Na serio chcesz wyjść za mąż za faceta, którego poznałaś w internecie? Ludmiła Kowalska patrzyła na przyszłą synową z takim sceptycyzmem, jakby ta próbowała wręczyć jej podrobione banknoty. Jej ciężkie, oceniające spojrzenie przemierzyło skromną fryzurę Kingi i jej prostą sukienkę. Przecież choćby się dobrze nie znacie!
Kinga poczuła, jak po plecach przebiegają jej mrówki. Siedzieli w kuchni w bloku z wielkiej płyty, w którym wychował się Tomek. Kuchnia była mała, ale przytulna i lśniąca czystością. Pachniało wanilią i starym parkietem.
Mamo, daj spokój wtrącił się syn, obejmując Kingę za ramiona. Nie poznaliśmy się w internecie, tylko w klubie książki. Najpierw rozmawialiśmy online. Pół roku! A Kinga jest wspaniała!
Poznali się tak: Kinga prowadziła małego bloga o zapomnianych, starych książkach. Tomek, programista z cichą pasją do klasyki, trafił na jej post o Zbrodni i karze. Ich dyskusja przeniosła się na prywatne wiadomości, potem na długie rozmowy. Okazało się, iż śmieją się z tych samych żartów, cenią te same rzeczy ciszę, szczerość, zapach książkowego kurzu. Pierwsze spotkanie pod pomnikiem Mickiewicza nie było randką, tylko przedłużeniem rozmowy. Z Kingą czuł się niespodziewanie swobodnie, jak u siebie. Ona zaś dostrzegła w nim nieco nieśmiałego człowieka z głębokim wnętrzem.
Wspaniała prychnęła Ludmiła, celowo głośno stukając łyżeczką o porcelanowy kubek. A to, iż z innego miasta, bez pracy tutaj, i w ogóle kto wie, co jej w głowie siedzi Syna wychowałam, wykształciłam, a tu nagle jakaś
Kinga zaciśnęła zęby, ale milczała.
Zrozumiała już jedno: teściowa widzi w niej nie człowieka, tylko abstrakcyjne zagrożenie obcą dziewczynę, która chce odebrać jej syna. Ludmiła Kowalska była kobietą żyjącą według sztywnych zasad, bez kompromisów dla słabości. Po śmierci męża pięć lat temu jeszcze mocniej otoczyła troską jedynego syna.
Pierwsze próby zaprzyjaźnienia się spełzły na niczym.
Gdy Kinga, starając się jak mogła, upiekła szarlotkę z cynamonem i anyżkiem jak u jej babci, Ludmiła, odłamała malutki kawałek i mruknęła:
Za słodkie. U nas się tak nie robi.
Kiedy Kinga zaproponowała pomoc przy sprzątaniu, usłyszała suche:
Nie trzeba. Ja wiem, gdzie co leży. Potem bym szukała pół roku.
Kiedy zostali sami w pokoju Tomka, wypełnionym modelami statków i książkami o fizyce, tylko rozłożył ręce:
Nie bierz tego do siebie. Mama po prostu taka jest. Rodzina, ale kolczasta jak jeż.
Staram się cicho odpowiedziała Kinga, patrząc przez okno na identyczne balkony. Tylko mieszkać w stanie zimnej wojny to ciężko, a wyprowadzić się od niej nie prędko się uda.
Ale Kinga się nie poddawała. Wierzyła, iż do każdej twierdzy jest jakaś furtka.
Pewnej soboty Ludmiła, wycierając półki, wyciągnęła stary album i zaczęła go przeglądać. Kinga poprosiła o pozwolenie i usiadła obok. Zauważyła, jak teściowa zatrzymała wzrok na pożółkłym zdjęciu, na którym stała młoda i uśmiechnięta obok wysokiego, ciemnowłosego mężczyzny.
Kto to? ostrożnie zapytała Kinga.
Ludmiła drgnęła, jakby przyłapana na czymś zakazanym.
Mój brat, Andrzej westchnęła, a w jej głosie zabrzmiała po raz pierwszy nie złośliwość, ale zmęczony smutek. Pokłóciliśmy się. Ze dwadzieścia lat temu, jeżeli nie więcej.
O co? odważyła się zapytać Kinga, bojąc się spłoszyć tę chwilę otwartości.
Głupoty. Działkę po rodzicach dzieliliśmy. Oboje uparci jak osły. Powiedział mi coś przykrego, ja jemu i tyle. Mieszkamy w jednym mieście, a jakby w innych światach.
Kinga milczała, ale w głowie już rodził się plan. Przypomniała sobie, jak Tomek mimochodem wspomniał, iż mama stała się jeszcze bardziej zamknięta po tej kłótni.
Tydzień później, spotykając w klatce gadatliwą sąsiadkę, ciocię Halinę, Kinga przypadkiem zagadnęła ją o rodzinę męża.
Ach, Ludka i jej brat! zawołała sąsiadka. Przecież oni byli nierozłączni! Andrzej mieszka w tej nowej dzielnicy, za centrum. W zeszłym roku ciężko chorował, miał operację serca. Dzieci w Warszawie, a on sam jak palec.
Wieczorem, gdy Tomek czytał, a Ludmiła wiązała skarpety, Kinga zaczęła delikatnie:
Ludmiło, wiedziałaś, iż twój brat w zeszłym roku miał operację serca?
Druty w rękach teściowej zastygły. Zbladła:
Co?! Skąd ty wiesz?
Mówiła mi dziś ciocia Halina. Mówi, iż teraz sam, dzieci wyjechały, potrzebował pomocy, a nie było komu
Ludmiła nic nie odpowiedziała. W milczeniu wyszła do swojego pokoju. Kinga słyszała, jak chodzi za ścianą. Cały wieczór upłynął w ciężkiej ciszy.
Nazajutrz teściowa, zwykle wstająca późno, była już na nogach.
Do koleżanki wpadnę burknęła, zakładając najlepsze palto.
Wróciła wieczorem. Oczy miała czerwone od płaczu, ale nie było w nich zwykłej chłodu. Na twarzy coś nowego, jakby zagubienie i miękkość. Zobaczywszy Kingę w kuchni, zatrzymała się w drzwiach:
Dziękuję rzuciła krótko i wyszła, nie mogąc powiedzieć więcej.
Jak się później okazało, wsiadła w autobus i pojechała do brata. Stała pod blokiem pół godziny, nie mogąc się zdecydować na dzwonek. W końcu zebrała się na odwagę. Brat otworzył drzwi, przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu dwoje siwiejących uparciuchów a potem rzucili się sobie w ramiona, płacząc, wspominając dzieciństwo, śmiejąc się z tego, jak głupio wyglądały ich dawne urazy wobec czasu i choroby.
Masz rację powiedziała nagle Ludmiła kilka dni później, pijąc wieczorną herbatę. Mówiła cicho, patrząc na parę unoszącą się z kubka. Czasem trzeba po prostu zrobić ten pierwszy krok. Dwadzieścia lat milczenia przez kawałek ziemi











