*Ciasto i inne rozczarowania*
Agnieszka ubijała bitą śmietanę na biszkopt, jej ruchy były precyzyjne jak u zegarmistrza. Tort dla Kasi, jej córki, miał być arcydziełem: trzy piętra, waniliowy mus, świeże maliny, delikatne zawijasy czekolady. Dziś Kasia kończyła osiemnaście lat, i Agnieszka miała nadzieję, iż ten tort — jej najlepszy w dwudziestoletniej karierze cukierniczki — zburzy mur, który wyrósł między nimi w ciągu ostatniego roku.
— Mamo, jeszcze nie skończyłaś? — Kasia wpadła do kuchni, jej adidasy skrzypiały po linoleum. — Ola już jedzie, a u nas chaos!
— Już prawie gotowe — uśmiechnęła się Agnieszka, wycierając ręce w fartuch. — Podoba ci się?
Kasia rzuciła okiem na tort, jej twarz pozostała obojętna.
— No… spoko. Tylko wiesz, Ola mówi, iż takie torty już nie są modne. Teraz wszyscy robią minimalizm, bez tych… zawijasów.
Agnieszka poczuła, jak łyżka w jej dłoni stała się cięższa.
— To nie zawijasy, Kasiu. To twoje ulubione wzory, jak na torcie na dziesiąte urodziny. Pamiętasz?
— Mamo, miałam dziesięć lat — Kasia przewróciła oczami. — Dobra, idę posprzątać w salonie. Tato znowu zawalił wszystko swoimi papierami.
Wyszła, zostawiając za sobą lekką woń perfum i wrażenie, iż Agnieszka rozmawia z pustką.
O szóstej wieczorem salon wyglądał już inaczej: balony, girlandy, stół z przekąskami. Agnieszka postawiła tort na honorowym miejscu, jego owoce lśniły w świetle żyrandola jak małe rubiny. Przypomniała sobie, jak rok temu Kasia odmówiła rodzinnego świętowania, uciekając z przyjaciółmi do kawiarni. *„Jestem dorosła, mamo”* — rzuciła wtedy. Agnieszka pół roku oszczędzała na ten tort, rezygnując z nowych butów i kursów cukierniczych, żeby dziś wszystko było idealne.
Dzwonek do drzwi przerwał jej myśli. Kasia pobiegła otworzyć, i do mieszkania wślizgnęła się Ola — wysoka, z jaskraworóżowymi paznokciami i spojrzeniem, które skanowało wszystko jak urządzenie.
— Wow, co to, tort? — Ola zatrzymała się przed dziełem Agnieszki, przechylając głowę. — Kasia, serio? To jest dla dzieci!
— No cóż, to taka mama — Kasia zachichotała, ale jej policzki zaróżowiły się. — Ona lubi takie… retro rzeczy.
— Retro? — Ola wybuchnęła śmiechem, jej głos brzmiał jak stłeszona szyba. — To jest jak z lat dziewięćdziesiątych! Teraz modne są *naked cakes*, z owocami i bez tej masy. No nie, Kasia?
Agnieszka ścisnęła róg fartucha, czując, jak kuchnia robi się za ciasna.
— Witaj, Ola — uśmiechnęła się z wysiłkiem. — To tort według smaku Kasi. Zawsze lubiła wanilię i maliny.
— Lubiła — Ola zaakcentowała ostatnie słowo, patrząc na Kasię. — Ale gusta się zmieniają, no nie? Kasia teraz jest w wegańskim klimacie, co?
Kasia zawahała się, bawiąc się bransoletką.
— No, nie całkiem… Ale Ola ma rację, mamo. Może w przyszłym roku zrobisz coś bardziej na czasie?
Agnieszka poczuła, jak serce się ściska, ale skinęła głową.
— Dobrze, Kasiu. A teraz przyjmujmy gości.
Goście, przyjaciele Kasi ze szkoły i studiów, wypełnili salon śmiechem i muzyką. Agnieszka roznosiła kanapki, starając się nie zauważyć, jak Ola szepcze coś do Kasi, wskazując na tort. Mąż Agnieszki, Marek, siedział w kącie, wpatrzony w laptop. Jego *„pilny projekt”* zawsze był ważniejszy niż rodzina.
— Aga, wszystko gra? — Marek oderwał wzrok na sekundę. — Tort jak zawsze boski.
— Dzięki — Agnieszka wymusiła uśmiech. — Może pomożesz z napojami?
— Zaraz, tylko wyślę maila — znów zanurzył się w ekranie.
Agnieszka wróciła do stołu, gdzie Ola opowiadała o *„trendy imprezach”*.
— W Warszawie była ostatnio impreza — obwieszczała — tort bez glutenu, bez cukru, z matchą. To jest poziom! A tu… — skinęła głową w stronę tortu Agnieszki — jakby babcia piekła.
Goście zaśmiali się. Kasia zaczerwieniła się, ale milczała, gniotąc róg obrusa.
— Ola, to mama go zrobiła — powiedziała cicho. — Starała się.
— Starała? — Ola uniosła brew. — Kasia, starać się to jedno, a być na czasie to drugie. Nie chcesz chyba, żeby twoje osiemnastki wyglądały jak przedszkolne urodziny?
Agnieszka poczuła, jak palą ją policzki. Chciała zaprotestować, ale jej wzrok padł na Kasię, która spuściła oczy, jakby się zgadzała.
Kulminacja wieczoru nadeszła, gdy przyszło czas na zdmuchiwanie świeczek. Agnieszka wjechała z tortem na wózku, jej dłonie drżały. Goście ucichli, telefony skierowały się na Kasię. Agnieszka zapaliła świeczki, ich płomienie odbijały się w oczach córki, jak kiedyś.
— Kasiu, życzenie — Agnieszka uśmiechnęła się, czując gulę w gardle.
— Czekaj — Ola wystąpiła do przodu, jej głos przeciął ciszę. — Co, zwykłe świeczki? Kasia, mówiłaś, iż chcesz petardy! To twój dzień!
— Petardy? — Agnieszka zmieszała się. — Kasia, nic nie mówiłaś…
— Bo i tak zrobiłabyś po swojemu! — Kasia wybuchła nagle, jej głos drżał. — Mamo, prosiłam o coś prostego, nowoczesnego, a ty znowu z tortami jak na wesele! Mam osiemnaście lat, nie jestem dzieckiem!
Goście zamruczeli. Agnieszce wydało się, iż podłoga się pod nią zapada.
— Kasiu, chciałam, żeby ci się podobało — jej głos był ledwo słyszalny. — To twój ulubiony smak…
— Ulubiony? — Kasia zaśmiała się, ale w jej oczach błysnęły łzy. — choćby nie wiesz, iż od roku nie jem malin! Ola ma rację, żyjesz w swoim świecie!
— Kasia, nie denerwuj się — Ola położyła rękę na jej ramieniu, jak dyrygent kierujący orkiestrą. — Zdmuchnijmy świeczki i zapomnijmy. Tort i tak nikt nie zje.
Agnieszka spojrzała na Marka, szukając wsparcia, ale tylko wzruszył ramionami.
— Aga, może nie rób scen? Niech się dziewczyny bawią.
— Bawią? — Agnieszka podeszłaAgnieszka westchnęła głęboko, spoglądając na tort, którego nikt nie tknął, i w milczeniu zawinęła go w folię, myśląc, iż może jutro, po burzy, znajdzie się ktoś, kto jeszcze doceni jej słodkie starania.