To nie jest hobby dla starych ludzi

emnilda.blogspot.com 6 lat temu

Moja przygoda z kwiatami trwa już dobrze ponad dekadę. adekwatnie to wszystko zaczęło się w dzieciństwie (czym skorupka za młodu... i takie tam), bo w największym gościnnym pokoju mieliśmy przy oknie wielką wystawę kwiatów, o które dbał mój tata. Stał tam wysoki figowiec beniamina, szeflera, monstera, niżej maranta, aspidistra i inne kwiaty, a pomiędzy tym wszystkim fontanna w plastikowej misie na nóżce (proszę się nie śmiać - to były lata 90-te i taka fontanna to było coś!). Poza tym, iż kąpałam w niej lalki Barbie, była świetnym nawilżaczem powietrza (a może jednak odwrotnie...) i razem z roślinami tworzyła taki mikro tropikalny klimacik. Dodatkowo, mieliśmy w domu dużo książek o roślinach, które bardzo lubiłam przeglądać, bowiem wydania z lat 90-tych obfitowały w kolorowe zdjęcia roślin, wykresy, tabelki i szkice, które krok po kroku prowadziły czytelnika przez trudną sztukę uprawy roślin. Do dziś są ze mną, a wpis o nich niedługo pojawi się na blogu.
......
Ja sama zaczęłam przygodę z roślinami gdzieś tak na początku nauki w liceum. To były takie fantastyczne czasy, kiedy całkiem sporą dracenę można było dostać za 8 ziko, więc kupiłam sobie kilka różnych roślin, inne rozmnożyłam z tych, które były w domu i zaczęły się e k s p e r y m e n t y (które tak naprawdę realizowane są do dziś). Wiedzy o roślinach nie da się nauczyć z książek, niestety. Trzeba je po prostu hodować - jedne z większym, drugie z mniejszym, a trzecie ze śmiertelnym dla nich "sukcesem", żeby zacząć łapać zależności, iż np. im mają cieplej, tym większą wilgotność powinniśmy im zapewnić; iż zimą to może jednak lepiej podlewać mniej niż latem, bo woda nie wyparowuje tak gwałtownie z doniczki i sprzyja to gniciu korzeni etc. Cały czas się uczę - oczywiście, niektóre gatunki mam z grubsza opanowane, niektórych od kilku lat nie mogę rozgryźć, a nowe rośliny są dla mnie totalnym wyzwaniem, bo chociaż jest tak, iż staram się im zapewnić warunki zbliżone do tych idealnych (naturalnych), to jednak czasem coś nie zagra. Czynników wpływających na rozwój roślin jest po prostu bardzo wiele, a dodatkowy kłopot sprawia w naszym klimacie zmiana pór roku, a więc także temperatury i ilości światła naturalnego. Do dzisiaj moja opieka nad roślinami (tak naprawdę to uważam, iż one hodują się same, ja im tylko pomagam) to takie właśnie eksperymenty - z różnymi czynnikami wpływającymi na ich wzrost.
......
Kiedy zaczęłam dorabiać na studiach, moje roślinne hobby zdecydowanie poszło do przodu - miałam większe fundusze na doniczki, nowe roślinki, środki ochrony roślin, a choćby ukorzeniacz (yeah!). Nie skłamię, o ile napiszę, iż w dzień wypłaty byłam w stanie wydać 2/3 pieniędzy na rośliny. Nie były to ogromne sumy, ale jednak. Niemniej, nie żałuję :) Kilka roślin z tamtych czasów jest ze mną do dziś, ot chociażby dracena z pierwszego zdjęcia dzisiejszego wpisu (pierwsza z prawej), która kiedyś była TAKA. Roślinne hobby, to nie tylko rośliny - nowo kupione kwiaty trzeba w większości wypadków przesadzać, a więc do ceny rośliny doliczyć cenę odpowiednio większej doniczki i ziemi (a dodatkowo: drenaż, piękna ceramiczna osłonka, drabinka do podtrzymania i takie tam), więc koszty rosną. Nie chcę demonizować, po prostu zwracam uwagę, iż jest też sporo około roślinnych wydatków :)
......
A dzisiaj? No cóż... Najbardziej ukwiecony w moim domu jest salon i gabinet, a jedynym pomieszczeniem, w którym nie ma roślin jest łazienka (niestety, nie ma w niej okna). Ogółem mam 75 doniczek z kwiatami - 26 z nich na balkonie (14 różnych gatunków) i 49 w domu (36 różnych gatunków), ale przyznam, iż to dane sprzed miesiąca. W międzyczasie udało mi się ukorzenić i posadzić hoyę oraz rozmnożyć sukulenta, którego Włóczykij kiedyś przywiózł z Tunezji. Także dzieje się! Wiem też, iż Włóczykij szuka dla mnie kalatei odmiany network (obczajcie ten niesamowity wzór na liściach), no i modna ostatnio pilea peperomioides zwana potocznie "pieniążkiem", uśmiecha się do mnie ze zdjęć w necie, ale jakoś nie mogę na nią trafić w realu.

Męczennicę błękitną /Passiflora caerulea L./ kupiłam w tym roku po raz pierwszy. Niżej opisuję jej tragiczną historię, która jednak, uprzedzając, kończy się dobrze (póki co).

Dypsis lutescens, czyli palma z gatunku arekowców, po raz pierwszy zagościła u mnie trzy lata temu, kiedy dostałam od Włóczykija tę piękną secesyjną donicę. Pierwszy egzemplarz, który gościłam pod swoim dachem był testowy - uczyłam się na nim opieki nad palmami i powiem szczerze, iż nie była ona łatwa. Największą trudność sprawiało mi zachowanie odpowiedniego nawilżenia podłoża (chodzi o to, żeby było ono raczej wilgotne, ale trzeba uważać, żeby nie przelać korzeni). Niedawno kupiłam nowy, drugi egzemplarz i mam nadzieję, iż będzie się pięknie rozwijać. Tak przy okazji: palmy te kochają wysoką wilgotność, więc codziennie włączam swojej nawilżacz powietrza.

Pamiętajcie iż rośliny najlepiej kupować w sprawdzonych centrach ogrodniczych, chociaż samej (mea maxima culpa) zdarza mi się robić kwiatowe zakupy w Ikei i marketach budowlanych. Ostatnio, kiedy przesadzałam dracenę z Ikei, chciałam usunąć trochę ziemi z bryły korzeniowej, a kiedy rozpadła się ona na pół i okazało się, iż korzeń, to jeden kikut. No, to tyle na temat marketowych roślin.

Bardzo lubię swojego skrzydłokwiata (spathiphyllum). Są to efektowne rośliny z białymi kwiatami, które nie sprawiają większych problemów w uprawie (lubią zraszanie), a do tego wspaniale oczyszczają powietrze. Badania przeprowadzone przez NASA potwierdziły, iż rośliny z tego gatunku skutecznie usuwają z naszego otoczenia formaldehyd, benzen, ksylen, trójchloroetylen i tlenek węgla.

Chyba dekada minęła od momentu, kiedy storczyki stały się popularną rośliną domową, do czasu, kiedy zdecydowałam się zakupić swój pierwszy egzemplarz. Zawsze słyszałam, iż są to rośliny bardzo trudne w uprawie i kapryśne, tymczasem okazało się, iż u mnie rosną, jak na drożdżach. w tej chwili mam trzy storczyki z gatunku phalaenopsis (w tym powyższy), zastanawiam się nad zakupem dendrobium, którego kwiaty wyrastają bezpośrednio z mięsistej łodygi, a najbliższym wyzwaniem będzie dla mnie przesadzenie dwóch storczyków, które czeka mnie po ich przekwitnięciu.

Sukulentowy ogródek zrobiłam sobie jakiś miesiąc temu, zainspirowana tutorialami w książkach i necie. Nie jestem fanką sukulentów i kaktusów (a szczególnie ich przesadzania), jednak w takiej kompozycji wyglądają naprawdę zachęcająco - do czasu, aż nie urosną, a niektóre z nich potrafią powiększać się bardzo szybko. Wszystkie potrzebne rzeczy (poza ziemią, różą pustyni i ametystem) zakupiłam w Ikei, a koszt takiego ogródka, to ok. 100 zł. Wiele z sukulentów wytwarza odnóżki, więc każda kolejna kompozycja tego typu (np. na prezent) będzie tańsza, bo roślinki będą już gotowe (#lifehack). Po posadzeniu wystarczy ustawić naczynie na słonecznym parapecie, raz po raz podlewać i jeszcze rzadziej nawozić.

Niestety, nie mam już tego wiszącego filodendrona- dostałam go od mamy, która notorycznie go zalewała i do dzisiaj nie wiem, czy zaszkodziło mu to, iż nie przesadziłam go do nowej doniczki, czy stanowisko, które jest dość problematyczne w kwestiach oświetlenia. Aeschynanthus zmarniał mi tam zupełnie i teraz regeneruje się na dobrze doświetlonym parapecie, a ja myślę nad kolejną rośliną na to miejsce.

Dwa z trzech moich storczyków oraz figowiec (ficus benjamina), którego rozmnożyłam z półtorametrowego egzemplarza, stojącego w gabinecie.

Bardzo lubię to zestawienie zdjęć, pokazujących mój balkon w połowie maja i na koniec czerwca. W ogóle ten rok jest przełomowy, ponieważ po raz pierwszy założyłam taki kwiatowy balkon z prawdziwego zdarzenia. W minionych latach czasem kupiłam jakąś doniczkę z bratkami albo pelargoniami, ale brakowało mi motywacji, żeby zrobić coś więcej. W tym roku zaczęłam już w maju od zakupu donic, zamówienia 200 litrów ziemi, nawozów, drenażu i łopatki, a później stopniowo zaczęłam znosić kupować rośliny. Jak pisałam wyżej - eksperymentuję - obserwuję tempo wzrostu, zapotrzebowanie na wodę i warunki środowiska moich kwiatów po to, by w kolejnych latach udoskonalać tę wizję. Marzy mi się sufit obrośnięty pnączami i dużo różnorodnych kwitnących roślin, które nie będą specjalnie problematyczne, bo nie chciałabym bardzo fatygować osób, które doglądają ich w czasie kiedy nie ma mnie w domu, a wierzcie (lub wiecie) iż jest co robić przy takiej ilości :)

Pamiętajcie, iż najważniejsze jest poznanie naturalnego środowiska rośliny. Dokładne poznanie, bo hasło: roślina lasu tropikalnego jest bardzo ogólne. To środowisko jest bardzo zróżnicowane - na dole, w poszyciu, gdzie jest ciemno i bardzo wilgotno rosną zupełnie inne rośliny niż w górze, gdzie jest mnóstwo bezpośredniego słońca i zdecydowanie bardziej sucho. Tak więc przed zakupem kolejnej rośliny, warto poznać jej świat (w jakim żyje klimacie, jaka temperatura jest dla niej optymalna, ile potrzebuje wody i wilgoci wokół siebie, czy toleruje inne rośliny i jak gwałtownie rośnie, co jest dość istotne w przypadku małych mieszkań), a potem iść do sklepu i wybrać nasz egzemplarz.

Nie zdawałam sobie sprawy, iż pielęgnacja kwiatów balkonowych wymaga poświęcenia aż takiej ilości czasu. Jednak prócz usuwania przekwitłych kwiatostanów, obrywania zżółkniętych liści i podlewania, najważniejsze jest baczne przeglądanie roślin pod kątem szkodników.
......
Pierwszy w tym roku zaskoczył mnie wciornastek (nie rozpoznałam, niestety, który dokładnie). Zaatakował moje fuksje oraz werbenę, na której znajduję pojedyncze egzemplarze do tej pory. Wiele sztuk zdusiłam na liściach, nie obyło się jednak bez oprysków (moja sąsiadka twierdzi, iż "dzisiaj bez oprysków nic nie ma" i im dłużej prowadzę swój balkon, tym bardziej muszę przyznać jej rację), które powtarzam co jakiś czas, bo prócz wciornastka aktualnie przerabiam przędziorki na kilku roślinach, a prócz tego miałam mączniaka prawdziwego (to akurat grzyb) na surfiniach i dalii (dalię musiałam wyrzucić). Najważniejsze jest wczesne wykrycie szkodnika i zastosowanie odpowiedniego środka, ale żeby tak się stało trzeba regularnie i często dokładnie oglądać rośliny ze wszystkich stron - także pod liśćmi.

To już zdeaktualizowane zdjęcie - papryki rosną w tej chwili w większych donicach, a inkarwillę wysadziłam przed dom. Reszta roślin też znacznie urosła.

Moja pierwsza passiflora! Mam szczególną słabość do tych roślin (nazwałam tak choćby swój telefon), jednak dopiero w tym roku kupiłam pierwszy egzemplarz (a raczej dwa - Passiflora caerulea i Lavender Lady). Niestety, widoczna na powyższym zdjęciu caerulea zaczęła w którymś momencie marnieć. Najpierw obumarł jeden pęd, później zauważyłam, iż więdną kolejne dwa. Kiedy wyjęłam ją z doniczki okazało się, iż rosła w jakiejś dziwnej mieszance ziemi, która cały czas była bardzo mokra i po prostu zgniły jej korzenie. Przycięłam je, zostawiłam jeden, najsilniejszy pęd i posadziłam na nowo, niestety, po kilku dniach passiflora nadawała się do wyrzucenia. Jednak nie poddałam się tak łatwo - kawałek pędu z ostatnim trzymającym się jako tako liściem (bardziej już żółtym niż zielonym) odcięłam i włożyłam do wody, w której po upływie dwóch tygodni trochę odżył. Kiedy na pędzie pojawił się młody listek, posadziłam go w doniczce, gdzie rośnie do tej pory (są już 4 listki) i wszystko wskazuje na to, iż się udało :)


Idź do oryginalnego materiału