**Trzecia pokój – nie dla gości**
„Nie waż się tam wchodzić!” – krzyknęła Weronika Stanisławowa, wybiegając z kuchni z wilgotnymi jeszcze dłońmi. „Ile razy mam ci powtarzać?”
Dziesięcioletni Bartek zastygł przy uchylonych drzwiach, odwracając się w stronę babci. W jego oczach malowało się zmieszanie i ukryta uraza.
„Babciu, co tam jest takiego ciekawego? Chciałem tylko zobaczyć…”
„Nic tam nie ma! Sam kurz!” – Weronika gwałtownie podeszła do wnuka, zatrzasnęła drzwi i przekręciła klucz. „Lepiej idź obejrzyj bajkę albo poukładaj klocki.”
Bartek wzruszył ramionami i powlókł się do salonu, ale Weronika widziała, jak zerkał na tajemnicze drzwi. Westchnęła ciężko, chowając klucz do kieszeni fartucha. Znowu to samo. Za każdym razem, gdy wnuk przyjeżdżał na wakacje, zaczynały się te same pytania.
„Mamo, po co go straszysz?” – Wanda wyszła z łazienki, wycierając włosy ręcznikiem. „Przecież to dziecko, wszystko go ciekawi.”
„A ciebie nie?” – odcięła się ostro Weronika.
Wanda zatrzymała się, ręcznik zawisł nieruchomo w jej dłoniach.
„Mnie… mi dobrze tak, jak jest, mamo. Po co rozdrapywać rany?”
„No właśnie. I Bartkowi też nie trzeba. Niech lepiej na dworze się bawi, zamiast po cudzych kątach szperać.”
Wanda chciała coś odpowiedzieć, ale zamilkła. Znała ten ton matki, wiedziała, iż dyskusja nie ma sensu. Lepiej odwrócić uwagę syna czymś innym.
Weronika wróciła do kuchni, włączyła czajnik. Dłonie drżały jej, gdy wyciągała filiżanki z szafki. Dwadzieścia lat minęło, a serce i tak ściskało się na samą myśl o tamtym pokoju. O tym, co w nim zostało.
Po obiedzie Bartek rozłożył się na kanapie z tabletem, Wanda czytała książkę w fotelu. Weronika zmywała naczynia i kątem oka obserwowała wnuka. Chłopiec był bystry, spostrzegawczy. Zbyt spostrzegawczy.
„Babciu” – zapytał nagle Bartek, nie odrywając wzroku od ekranu – „dlaczego macie trzypokojowe mieszkanie, a korzystacie tylko z dwóch?”
Weronika upuściła talerz do zlewu, ten zadźwięczał o krawędź.
„Skąd wiesz, iż mieszkanie jest trzypokojowe?” – spytała ostrożnie.
„No przecież nie jestem ślepy! Drzwi umiem policzyć. Tu wasza sypialnia, tu salon, gdzie ja śpię, a tam – trzecie drzwi. Zawsze zamknięte.”
Wanda podniosła wzrok znad książki, spojrzała na matkę. Weronika stała tyłem, ramiona miała napięte.
„Tam… tam są stare rzeczy” – powiedziała cicho. „Nie interesujące dla ciebie.”
„A mogę zobaczyć? Będę ostrożny, nic nie zepsuję.”
„Nie wolno!” – Weronika odwróciła się gwałtownie. „I nie proś więcej!”
Bartek drgnął od jej tonu, choćby Wanda uniosła zdziwione brwi.
„Mamo, o co ci chodzi?” – wstała. „Przecież nigdy nie krzyczysz na Bartosza.”
Weronika oparła się o blat, przetarła dłonią twarz.
„Przepraszam, wnuczku. Po prostu… dziś jestem zmęczona. Nie gniewaj się na starą babcię.”
Bartek skinął głową, ale dezorientacja nie zniknęła z jego oczu. Bystry chłopiec. Zbyt bystry.
Wieczorem, gdy Bartek zasnął, Wanda usiadła przy matce w kuchni.
„Mamo, może już czas?”
„Czas na co?”
„No… rozpakować ten pokój. Dwadzieścia lat minęło. Taty już dawno nie ma, a ty wciąż…”
„Nie waż się!” – Weronika zerwała się tak gwałtownie, iż krzesło się przewróciło. „Nie waż się tam wchodzić!”
„Mamo, uspokój się. Chodzi mi tylko o to, iż to niezdrowo tak żyć. Sama się męczysz.”
Weronika podniosła krzesło, usiadła z powrotem. Dłonie znowu drżały.
„Nie męczę się. Po prostu… tak jest mi spokojniej. Wiedzieć, iż wszystko jest na swoim miejscu. Że nic nie ruszone.”
„Ale Bartek rośnie, niedługo będzie potrzebował własnego pokoju, gdy przyjeżdża. I co, zawsze będzie spał na kanapie?”
„Jeszcze zdąży. Na razie jest mały.”
Wanda westchnęła pamiętając tamten pokój. Jak wyglądał dwadzieścia lat temu, gdy ostatni raz do niego weszła. Biurko pod oknem, półki z książkami, wąskie łóżko przy ścianie. I wszędzie – ślady życia, które skończyło się za wcześnie.
„Pamiętasz, jak się na ciebie wściekał?” – szepnęła nagle Wanda. – „Gdy sprzątałaś mu pokój? Krzyczał, iż ma swój porządek, iż niczego nie wolno ruszać.”
Weronika uśmiechnęła się przez łzy.
„Pamiętam. Taki samodzielny był. Wszystko sam, nikomu nie pozwalał pomagać. choćby brudnych naczyń nie dawał wynieść, sam nosił. Mówił, iż mężczyzna powinien po sobie sprzątać.”
„Miał tylko siedemnaście lat, mamo.”
„Tak, tylko siedemnaście… A wydawał się taki dorosły. Wszystko wiedział, we wszystkim się orientował. Pamiętasz, jak się spierał z ojcem o politykę? Godzinami mógł wykładać, przywoływał jakieś fakty, liczby…”
Wanda skinęła głową. Pamiętała młodszego brata, jego śmiech, upór, marzenia. Jak zbierał się na studia, jak planował przyszłość.
„Czasem mi się śni, iż tylko gdzieś wyjechał” – wyszeptała Weronika. – „Że jutro wróci do domu, otworzy swój pokój i powie: >.”
„Mamo…”
„Wiem, wiem, iż to głupie. Ale łatwiej mi myśleć, iż jest w długiej służbowej podróży. A gdy wróci, wszystko będzie jak dawniej.”
Wanda wzięła matkę za rękę.
„Nie wróci, mamo. A pokój go nie przywróci.”
„A co go przywróci?” – Weronika łkała. – „Co mi pomoże zapomnieć, jak leżał w szpitalu? Jak lekarze kiwałi głowami? Jak błagałam Boga, obiecywałam wszystko, byle tylko syn żył?”
Wanda milczała. Co tu powiedzieć? Wypadek był głupi, absurdalny. Andrzej przechodził przez ulicę, kierowca nie zauważył go w ciemności. Chłopak przeleżał w szpitalu trzy dni, nie odzyskując przytomności.
„Pamiętasz” – powiedziała nagle Weronika – „jak mniePotem wzięła wnuka za rękę i razem weszli do pokoju, gdzie wspomnienia o Andrzeju znów ożyły, a jego marzenia stały się teraz częścią życia Bartka.













