To nie hotel – w naszym domu zawsze znajdziesz miejsce dla swojej rodziny.

polregion.pl 3 godzin temu

Więcej twojej rodziny w naszym domu to już nie do zniesienia, to nie jest hotel!
Żebym więcej twoich krewnych w naszym domu nie widziała, to nie jest dla nich hotel żona była zmęczona ciągłymi wymaganiami gości…

Nikt się nie spieszył, ale gdy tylko Kasia obroniła dyplom z psychologii, Wojtek natychmiast się jej oświadczył, tak bardzo tego pragnęła. Ślub był skromny. Ciotka i wujek Wojtka zaproponowali, żeby zaoszczędzone i otrzymane w prezencie pieniądze przeznaczyli na własne życie.

Tak Wojtek został właścicielem małej działki pod miastem. Rodzice Kasi sprzedali samochód i przekazali pieniądze młodym na budowę, tym bardziej iż w mieście auto nie było im aż tak potrzebne.

Kasia trochę bała się życia na przedmieściach, myśląc, iż będzie niewygodnie: woda ze studni, przerwy w prądzie, hodowla kur i palenie w piecu. Wojtek śmiejąc się powiedział jej, iż to już nie czasy PRL-u, a za mniejszą sumę niż kosztowałoby mieszkanie w mieście, będą mieli maksymalny komfort i dużo przestrzeni.

Dom stanął zaskakująco szybko. Pomogło to, iż Wojtek dostał podwyżkę w pracy, a Kasia zaczęła zdalnie prowadzić konsultacje. Rodzice wsparli ich finansowo, jak mogli, a wujek z ciotką też nie zostali z boku.

Helena Aleksandrowna często zaglądała na budowę pod różnymi pretekstami. Raz przyjeżdżała, żeby polecić ulubiony kolor farby, innym razem odpowiedni żyrandol. Zawsze miała dobre intencje, ale z czasem Kasia zaczęła czuć, iż ich prywatna przestrzeń się kurczy. Aż pewnego dnia całkiem zniknęła, gdy Marek Juriewicz zatrzymał się u nich w prawie gotowym domu bez uprzedzenia. Miał sprawy w okolicy, zrobiło się późno, więc postanowił przenocować u siostrzeńca.

Gdyby chociaż uprzedził, byłoby połowę problemu. Ale tak wystraszył Kasię swoją obecnością, iż od tamtej pory zawsze pytała, czy w pokoju ktoś jest, zanim do niego weszła.

Dzieci, wynoście rzeczy tam Helena Aleksandrowna kierowała torbami dzieci i wskazywała im pokój gościnny szybciej, bo wam jedzenie się zepsuje, zanim się tu rozłożycie! Kasia, zrób miejsce dzieciom w lodówce, niech swoje produkty wstawią rozkazywała gospodyni.

Kasi wydało się dziwne, iż przywieźli własne jedzenie, ale pomyślała, iż może chcą je wspólnie zjeść przy stole.

No dzieci, już się rozgośćcie. Kasia wam wszystko poda, czujcie się jak u siebie Helena Aleksandrowna wciąż krzątała się nerwowo.

Marek Juriewicz już odpoczywał, przeskakując kanały w telewizji. Poprosił Wojtka, żeby nalał mu koniaku, który dostał w pracy całkiem drogiego. Wojtek wrócił z butelką i dwoma kieliszkami.

Wojtku, niech dziewczyny się tym zajmą, chodź do nas, tu męska atmosfera! wołał Marek Juriewicz do syna.

Gdy wszyscy się rozpakowali, był już późny wieczór. Kasia biegała, szukając kapci dla gości, ciepłych skarpet, jeżeli zmarzną, albo lekkiego koca, jeżeli będzie za gorąco. Z przerażeniem przypomniała sobie słowa Oli, iż przyjechali nie na długo, i miała nadzieję, iż to tylko powiedzenie. Kto przyjeżdża na tydzień na urządzanie nowego domu? Nie podobało jej się, iż sami zagospodarowali pokój, który planowała na dziecięcy. Tymczasem na piętrze był już gościnny pokój.

Kasia, pomóc ci? zapytał mąż.

W końcu ktoś się zainteresował cicho odpowiedziała Kasia od nich skinęła głową w stronę stołu pomocy nie doczekasz.

No dobra, wytrzymaj, nie są aż tak natrętni uśmiechnął się Wojtek i zabrał za obieranie ziemniaków.

Dzięki odparła Kasia, mrugając do niego.

Do obiadu rodzinie zrobiło się nudno, wyszli na spacer, a po powrocie rozeszli się do swoich pokoi, jak mówiła Helena Aleksandrowna „odpocząć”.

Wojtku, obudź nas, jeżeli do piątej nie wstaniemy, żeby do szóstej wszyscy byli przy stole zmęczona pogłaskała go po policzku i poszła do swojego pokoju.

To danie z ryby z przyjemnością wyjaśniła Kasia trochę jak pasztet, trochę jak suflet, bardzo delikatne. Spróbuj. Podniosła talerz i podała Oli.

Oj nie, Wojtkowi tego nie można, a Saszka ma alergię na łososia!

Tam jest łosoś… przestraszyła się Kasia.

I jemu też, na wszystkie czerwone ryby ciągnęła Ola, kręcąc głową a co to za pyszności?

To skrzydełka kurczaka w słodko-kwaśnym sosie. ostrożniej odpowiedziała Kasia.

Aha Ola przyjrzała się stołowi Wojtku, przynieś z lodówki pieczonego indyka. Tam w folii, duży kawał, znajdziesz!

Wiktor posłusznie wstał, podszedł do lodówki, trochę poszperał i wyjął zawinięty kawał mięsa. Rozwinął go, położył na desce i zaczął kroić na cienkie plastry.

Aha, właśnie, jeżeli o jedzenie chodzi, Kasiu, myślę, iż warto kupić drugą lodówkę do kuchni. Ta jest za mała na trzy rodziny, a znalazłam fajny model teraz jest na promocji, wyślę Wojtkowi link. uśmiechnęła się Helena Aleksandrowna.

Po co nam druga lodówka i skąd trzy rodziny? szczerze zdziwiła się Kasia.

No jak to, to w końcu nasz wspólny dom, budowaliśmy go razem, ze wspólnych pieniędzy, ja wam pomagałam z wnętrzami. Będziemy się tu często zbierać na święta. Wszyscy jesteśmy różni, a pod jednym dachem musi być wygodnie, więc przygotowałam kilka pomysłów. Helena Aleksandrowna grzebała w torebce, szukając telefonu.

Kasia spojrzała na Wojtka, ale on był równie zdezorientowany.

Aha, gdzie to miałam… teściowa założyła okulary na łańcuszku, zmrużyła oczy i przybliżyła ekran gdzie to było…

Mamo, w aplikacji „Listy”, na pierwszej stronie pomogła jej Ola, nakładając Wojtkowi kolejne kawałki indyka.

O, jest! ucieszyła się Helena Aleksandrowna więc lodówka, domowe ubrania, cieplejsze bluzy żeby nie trzeba było swojego ciągnąć, gdy się tu spaceruje, indywidualne zestawy higieniczne, kapcie dla wszystkich, oczywiście zwróciła się do męża Marku, coś dodałbyś?

Marek Juriewicz odkaszlnął, popił koniakiem i krótko

Idź do oryginalnego materiału