To, co do Ciebie należy, pozostanie Twoje

polregion.pl 2 dni temu

W małym miasteczku otoczonym ponurymi górami i szarymi polami, gdzie jesień pachniała wilgocią i smutkiem, życie płynęło powoli jak leniwa rzeka. Na skraju miasta, w domu tonącym w cieniu starych lip, mieszkała Weronika. Jej życie wydawało się bajką – bogaci rodzice, przestronna willa, troskliwa ciocia Zofia, która zastąpiła jej drugą matkę. Ale za tą sielanką czaił się cień gotowy w każdej chwili zniszczyć wszystko.

– Już dwa tygodnie grzebiesz w jedzeniu, Weroniu, zakochałaś się czy co? – pytała Zofia, wycierając ręce o fartuch.

– Tak, jest jeden chłopak – przyznała Weronika, czerwieniąc się. – Studiuje na innym kierunku, przystojny, ale jakby mnie nie widział. Nie wiem, jak do niego podejść.

– Nie waż się pierwsza zagadywać! – zmarszczyła brwi Zofia. – Dziewczynie nie wypada biegać za chłopakiem. Za moich czasów…

– Oj, ciociu Zosiu, tylko nie zaczynaj o waszych czasach! – roześmiała się Weronika, kończąc śniadanie. – Dobrze, lecę, dziś nie mogę się spóźnić. Profesor surowy, wyrzuci z wykładu.

– Biegnij, biegnij – Zofia przeżegnała ją i zamknęła drzwi, westchnąwszy z niepokojem.

Weronika dorastała w dostatku, nie znając odrzuczenia. Rodzice, zajęci karierą, zostawili jej wychowanie cioci Zofii, starszej siostrze matki. Wszyscy nazywali ją Zofią Pawłowską, ale Weronika mówiła do niej „ciociu Zosiu”. Była dobrą, ale wymagającą opiekunką, uczącą dziewczynkę życia, jakby przeczuwała, iż los nie zawsze będzie łaskawy.

Zofia miała swoje tajemnice. W młodości, na wsi, wyszła za mąż za leśniczego Kazimierza. Ich miłość nie trwała długo – po roku zaginął. Mówili, iż utonął w bagnie. Szukano go, ale nigdy nie odnaleziono. Zofia została sama, bez męża i dzieci. Chciała pójść do klasztoru, ale się rozmyśliła: „Z jakiej ja zakonnicy? Jeszcze młoda, a i języka za zębami nie trzymam.” Pozostała na wsi, dopóki siostra Helena nie zaprosiła jej do miasta.

– Zosiu, przeprowadź się do nas – namawiała Helena. – My z mężem w pracy, zajmiesz się Weroniką, pomożesz w domu.

– Ojej, Helu, z przyjemnością! – odparła Zofia. – Kaziu był dobry, już płakałam do woli. Boję się, iż na wsi z tęsknoty zmarnieję. Nie chcę już męża. Przyjadę, cały dom na siebie wezmę.

Tak Zofia stała się częścią ich rodziny, nazywając się gospodynią. Gotowała z sercem, dbała o ogród, siała kwiaty. Weronika była dla niej jak córka. Odprowadzała ją do szkoły, kupowała zabawki, szyła sukienki. Dom pełny był ciepła, ale Zofia uczyła Weronikę: „Przyzwyczajaj się do pracy, Weroniu. Dziś masz wszystko, ale jutro – kto wie? Naucz się gotować – to kobiecy atut. Gdy gotujesz z miłością, przyciągasz mężczyznę.”

– A co, ty masz swoje sekrety? – dopytywała się Weronika.

– A jakże! Każda gospodyni ma swoje – uśmiechała się Zofia.

Weronika zakochała się w Damianie, wysokim chłopaku z sąsiedniego wydziału. Myślała, iż nie zauważa jej, ale się myliła. W szkole wszyscy wiedzieli, iż Weronika pochodzi z zamożnej rodziny. Damian, syn samotnej matki, był przystojny, ale prosty. Zofia od razu poczuła niepokój, gdy Weronika wróciła do domu rozpromieniona.

– Ciociu Zosiu, on mnie zauważył! – wykrzyknęła. – Po zajęciach poszliśmy na spacer, kupił mi lody.

– Cwaniak, wie, iż dziewczyny lubią słodkie – zmarszczyła brwi Zofia. – Przyprowadź go, zobaczę, co to za jeden.

Po miesiącu Damian przyszedł w gości. Zofia ich nakarmiła, bacznie obserując chłopaka. Gdy wyszedł, Weronika podskoczyła do niej: „No i jak ci się podoba? Super, prawda?”

– Ładny – odparła sucho Zofia. – Ale nie dla ciebie. Ma chciwe oczy, wszedł i od razu wszystko obmacał wzrokiem. Zazdrość w nim, Weroniu. To nie twój człowiek.

– Ojej, ciociu Zosiu, wymyślasz! – obraziła się Weronika. – To moja sprawa, z kim być!

Zofia westchnęła, martwiąc się o dziewczynę. „Niech kocha – myślała. – Swoich błędów się nauczy.”

Jej przeczucia się spełniły. Po czterech miesiącach zniknął złoty pierścionek Weroniki. Oprócz Damiana, nikogo obcego w domu nie było. Weronika milczała, nie mówiąc rodzicom, ale wyznała wszystko cioci.

– Mówiłam, iż on to wziął – oznajmiła Zofia. – Trzeba zgłosić na policję.

– Nie trzeba – błagała Weronika. – Rodzicom nie mówmy, niech się nie martwią. To nasza tajemnica. Z Damianem już po wszystkim.

Zapytała go wprost: „Wiem, iż wziąłeś pierścionek. Nikt inny nie miał okazji.” Damian wybuchnął: „Oszalałaś? Po co mi twój pierścionek!” PokłóPokłócili się i rozstali na dobre.

Idź do oryginalnego materiału