Jeżeli kochacie muzykę, to z pewnością „Blues Brothers” będzie dla Was pozycją obowiązkową. A przynajmniej nie zrazi Was to, iż film jest musicalem.
Dwóch braci dowiaduje się, iż sierociniec, w którym się wychowywali jest pod kreską – urząd skarbowy kazał mu zapłacić 5 tysięcy dolarów podatku. Tak więc Joliet Jake (John Belushi) i Elwood (Dan Aykroyd) muszą je zdobyć. Wpadają na pomysł muzykowania…
Powiedzenie czegokolwiek więcej o fabule tego filmu groziłoby spojlerami, a szkoda by było go marnować. Film jest niesamowity pod względem wszystkiego prawie i bardzo dawno nie oglądałam tak świetnego musicalu czy komedii.
Zacznijmy od tego, iż scena w sierocińcu jakby chciała nawiązywać do horrorów – i tu zdjęcia są znakomite. Wtedy widz się skapuje, iż ten film to nie jakiś tam film. To po prostu świetnie zrealizowane kino.
Później zmieniamy nieco nastrój na… kurde, choćby nie wiem, jak to określić. Sensacyjny? W każdym razie jest bardzo, bardzo śmiesznie i dużo się dzieje na ekranie. adekwatnie nie można powiedzieć o nudzie. Atmosfera z każdą minutą się nakręca aż do samego finału.
Żałuję tylko tego, iż tak późno obejrzałam „Blues Brothers” XD.
Soundtrack oczywiście podlinkuję Wam w komentarzu, a jeżeli chcecie dowiedzieć się czegoś więcej o tym przewspaniałym tworze, to zapraszam do SpoilerMaster – Podcast do słuchania po seansie który akurat nagrał o tym podcast i poprosił o polecajkę strony z powodu jego urodzin. Także bardzo go polecam, bo dzięki niemu dowiedziałam się wielu wartościowych rzeczy o filmie. I przy okazji, SpojlerMasterze: wszystkiego najlepszego i dzięki za wspaniały podcast!