Moja przyjaciółka ma syna – wspaniałego chłopaka, Sebastiana. Zawsze dobrze się uczył, skończył studia, ciężko pracował, żeby coś osiągnąć. Teraz jest bogaty – właściciel biznesu, ma dom za miastem i mieszkanie w centrum. Mówię wam – cud, nie chłopak.
Ale… jak to w życiu bywa, zawsze jest jakieś „ale”. Ożenił się z Anną. Dziewczyna z nieciekawej rodziny, złośliwa, zawistna i bezlitosna. I to nie tylko opinia mojej przyjaciółki, która oddała jedynego syna w „szpony” tej kobiety – to po prostu fakt.
Najpierw, sprytnie i metodycznie, Anna „pozbyła się” wszystkich jego przyjaciół.
– Po co oni tu są? – mówiła. – Przyjeżdżają tylko po to, żeby pić, wyciągać z ciebie pieniądze i czas. W basenie się kąpią, a pożytku z nich żadnego.
Potem przyszła kolej na rodzinę. Sebastian pochodzi z dużej, zżytej rodziny – wspólne obiady, święta, częste telefony i spotkania. Byli naprawdę blisko.
Anna najpierw przewracała oczami, kiedy Sebastian odbierał telefony od bliskich, potem wymyślała pilne zajęcia, gdy zapraszano ich w gości. Kiedy ktoś chciał ich odwiedzić, nagle „dostawała” migreny.
Z czasem kontakty z rodziną zaczęły się urywać. Jedyną osobą, która jeszcze od czasu do czasu przyjeżdżała, była jego mama – chciała widywać wnuczkę i tęskniła za synem.
Ale choćby wtedy Anna robiła sceny. Nie krzyczała, ale szeptem mówiła teściowej:
– My tak dziecka nie wychowujemy, mówiłam to już pani pięćset razy. Albo:
– Niech pani nie przywozi tych tanich prezentów, u nas wszystko jest markowe, a pani przywozi rzeczy, na które nie mamy miejsca.
A Sebastian? Stał obok, kiwał głową i mówił:
– Mamo, no daj spokój, naprawdę…
Wczoraj spotkałyśmy się we trójkę – ja, moja przyjaciółka i nasza znajoma. Przyjaciółka była roztrzęsiona, z płaczem pokazała nam SMS-a od Anny. Tam było jasno napisane, iż Anna i Sebastian postanowili, iż lepiej, żeby teściowa już więcej do nich nie przyjeżdżała. Do tego masa obraźliwych słów.
Przyjaciółka łkała i mówiła:
– Sebastian dzwonił, powiedział, iż Anna źle się czuje po każdej mojej wizycie, przez trzy dni nie może dojść do siebie.
Siedzimy z nią, wzdychamy, mówimy:
– Biedny Sebastian, co za pech, jak mogło do tego dojść?
I nagle nasza znajoma mówi:
– A co tu ma Anna do rzeczy? Ty takiego syna wychowałaś – bezdusznego i okrutnego.
Oczywiście zaczęłyśmy na nią krzyczeć. Mówiłyśmy, iż nic nie rozumie, iż Sebastian nie ma wyboru, iż robi to wszystko dla rodziny i dla spokoju. Że był cudownym dzieckiem – w szóstej klasie na Dzień Kobiet sam narysował dla mamy kartkę z serduszkiem i kwiatkiem. A gdyby nie Anna…
Znajoma tylko wzruszyła ramionami i odpowiedziała:
– jeżeli człowiek nie jest podły, to żadna Anna nie zrobi z niego podłego.
I wyszła.
W tej chwili nagle coś zrozumiałam. Całe życie wychowywano mnie w przekonaniu, iż „dobremu facetowi trafiła się zła żona”. A tu niespodzianka.
Okazuje się, iż człowiek jest podły, bo taki jest, a nie dlatego, iż ktoś go takim zrobił.