To twoja wina, mamo.

newsempire24.com 18 godzin temu

*Wszystko twoja wina, mamo*

Ewa smażyła kotlety, gdy zadzwonili do drzwi. Wyszła z kuchni, by otworzyć.

– Mamo, to do mnie – zatrzymał ją na korytarzu głos córki. – Ja otworzę.

– Dobrze. Nie wiedziałam…

– No i po co stoisz? Idź smażyć swoje kotlety – warknęła córka, odwracając się od drzwi wejściowych.

– Dlaczego swoje? Kupiłam mięso w Społem…

– Mamo, zamknij drzwi – dziewczyna przewróciła oczami.

– Mogłaś od razu powiedzieć – Ewa wróciła do kuchni, lekko zatrzaskując za sobą drzwi.

Podeszła do kuchenki, zgasiła gaz pod patelnią. Stała chwilę w milczeniu, zdjęła fartuch i wyszła.

W przedpokoju córka zakładała kurtkę. Obok stał Krzysztof, przyjaciel Kingi, wpatrzony w nią jak w obraz.

– Witaj, Krzysztofie. A dokąd się wybieracie? Zostańcie na obiad.

– Witam panią – uśmiechnął się chłopak, pytająco spoglądając na Kingę.

– Śpieszymy się – odparła, choćby nie patrząc na matkę.

– Może jednak zostaniecie? Wszystko gotowe – powtórzyła Ewa.
Krzysztof zawahał się.

– Nie! – ostro rzuciła córka. – Chodźmy. – Złapała go pod ramię i otworzyła drzwi. – Mamo, zamkniesz?

Ewa podeszła, ale nie zatrzasnęła ich od razu, zostawiając szparę, by podsłuchać rozmowę na klatce.

– Dlaczego tak do niej mówisz? Pachnie pysznie, nie odmówiłbym kotletów.

– Chodźmy. Zjemy coś w kawiarni. Mam dość jej kotletów – burknęła Kinga.

– Jak można mieć ich dość? Uwielbiam kotlety twojej mamy, jadłbym je codziennie – odparł Krzysztof.

Co odpowiedziała Kinga, Ewa nie dosłyszała. Głosy oddalały się, cichnąc w klatce schodowej.

Zamknęła drzwi i weszła do pokoju. Mąż siedział przed telewizorem.

– Zbyszek, chodźmy na obiad, póki gorące.

– Co? No dobrze. – Wstał z kanapy, mijając ją w milczeniu, i usiadł w kuchni.

– Co dziś na obiad? – zapytał tonem, który nie znosił sprzeciwu.

– Ryż z kotletami, surówka – odparła Ewa, odkrywając patelnię.

– Ile razy mówiłem, iż nie jem smażonych kotletów – warknął.

– Dolałam wody, są prawie gotowane na parze. – Zastygła z pokrywką w ręce.

– No dobrze, daj. Ale ostatni raz.

– W naszym wieku odchudzanie niezdrowe – zauważyła, stawiając przed nim talerz.

– W jakim „naszym”? Mam tylko pięćdziesiąt siedem. To wiek mądrości i rozkwitu. – Wbił widelec w kotlet, odgryzając pół.

– Co się z wami dziś stało? Kinga uciekła, ty się wywyższasz. Jak przestanę gotować, zobaczymy, jak zaśpiewacie. Myślicie, iż w kawiarni jedzą lepiej?

– No to nie gotuj. Tobie też by nie zaszkodziło zrzucić trochę. Niedługo w drzwiach się nie zmieścisz. – Dokończył kotleta, sięgając po drugiego.

– Tak? Więc uważasz, iż jestem gruba? A ja się głowię, czemu nagle o siebie dbasz. Spodnie, skórzaną kurtkę, czapkę. Głowę ogoliłeś, żeby łysiny nie było. Dla kogo się stroisz? Na pewno nie dla mnie. Gruba jestem? Masz z kim porównywać? – zapytała z goryczą.

– Daj mi spokojnie zjeść. – Nabrał ryżu, ale nie doniósł do ust, opuścił widelec. – Podaj keczup – rozkazał.

Ewa wyjęła butelkę z lodówki, postawiła ją z impetem na stole i wyszła. Jej talerz został nietknięty.

Zamknęła się w pokoju córki, usiadła na łóżku. Łzy napłynęły do oczu.

*Gotujesz, starasz się, a oni… Wszystko dla nich, a w zamian zero wdzięczności. Mąż się odmładza, patrzy w stronę. Gruba jestem? Córka traktuje mnie jak służącą. Emerytka, więc można nią pomiatać? Pracowałabym, gdyby nie zwolnili. Doświadczenie nic nie znaczy, teraz liczą się młodzi. A co oni wiedzą?*

*Wstaję pierwsza, choć nie muszę, żeby śniadanie zrobić. Cały dzień w biegu, choćby się położyć nie ma kiedy. Sama sobie winna, rozpuściłam ich. Teraz siedzą mi na karku.*

Łzy spłynęły po policzkach. Przygryzła wargę, gwałtownie otarła twarz dłonią.

Zawsze myślała, iż mają dobrą rodzinę. Nie idealną, ale nie gorszą niż inni. Córka na studiach, uczy się dobrze. Mąż nie pije, nie pali, zarabia. W domu czysto, smacznie. Czego mu brakuje?

Podeszła do lustra w drzwiach szafy, przyjrzała się uważnie. *No tak, przytyła, ale nie jest gruba. Za to zmarszczki mniej widoczne. Zawsze lubiła jeść. Gotuje dobrze. A im to niepotrzebne. Kiedy pracowała, układała włosy. Teraz spina je gumką, żeby nie przeszkadzały. Wygodniej. Co, mam w szpilkach i uczesana odkurzać? Chociaż schudnąć by się przydało. I włosy przefarbować.*

Rano nie wstała pierwsza, jak zwykle. Udawała, iż śpi. *Jestem na emeryturze, mam prawo pospać. Niech sami sobie śniadanie zrobią.*

Zadzwonił budzik. Przewróciła się na bok, twarzą do ściany.

– Co z tobą? Chora? – zapytał mąż. W głosie zero współczucia.

– Mhm – mruknęła, wtulając się w kołdrę.

– Mamo, chora jesteś? – do pokoju weszła Kinga.

– Tak, zjedzcie coś sami – odparła słabym głosem spod kołdry.

Córka prychnęła i wyszła. niedługo Ewa usłyszała czajnik, trzask lodówki, stłumione głosy. Przez kołdrę nie rozumiała słów, ale postanowiła udawać do końca.

Do pokoju wszedł Zbyszek, niosąc za sobą zapach drogiej wody po goleniu. To ona mu ją kupowała. niedługo oboje wyszli. Zrobiło się cicho. Ewa odsunęła kołdrę, ale nie wstała od razu, przymknęła oczy i zasnęła.

Obudziła się po godzinie, przeciągnęła z rozkoszą i poszła do kuchni. W zlewie stały brudne kubki, stół zasypany okruchW końcu zamknęła oczy i uśmiechnęła się lekko, bo po raz pierwszy od dawna poczuła, iż ma wybór – i to właśnie było najpiękniejsze.

Idź do oryginalnego materiału