rzeczywistości. Że nic nie było prawdziwe. Że miłość nie jest gwarancją. Że można być dobrą żoną, wierną, niezawodną, kochającą, a mimo to pozostać niepotrzebną.

Dziewczyny, kobiety, które przeszłyście przez coś podobnego – powiedzcie, jak to przeżyłyście? Jak odpuścić? Jak zacząć oddychać na nowo? Już nie jestem młoda. Po prostu pragnę odrobiny spokoju. Trochę szacunku. Trochę ciepła – nie od niego, nie. Od świata. Od siebie samej.

Jestem zmęczona byciem silną. Ale widać, iż będę musiała.

Idź do oryginalnego materiału