Ponad dwa miesiące - tyle czasu nie napisałam żadnego tekstu na tym blogu.
Nie dlatego, iż nie miałam weny. Nie dlatego, iż nie miałam ochoty. Nie dlatego, iż to porzuciłam albo mi się nie chciało.
Po prostu nie miałam czasu. I brzmi to jak świetna wymówka, no nie? Bo przecież nie raz napisałam tekst o tym, jak organizować sobie życie, żeby wszystko ogarniać. No i przez cały czas się pod nimi podpisuję, przez cały czas uważam, iż całkiem nieźle radzę sobie w tę organizację.
Więc może inaczej - może była to po prostu kwestia priorytetów i wszystko inne poszło w odstawkę? Myślę, iż to dobre stwierdzenie.
Może też po prostu potrzebowałam chwili przerwy, żeby zobaczyć, czy będzie mi pisania brakować i czy za tym zatęsknię.
Tęskniłam.
Ale powroty są szalenie trudne. Zupełnie nie wiem, o czym napisać. Czy o ostatnio obejrzanym wywiadzie, który zmroził mnie tak, iż kilkanaście minut siedziałam bez ruchu, czy o nowym ministrze edukacji, który z całą pewnością ten wywiad powinien obejrzeć, o tym, iż mam wrażenie, iż żyję w świecie Orwella, czy jednak polecić nowy serial.
Nie wiem. Więc może zupełnie bez spiny - opowiem Wam, co działo się przez te dwa miesiące i na co kierowałam całą swoją energię.
Przede wszystkim - skończyłam studia! Po pięciu latach, oficjalnie mogę już powiedzieć, iż jestem prawniczką. I zdecydowanie nigdy przez te pięć lat nie sądziłam, iż ten moment będzie mnie tak cieszył. Zainteresowanych studiami prawniczymi zapraszam na tekst o moich wrażeniach po 3 latach - przez cały czas w dużej mierze aktualny!
Specyfika jednak jest taka, iż obroniony tytuł magistra to tak naprawdę dopiero początek dalszej drogi. Tygodnie nauki na egzamin wstępny na aplikację były trudne i nie będę oszukiwać. Było intensywnie i cały swój czas poświęcałam na robienie testów, a czas przeznaczony na odpoczynek po prostu wolałam spędzić z przyjaciółmi na dobrym jedzeniu z winkiem czy piwkiem, niż spędzając kolejny czas przed ekranem komputera. I tak właśnie blogowo zamilkłam.
Tydzień temu zdałam egzamin i oficjalnie mogę powiedzieć, iż w styczniu rozpocznę swoją drogę do zostania adwokatem. Również nie sądziłam, iż będę się z tego tak bardzo cieszyć i iż okaże się to w tym momencie życia moim największym marzeniem.
Pamiętam, iż jeszcze półtora roku temu byłam na spotkaniu z doradcą zawodowym i nie miałam bladego pojęcia co chcę robić i w którą stronę iść. Powoli wtedy zaczynałam odchodzić od przeświadczenia - cokolwiek, byle jak najdalej od prawa. Powoli zaczynałam się przekonywać i dostrzegać, iż tak naprawdę to ja to bardzo lubię, aż zrozumiałam w końcu, iż nic mi nie da takiej satysfakcji.
Przypadki w życiu są najlepsze. Tak właśnie trafiłam na prawo - zupełnie przypadkiem, nieplanowanie. Tak po prostu wyszło. Tak też podjęłam decyzję, iż chcę spróbować kolejnego wyzwania - decyzję o doktoracie podjęłam rzucając monetą. Czy się dostanę - zobaczymy. Najważniejsza jednak jest dla mnie sama decyzja - wiem, iż inaczej bym żałowała, iż nie spróbowałam!
No i tak toczył się tydzień za tygodniem, a ja nic do Was nie pisałam, czasem jedynie wrzucając coś na Instagram (gdzie swoją drogą zapraszam, bo tam mnie więcej i regularniej). Także pora to zmienić!
Wracam - jeszcze nie wiem z czym i w jakim kierunku, ale wracam! Dzisiejszy tekst na pewno nie jest najbardziej odkrywczy i kilka wnosi w Wasze życie - ale co z tego? Takie też są potrzebne. A dla mnie jest ważnym podsumowującym tekstem i krokiem do powrotu do regularnego blogowania.
Do następnego!