W piątek główna księgowa przyszła do pracy odświętnie ubrana, z butelką drogiego wina, tortem i paczką wędlin.
„Dziewczyny, po pracy nie rozchodzimy się, posiedzimy chwilę i uczcimy moje urodziny,” oznajmiła.
Natychmiast wszyscy rzucili się ją ściskać i gratulować. Pogratulowała też Jadwiga. Dopiero zaczynała w tej firmie, jeszcze niedoświadczona, dostawało się jej za błędy, ale szczerze uważała Krystynę za swoją mentorkę. Tamta przytuliła Jadwigę i szepnęła jej do ucha:
„Jeszcze trochę popracuję i na emeryturę. Ciebie, Jadziu, planuję zaproponować na moje miejsce. Dasz radę, jesteś sumienna, obowiązkowa…”
Jadwiga nie zdążyła podziękować za zaufanie, gdy kolejna koleżanka podeszła z życzeniami.
Pracę skończyli wcześniej, oczyścili z papierów duży stół w gabinecie głównej księgowej, nakryli papierowym obrusem, wystawili wszystko, co znaleźli w lodówce. Na przywitanie przyszedł dyrektor z szefami innych działów. Wręczył ogromny bukiet róż i prezent. Zrobiło się głośno. Jadwiga wymknęła się w zamieszaniu.
„Gdzie się wybierasz? Dopiero co usiedliśmy,” dogoniła ją w korytarzu koleżanka i przyjaciółka Danuta.
„Muszę iść, ojciec sam w domu.”
„Posiedziałabyś chociaż pół godziny, nic mu się nie stanie,” powiedziała Danuta.
„Nie namawiaj. Nie lubi, gdy się spóźniam, zaczyna się denerwować, ciśnienie mu skacze. W jego wieku to niebezpieczne.”
„W jakim wieku? Ile on ma?”
„Siedemdziesiąt jeden,” westchnęła Jadwiga.
„Co ty, przecież to nie wiek! Niektórzy faceci w tym wieku jeszcze się zakochują i żenią…”
„Naprawdę, Danusiu, muszę iść. Przeproś za mnie.” Jadwiga odwróciła się, by wyjść, ale Danuta złapała ją za rękę.
„Zamknęłaś się w klatce. Jesteś młoda, a życie osobiste masz jak w klasztorze. To normalne? Twój ojciec nie chce, żebyś miała rodzinę? Wnuków?”
„O jakich wnukach mówisz? Mam już czterdzieści dwa lata…”
„I co z tego? Za wcześnie się poddałaś. W tym tempie przeżyjesz ojca… Oj, przepraszam,” urwała Danuta, widząc jej wzrok. „Ale kto ci prawdę powie, jak nie ja? On jest chory?”
„Nie, po prostu się starzeje, boi się umrzeć sam.”
„Nie rozumiem cię, Jadziu. Twoja matka tańczyła wokół niego całe życie. I gdzie ona jest? Teraz ty…”
„Dość. To moje życie.” Jadwiga wyrwała rękę i gwałtownie poszła do swojego gabinetu po rzeczy. Danuta patrzyła za nią ze smutkiem i współczuciem.
A na dworze pachniało wiosną, śnieg prawie stopniał, drzewa niedługo wypuszczą pąki… W drodze do domu Jadwiga wstąpiła do sklepu. Przy kasie stała kolejka. Spojrzała na zegarek. Ma czas, wyszła wcześniej, do domu dziesięć minut, zdąży. I uspokoiła się.
W domu celowo hałasowała w przedpokoju, żeby ojciec słyszał. Zaniosła zakupy do kuchni i weszła do pokoju. Ojciec leżał na kanapie i oglądał telewizję.
„Tato, już jestem. Co oglądasz?”
Po tym, jak ojciec wpatrywał się w telewizor, wiedziała, iż jest niezadowolony. A kiedy był z czegoś zadowolony?
„Tato, jak się czujesz?” spytała cierpliwie.
„Do domu się nie śpieszysz. Tylko zabawy w głowie. A ja mam ciśnienie. Umrę tu sam, choćby nie zauważysz,” burknął, rzucając jej kwaśne spojrzenie.
„Jakie zabawy? Tylko na chwilę wstąpiłam do sklepu. Zaraz.” Podeszła do szafki, wyjęła ciśnieniomierz i wróciła do ojca.
„Daj rękę, zmierzę ciśnienie.”
Ojciec się nie poruszył.
„Tato, nie bądź dzieckiem. Nie upieraj się.”
Niechętnie wyciągnął rękę. Jadwiga założyła mankiet, zaczęła pompować.
„Co ty wygadujesz? Masz idealne ciśnienie.”
„Nie umiesz mierzyć. A ja czuję, iż jest wysokie,” mruknął.
Jadwiga rozumiała, iż nie jest młody, potrzebuje opieki, całe życie przepracował na budowie. Ale to nie znaczy, iż może całymi dniami leżeć przed telewizorem.
„Może jutro wezwać lekarza?” zaproponowała.
„Co oni wiedzą? Wypiszą tabletki i tyle. Zero pomocy.”
Jadwiga schowała ciśnieniomierz i poszła się przebrać. Potem gotowała kolację, w myślach prowadząc niekończący się monolog z ojcem.
„Też chciałabym odpocząć. Cały dzień przed monitorem, oczy bolą. Mogłabym teraz siedzieć z koleżankami, jeść tort i pić wino. Obiecują mi awans, a ja uciekłam. A jeżeli Krystyna się obrazi?
Jestem dorosła, mam dość twojej kontroli, wiecznego narzekania. Mógłbyś choć do sklepu obok wyjść. Danuta ma rację, sama się rozchoruję. Nie mam już siły…”
Przerwała siebie – nieładnie tak mówić o ojcu, choćby jeżeli nie słyszy. Nie wie, jak sama się będzie czuć w jego wieku, może będzie jeszcze bardziej marudna. Tylko przed kim?
Odkąd pamiętała, mama robiła wszystko: sprzątała, gotowała, nosiła ciężkie torby. Ojciec uważał, iż to nie męskie zajęcia, zwłaszcza gdy w domu są dwie kobiety. Nie ważne, iż druga kobieta była dzieckiem.
Nie pamiętała, żeby mama leżała bezczynnie. Zawsze coś robiła: gotowała, szyła, robiła na drutach… Jadwiga pomagała jej, gdy podrosła.
„Jadziu, idź, pobaw się. Jak wyjdziesz za mąż, będziesz miała dość roboty,” mówiła mama, żałując ją.
Gdy Jadwiga przyprowadziła do domu narzeczonego Marka, ojciec długo mu się przyglądał, po czym oświadczył, iż nie toleruje darmozjadów. Sam wszystko zapracował, więc niech nie liczy na mieszkanie…
Widziała, iż Marek ledwo się powstrzymuje, żeby nie wyjść. Potem powiedział, iż nie zamieszka z rodzicami. Po ślubie wynajęli mieszkanie. Często wpadała do rodziców, pomagała mamie. Miała problemy z ciśnieniem.
Marek był zazdrosny, nie wierzył, iż jeździ do rodziców, kłócili się. Gdy mama zmarła na udar, Jadwiga zaczęła przychodzić do ojca codziennie. Marek nie wytrzymał i odszedł, wnioskował o rozwód. Potem próbował wrócićA gdy Jadwiga wróciła do domu tamtego wieczoru, uśmiechnęła się na widóg kuchenki, gdzie pełen nadziei nowy rozdział życia dopiero się zaczynał.













