Moja mama bardzo wcześnie wyszła za mąż, miała wtedy zaledwie 17 lat. Wybrankiem mojej matki został bardzo nieodpowiedni chłopak z sąsiedniej ulicy. Do tej pory nie rozumiem, po co i dlaczego, co ją w nim przyciągnęło. Była z dobrej rodziny, dobrze wychowana, ale mimo to wzięli ślub i założyli rodzinę, w której niedługo pojawiliśmy się ja i mój brat.
Ojciec zawsze znikał gdzieś ze swoimi przyjaciółmi, wracał do domu bardzo późno i w zupełnie nieodpowiednim stanie. Od najmłodszych lat pamiętam go tylko takiego. Po narodzinach mojego brata było jeszcze gorzej, miałam wtedy osiem lat.
Teraz mam 25 lat, a w mojej głowie wciąż pojawiają się obrazy z dzieciństwa, jak tata wracał późno w nocy do domu, włączał głośno muzykę i kłócił się z mamą. Odbijało się to również na mnie i moim bracie. Wtedy obiecałam sobie, iż nigdy nie powtórzę błędu mojej matki.
Na drugim roku studiów poznałam chłopaka, w którym się zakochałam. Nazywał się Roman. Wszystko było dobrze, zaczęliśmy razem wynajmować mieszkanie, on pracował jako barman w popularnej kawiarni. Pewnego razu znalazłam u niego pod stołem mnóstwo opróżnionych butelek i zapytałam go o to. Przyznał się. Oczywiście zauważałam jego dziwne zachowanie, ale w tamtym okresie widywaliśmy się rzadko – kilka godzin wieczorem, pół godziny rano i bez wolnych dni.
Miałam bardzo napięty grafik na studiach i niczego nie zauważałam. Na moje pytanie, czy zamierza zmienić swoje życie, Roman odpowiedział, iż jemu wszystko odpowiada tak, jak jest. Po takiej odpowiedzi, zgodnie z obietnicą daną sobie wiele lat temu, powinnam się odwrócić i odejść. Ale nie odeszłam.
Chciałam mu pomóc. Długo o tym myślałam, rozmawialiśmy na ten temat spokojnie. Szczerze wierzyłam, iż dzięki mojej pomocy uda mu się pozbyć tego nałogu. Ale myliłam się. Z czasem wynajmowanie mieszkania stało się zbyt drogie i przeprowadziliśmy się do jego rodziców. Zaczął zarabiać znacznie mniej, żyliśmy tylko z mojej skromnej stypendium. Oczywiście obiecywał, iż się zmieni, ale to się nie działo.
Trochę później zaczął obwiniać mnie o swoje problemy. Nie wiem, po co mi to wszystko było i dlaczego to znosiłam. Często mówiłam sobie, iż nie mam dokąd pójść, bo byłam na czwartym roku studiów, a na wynajęcie mieszkania nie było mnie stać.
Tak trwało jeszcze rok, po czym cicho spakowałam rzeczy i odeszłam. To było zaskoczenie zarówno dla niego, jak i dla mnie samej. To nie był najlepszy moment na takie życiowe zmiany i przeprowadzki, ponieważ kończyłam piąty rok studiów, miałam egzaminy państwowe i obronę pracy dyplomowej. Ale rozumiałam, iż nie mogę go więcej znosić. Było mi choćby wszystko jedno, iż nie miałam dokąd pójść.
Po prostu spakowałam rzeczy, zebrałam siły i zamknęłam za sobą drzwi. W tamtym momencie poczułam ulgę i spokój, których dawno nie czułam. Bez dachu nad głową też nie zostałam, znajomi przyjęli mnie na kilka miesięcy, dopóki znowu nie wróciłam do akademika. Wtedy było mi zupełnie obojętne, gdzie mieszkam, byleby nie z nim.
A tak na marginesie, mama została z ojcem, a on zdołał się zmienić. Teraz w naszej rodzinie wszystko jest dobrze, nikt nie wspomina tamtych czasów i nie rozmawia o przeszłości. Wszyscy udają, jakby nie było naszego smutnego dzieciństwa z bratem.
Po jakimś czasie poznałam wartościowego mężczyznę, który traktuje mnie z szacunkiem. Na początku bałam się wchodzić w nowy związek, byłam rozczarowana. Ale on przywrócił mi wiarę i teraz wszystko jest w porządku.