Trudno rozwiązać od razu

twojacena.pl 2 godzin temu

Dawno temu, w letnie wakacje, Jadwiga z mężem zawieźli dzieci na wieś, niedaleko ich rodzinnego miasta. Odwiedzali je co weekend, czasem sama jechała. Wieś leżała zaledwie siedem kilometrów dalej, więc jeżeli Henryk pracował w weekend, Jadwiga mogła po pracy w piątek od razu wsiąść do autobusu.

Może nie jeździłaby tak często, ale tęskniła za dziećmi, a poza tym ojciec był po udarze chciała pomóc matce w ogrodzie. Tego piątku też zamierzała jechać od razu po pracy.

Heniu, jadę prosto do dzieci na wieś, więc zjedz coś bez mnie, w lodówce wszystko jest. A w niedzielę przyjedź po mnie, przecież masz wolne Dziwne, iż w sobotę musisz pracować.

U nas kompletny chaos mruknął mąż. Szef obiecał zapłacić nadgodziny.

Jadwiga była główną księgową w biurze. W piątek spieszyła się, by skończyć raport, i pewnie przez ten pośpiech popełniła błędy. Tak czy owak, wysłała go mailowo do przełożonych w województwie.

W sobotę po obiedzie zadzwonił szef, pan Zygmunt.

Jadwiga, co ty tam nawywrabiałaś w tym raporcie? Dzwonią z góry i robią mi awanturę. Natychmiast to popraw, inaczej stracisz premię.

Jestem na wsi, panie Zygmuncie, może jutro? I co adekwatnie nie dał jej dokończyć.

Nie obchodzi mnie, gdzie jesteś. Masz to poprawić! wrzeszczał tak, iż słyszała go choćby stojąca obok matka.

Dobrze, zaraz jadę.

Córciu, kto tak krzyczy?

Mój szef, Zygmunt. Coś namieszałam w raporcie, wczoraj się spieszyłam. No cóż, muszę jechać prosto do biura. Pilne, jak widać

Pożegnała się z trzynastoletnim synem i dziesięcioletnią córką.

No dobrze, dzieci, do następnych weekendów.

Wróciwszy do miasta, od razu poszła do biura, zadzwoniła na portiernię, by strażnicy nie przyjeżdżali, włączyła komputer i zabrała się za raport. Gdy dokładnie go przejrzała, w końcu znalazła dwa błędy takie oczywiste, iż aż się zdziwiła.

Jak mogłam je przeoczyć? Pewnie tam się dziwią, iż takie rzeczy w ogóle umknęły. To przez ten pośpiech, spieszyłam się na autobus.

Był już wieczór. Ponownie wysłała raport, zamknęła biuro, przekazała je pod ochronę i ruszyła do domu.

Henryk pewnie niedługo wróci z pracy. Będzie zdziwiony, iż już jestem myślała, idąc powoli. Ciekawe, dawniej w weekendy nie pracował, a ostatnio w ogóle się zmienił. Telefon z rąk nie wypuszcza, jakiś zamyślony, czasem rozdrażniony. Powinnam z nim porozmawiać, wyjaśnić. Akurat dzieci nie ma, będziemy mogli spokojnie pogadać.

Podchodząc do domu, wyjęła klucze z torebki, podniosła głowę i zobaczyła światło w kuchni.

Więc Henio już w domu!

Wchodząc na trzecie piętro, poczuła dziwny niepokój. Gdy stanęła pod drzwiami, usłyszała romantyczną muzykę, której mąż nie znosił, gdy ją włączała. To było dziwne i podejrzane. Drzwi otworzyła ostrożnie. W przedpokoju natknęła się na cudze sandały znajome, ale czyje? Nie mogła sobie przypomnieć.

Położyła cicho klucze i torebkę na półce, zajrzała do pokoju, gdzie panował półmrok, paliła się lampa ścienna. W sypialni nikogo nie było, tylko grała spokojna melodia.

Gdy odwróciła się w stronę balkonu, zobaczyła dwa sylwetki obie paliły.

Anka To Anka! przeleciało jej przez głowę. Te sandały to jej! Zrobiło jej się słabo. To była jej przyjaciółka.

Co tu robiła? Ostatnio często wpadała w gości, gdy Jadwiga była w domu. Pili razem herbatę, czasem wino. Jadwigę zaczęło trząść. Cicho podeszła do uchylonych drzwi balkonowych.

Heniu, kiedy w końcu powiesz Jadzi o nas? usłyszała głos przyjaciółki.

Mąż najwyraźniej nie był zachwycony tym pytaniem i odparł zirytowany:

Anka, znowu o tym? Umówiliśmy się, iż nie będziesz mnie naglić. Sam jeszcze nie wiem

Przez cienką firankę Jadwiga dostrzegła, iż mąż stał w bieliźnie, a przyjaciółka miała na sobie jego koszulę. Palili i rozmawiali.

No i kiedy się zdecydujesz? nagle, sama nie wiedząc skąd, głośno zapytała Jadwiga, odsuwając firankę.

Mąż z wrażenia upuścił papierosa, a Anka pisnęła pewnie spadł jej na stopę.

A ty co tu robisz? Miałaś przyjechać jutro, kura! Może i dobrze, iż nas zastałaś warknęła Anka, wchodząc do pokoju. Henryk milczał. A ty, Heniu, może teraz się zdecydujesz? Anka była wściekła, nie spodziewała się, iż przyjaciółka ich przyłapie.

Jadwiga, zaskoczona tą agresją, zdrętwiała, ale trzymała fason i nie płakała.

Jadziu, mogłaś chociaż zadzwonić cicho wydukał mąż.

Teraz mam dzwonić, zanim wrócę do domu? zaśmiała się gorzko, odzyskując równowagę.

Anka patrzyła na nią wyzywająco, bez cienia wstydu. Wtedy Henryk powiedział:

Ubieraj się i wynoś. Anka prychnęła niechętnie, ubrała się i trzasnęła drzwiami.

Jadziu, wybacz, Anka to nic poważnego. Po prostu z nudów. Nie zamierzam odchodzić z rodziny wybełkotał.

A myślisz, iż jeszcze mamy rodzinę?

Nie zaczynaj. No wiesz, u facetów takie rzeczy się zdarzają. Zresztą, sama jesteś winna. Popatrz, w co się zamieniłaś? Nie dbasz o siebie, nie ubierasz się jak dawniej, kiedy ostatnio byłaś u fryzjera? A ja jestem mężczyzną, lubię ładne kobiety. Kiedyś jeździliśmy na wakacje, a teraz?

A teraz przypomnij sobie, iż mamy dzieci, iż mój ojciec jest po udarze i muszę pomagać matce. Dziwne, iż o to pytasz. A ta odzież? Twoja pensja spadła prawie o połowę, a teraz już wiem dlaczego skinęła w stronę drzwi. Trzeba utrzymywać inną kobietę. Henryk, jesteś dla mnie obrzydliwy. Nie chcę z tobą więcej rozmawiać.

Idź do oryginalnego materiału