Test pokrewieństwa – niespełniony

twojacena.pl 2 godzin temu

Test na pokrewieństwo niezaliczony

Ewa gorączkowo mieszała mleko w kaszce, gdy Tomek próbował zbudować najwyższą windę na świecie z klocków. Przy stole pokasływała teściowa, Danuta Pawłowska szarooka, cięta w języku, w szlafroku z pawami.

Spójrz tylko, znów ma brwi jakby wystrzyżone mamrotała, wpatrując się w wnuka. Ani jednej naszej cechy! Chociaż uszy po tacie by mu się przydały.

Mamo, spójrz na mnie, ja też nie jestem kopią Marka uśmiechnęła się Ewa, odstawiając miseczkę. Geny to zdradliwa rzecz.

Zdradliwa czy nie, dziwne to machnęła ręką teściowa i ruszyła do kuchni po drugi czajnik.

Ewa wzięła głęboki oddech: Wytrzymaj. Do soboty tylko cztery dni. W sobotę Danuta obchodziła sześćdziesiątkę. Ewa wymyśliła pojednawczą imprezę: restauracja Złota Jesień, zespół grający retro-jazz, tort z fontannami, a najważniejsze vouchery do sanatorium Sosnowy Brzeg na trzy tygodnie. Odpocznie i przestanie szukać podobieństw marzyła synowa.

Wieczorem Ewa sprawdzała kosztorys, gdy Marek zajrzał do gabinetu:

Zamówiłem mamie album ze starymi zdjęciami, zdążą wydrukować do soboty.

Super! Tylko trzymaj w tajemnicy, niech się wzruszy.

Słuchaj, nie bierz sobie do serca jej uwag poprosił. Jest dobra, tylko język ma jak brzytwę.

Wiem. Ale jeżeli jeszcze raz powie niepodobny, eksploduję.

Marek pocałował Ewę w czubek głowy i poszedł sprawdzić zadanie syna.

W czwartkowy poranek przyszedł kurier. Dziewczyna w żółtej kurtce wręczyła Ewie nieoznakowane pudełko.

To dla państwa. Podpis tutaj.

Ewa wzięła przesyłkę i położyła ją w salonie z innymi prezentami: jedwabnym szalem, paczką miodu lipowego i kopertą z voucherami. Pakowanie zostawiła na piątek niespodzianka miała być idealna.

Sobotnie popołudnie lśniło marcowym słońcem. W holu Złotej Jesieni pachniało piwonią i karmelem. Danuta weszła, kokieteryjnie trzymając syna pod rękę:

No cóż za rozmach! Nie na darmo pracowałam czterdzieści lat.

Tylko dla pani skłoniła się Ewa i mrugnęła do kelnera, by podawał szampana.

Goście zajęli miejsca, zaczął grać saksofon. Lampiony migotały ciepłym bursztynem, a sceptycyzm teściowej powoli topniał. Ewa łapała każde jej westchnienie: chyba zadowolona.

Gdy na scenę wniesiono piętrowy tort z fontanną iskier, sala wybuchła aplauzem. Ewa, drżącymi palcami, wyjęła kartkę:

A teraz główny prezent! podała Danucie kopertę z voucherami. Trzy tygodnie spokoju, masaży i solnych grot!

Teściowa aż podskoczyła:

Co wy, oszaleliście? Ja przecież nie jestem chora!

Nie tylko chorzy odpoczywają oburzył się Marek, obejmując matkę.

Tomek, stojący obok z bukietem, nagle wyciągnął małą srebrzystą kopertę z napisem GENETIX | osobiste.

Mamo, to też prezent? podał ją Ewie.

Nie nasz szepnęła, czytając logo. Odłóż.

Lecz Danuta gwałtownie przejęła kopertę:

O! To akurat mój. Dziękuję, kochanie. Otworzyła, wyjęła dwa dokumenty i zastygła, wpatrzona w cyfry. Policzki zalały się szkarłatem.

Mamo, co tam? Marek spróbował zajrzeć.

Nic zachrypiała i zmięła papiery.

Ewa zlodowaciała: Czy to ta ichnia próba DNA?.

Za plecami rozległ się brzęk kelner upuścił tacę. Goście ożywili się, ktoś puścił Sto lat!. Muzyka zagłuszyła niezręczność, ale nie dla Ewy: wzrok teściowej palił ją przez stół.

Nocą, gdy Tomek zasnął, małżonkowie spotkali się w salonie. Marek trzymał zmiętą kopertę.

Mama wyszła w łzach. Wiesz, co to jest? Podał Ewie dokument. Na górze grubym drukiem: Pokrewieństwo babcia/wnuk 0% prawdopodobieństwa.

To nie ja! wyszeptała. Ona sama to zamówiła. Chciałam dać jej święto, a ona tę ohydę!

Czekaj, ale liczby Marek przetarł twarz dłonią. Jak to możliwe?

Może test błędny. Albo specjalnie to uknuła.

Mama? Po co?

Żeby udowodnić, iż Tomek niepodobny. Doprowadzić mnie do szału.

Marek westchnął:

Rano pojadę do niej, wyjaśnię.

Teściowa przywitała syna w szlafroku, z plikiem teczek.

Siadaj. Pokazuję zaczęła, kładąc na stół bransoletkę z numerem sali: Nowak M.. Przechowywałam to jako pamiątkę. A przed jubileuszem znalazłam drugą! Wyjęła identyczną bransoletkę z innym numerem. Zrozumiałam, iż nic nie rozumiem, i zamówiłam test.

Mamo, powiedz jasno: myślisz, iż Tomek nie jest moim synem?

Wychodzi, iż nie. A adekwatnie iż ty nie jesteś moim dzieckiem. Uśmiech na jej ustach zadrżał. Gdy wy tańczyliście z tortem, pojechałam na ekspresowe badanie. Możesz sprawdzić płatność.

Marek wziął dokument: Pokrewieństwo matka/syn 0%.

Mamo, ale ty sama mnie urodziłaś!

Urodziłam chłopca, tak. Pokazano mi ciebie rano. Ale wtedy w szpitalu był chaos, dzieci przenosili tam i z powrotem. Wszyscy myśleli, iż to legendy. A teraz okazuje się, iż nigdy nie miałam własnych dzieci Danuta nie płakała, tylko zacisnęła dłonie, jakby trzymała rozpadające się życie.

Stop. To pomyłka. Zrobimy oficjalne badania we trójkę: ja, ty, Tomek. I koniec.

W poniedziałek rodzina pojechała do centrum genetycznego. Tomek cieszył się przygodą, zajadając krówki z automatu. Wyniki przyszły po czterech dniach.

W kuchni zasiedli przy stole jak na przesłuchaniu. Ewa drżała, Danuta trzymała fason, Marek otwierał kopertę.

Pokrewieństwo ojciec/dziecko 99,98%. Marek odetchnąDanuta uśmiechnęła się przez łzy, biorąc wnuka w ramiona, i powiedziała: „Nie ważne, co mówią geny rodzina to ci, których kochasz i którzy kochają ciebie, a to właśnie mamy.”.

Idź do oryginalnego materiału