Wiosenny słońce rzucało promienie na świeżo pomalowane ściany. Zuzanna stała przy kuchence, mieszając barszcz i okładając wzrokiem zegar. Musiała wstać wcześniej – obiecała mężowi, iż zgotuje jego ulubione danie. Przemek przez cały wieczór był nerwowy, więc postanowiła go wesprzeć.
– Zuzu, nie widziałaś mojego błękitnego krawata? – Przemek wychynął z sypialni, podszywając się koszulą do połowy guzików.
– Sprawdź szafę, w prawym szufladzie – wczoraj wypraszałam – odpowiedziała Zuzanna, unikając przerwania pracy.
Śniadanie przebiegło w zwykłe ciszy. Przemek przeglądował wiadomości w telefonie, od czasu do czasu prychnął, a Zuzanna obserwowała, jak je. Chciała zapytać, co go nęka, ale zdecydowała się poczekać – jeżeli coś poważnego, sam powie.
– Smacznie, dzięki – Przemek wypił kawę i odstawił filiżankę. – Słuchaj, chcem ci coś powiedzieć… Otóż tata dziś przyjeżdża. Chwilowo zostanie u nas.
Zuzanna zamarła z podniesioną filiżanką. Jerzy Kowalski? Ten, który podczas ich ślubu wywołał skandal, twierdząc, iż “fianka niedostatecznie dobrze nadaje się do jego syna”? Ten, który przez dwa lata nie kontaktował się z nimi i choćby nie życzył uradzenia?
– Kiedy przyjedzie? – tylko i wykrztusiła.
– Wieczorem. Zabierę go z pracy – Przemek unikał kontaktu wzrokowego. – Wiesz, z babcią mu się nie powiodło. Małżeństwo rozgrała, a więc chce kilka tygodni spędzić u nas, aż się czegoś rozwiną.
– Kilka tygodzi? – Zuzanna odstawiła filiżankę i wstała od stołu. – Przemek, wiesz, jak on do mnie się zachodził?
– Zmienił się – niepewnie rzekł – po zawałach przemyślał wiele rzeczy. Nie mogłem mu odmówić, Zuzu. To mój tata.
– Powinieneś był mnie wcześniej spytać – Zuzanna zaczęła zbierać naczynia ze stołu – mam istotny projekt, planowałam wypocząć w domu.
– Przepraszam – Przemek przytulił ją od tyłu – wiedziałem, iż przereagujesz.
– I dobrze, iż się bałeś – Zuzanna wyswobodziła się z objęć – idź, spóźnisz się. Wieczorem porozmawiamy.
Cały dzień przemknął jak w mgiełce. Zuzanna próbowała się skupić na pracy, ale myśli powracały do nadchodzącej wizyty. Jerzy Kowalski był记者采访em starej szkoły – był żołnierz, dozwyczajony do dowodzenia. Po śmierci jego żony Przemka, ożenił się z kobietą o dwadzieścia lat młodsza, a teraz ich matrymonium rozwalało się jak niekiedy.
Wieczorem Zuzanna przebrała cały mieszkanie, zmieniła pościel w sypialni gości i przygotowała kolację. “Co będzie, to będzie” – postanowiła, ustawiając talerze.
Do drzwi zapukały dokładnie o siedem wieczorem. Zuzanna wzięła głęboki odetchnęła i poszła otwierać.
Na progu stał Przemek, a za nim wysoki, stary mężczyzna z wojskowym urokiem. W ręce trzymał zniszczony brązowy waliz.
– Dzień dobry, panie Kowalski – Zuzanna chwaliła się uśmiechać, choć na usta nie chciały się uformować.
– Dzień dobry, Zuzanno – głos teścia brzmiał niższym, niż pamiętała – dziękuję, iż przyjęliście starego.
– Wchodź proszę. Kolacja prawie gotowa.
Przez kolację mówił głównie Przemek. Opowiadał o pracy, o tym, jak niedawno wymienili samochód, o planach wakacji. Jerzy Kowalski kiwnął się i zadawał pytania, a Zuzanna w milczeniu pracowała, dodając potrawy do talerzy.
– Bardzo smacznie – niespodziewanie stwierdził teść, zwrócając się do Zuzanny – zawsze tak dobrze gotowałaś?
– Nauka stopniowa – odpowiedziała, zdziwiona komentarzem.
– Moja Maria, pyszczek, też wpadła na kuchnię – westchnął Jerzy Kowalski – a Iwona tylko grzewane półfabrykaty rozgrzewa. “To nie pani, żeby stać przy kuchence” – mówi, więc co? Od tej półnowoczesnej kobiety nie wymaga się.
Zuzanna spojrzała w oczy Przemkowi. Ten niemal niewidocznie wzruszył ramionami.
– Panie Kowalski, pokażę panu jego pokój – rzekła Zuzanna, gdy kolacja się skończyła – tam ma osobne łazienkę i telewizor.
Teść poszedł po nią do sypialni gości, obejrzał się i postawił waliz obok łóżka.
– Cudownie u pani – powiedział, przetarł dłońmi oparcie krzesła – przytulnie. Jak u domu.
– Dziękuję – Zuzanna poczuła, jak napięcie stopnia opuszcza – jeżeli będzie panu coś potrzeba, przyrządzę.
Rano Zuzanna obudziła się od dźwięków na kuchni. Zegarki wskazywały szesnaście. Przemek jeszcze spał. Załozili szlafrok i wyszła zobaczyć.
Na kuchni panował Jerzy Kowalski. Na kuchence wrzał czajnik, a teść, ubrany w sportowy strój, kroił chleb.
– Dobre rano – rzekł, widząc Zuzannę – przepraszam, jeżeli zbudziłem. Zamiłowanie do wczesnych porów wyrosło z armii.
– Nic strasznego – Zuzanna poszła do lodówki – zaraz przygotuję śniadanie.
– Nie ma, już sobie zrobiłem chlebak. A państwo śpią, jeszcze wczesnie.
Zuzanna zdziwiona patrzyła, jak teść precyzyjnie czyszczy krzesełka ze stołu, myje nóż i filiżankę.
– Na bieg – powiedział, zmierzając do drzwi – wasz park, obok. Wrócę za godzinę.
Gdy Jerzy Kowalski wyszedł, Zuzanna zadzwoniła do swojej przyjaciółki Katarzyny.
– Catalu, nie uwierzysz! K nam teść przywiózł. Tak, ten sam. Ale coś z nim się zmieniło. Umilkły, tranzytowy. choćby naczynie mył!
– Nie wiem – roześmiała się Katarzyna – być może to jego dwójnik? Pamiętaj, jak wywołał chaotykę podczas waszego ślubu? A jak panią potraktował, gdyście im powiedzieli, iż apartament weźmiecie na kredyt bez jego pomocy?
– Przypominam – westchnęła Zuzanna – ale ludzie się mienią, z czymś.
– Lub przygotowują. Zadbaj, koleżunko.
Wечer wszech Przemka w pracy się długo gnał, i Zuzanna została sama z teściem. Przygotowała kolację i czuła na sobie jego wzrok.
– Pan się może pomóc? – niespodziewanie zapytał Jerzy Kowalski.
– Tak, pan może pokroić warzywa na sałatę – Zuzanna rzucała mu długacz.
O pewnym czasie pracowali bez mowy. Potem teść chrzakał.
– Zuzanno, wiem się przeprosić przed pani.
Końki niemal spadła.
– Za co?
– Za wszystko. Za ślub, za grube hasła, za brak wsparcia. Byłem nieprawidłowy.
Zuzanna ostrożnie odłożyć łątkę i obróciła się do niego.
– Co się z panem wydarzyło, panie Kowalski? Dlaczego na raz tyle…
– Zawód serca – uśmiechnął się gorzko – przypomnij, gdy leżysz pod infuzyjem i nie wiesz, przeżyjesz czy nie, wiele rzeczy różnie wygląda. Zrozumiał, iż sam jest. Syn nie kontaktuje, żona… – machnął ręką – Iwo i Kowalski są dla siebie. A mógłby wnuków nienawidzić, gdyby nie był taki ustawiczny kasztan.
Zuzanna nie wiedziała, co odpowiedzieć. ten nowy, otwarty Jerzy Kowalski był tak niepodobny do tego groźnego teścia, którego znała wcześniej.
– Wszyscy błądzimy pomyłki – powiedziała wreszcie – ważne, by je we adekwatnym czasie uchwycić.
– Chyba nie we adekwatnym, ale chwyciłem – Jerzy Kowalski odłożył nóż – a to, co wstydu? Iwona. Myślałem, iż ją kocha. Starego. A okazało się – tylko moje emerytura i apartament. Jak tylko zachorowałem, zaczęła dawać jakies dokumenty, podarunki. A potem przypadkowo usłyszałem, jak rozmawiała przez telefon iż „starzec długo nie utrzyma się”. Wyobrażasz?
Zuzanna wyobrażała. Iwona, porządną Blondynta z pięćdziesiątką, zawsze dajeła się zapamiętać obliczonymi portretami.
– A teraz co będzie z apartamentem?
– Nic – uśmiał się teść – nie całkowicie wygasłem z głowy. Dokumentów nie podpisuje. Powiedział Iwonie, iż ujedzie do syna na chwilę, a w rzeczywistości chciał zobaczyć, jak się ona zachowa. jeżeli się zreformuje – wróci. A nie – tak i rozwieje się na starości.
Drzwi uderzyły – wrócił Przemek. Widząc żonę i ojca, usiadł w drzwiach.
– Wszystko dobrze? – ostrożnie zapytał.
– Wszystko dobrze, synku – Jerzy Kowalski poklepił go po ramieniu – ja i twoja żona się dogadaliśmy. No cóż u ciebie.
Na kolacji Jerzy Kowalski opowiadał synowi to samo, co Zuzannie. Przemek słuchał, rumiwny, ale nic nie mówił. Po kolacji odwołał Zuzannę do sypialni.
– Ci mu wierzysz? – zapytał szeptem.
– Nie wiem – szczero odpowiedziała Zuzanna – ale wydaje się szczery. I, wiesz, choćby mogę sobie przypuszczać Iwonę w roli pożądliwej.
– Da się – Przemek potrząsnął głową – zawsze mówiłem, iż ona do niego nieco po starciu. Młoda, efektowna – i tuż raz męż się za emerytowanego!
– Później niech zostanie u nas, aż ureguluje swoje sprawy – zadecydowała Zuzanna – w końcu, to twój ojciec.
Dni przesięgały dni, a Jerzy Kowalski stopniowo stawał się częścią ich domu. Wstawał wcześnie, robił jogę, przygotowywał śniadanie i turlał się na spacer. Dzień pomagał w domu – coś naprawił, półki w łazience zawiesił. Wieczorami często siedzieli troje, oglądali telewizyjny lub po prostu rozmawiali.
Jednego dnia Zuzanna przypadkowo usłyszała rozmowę męża z ojcem.
– Tata, nie rozumiem, dlaczego wcześniej tak traktował Zuzannę? – pytaj Przemek – przecież zawsze była taka sama.
– Powiem ci, synku – głos Jerzego Kowalskiego brzmiał winnie – bałem się. Bałem się, iż ona porywa cię. Że przestaniesz być moim synem. Egoizm, oczywiście. Tylko gdy sam znalazłem się sam, zrozumiałem, jak nieprawidłowy byłem.
Zuzanna załzyła się, na ten rozmowę. Przypomniała sobie babkę, która kiedyś mówiła: „Ludzie nie źli, cóż. Oni tylko rannym i przestraszonym”.
W niedzielę na lunch przywracała się Katarzyna z mężem. Widząc, jak Jerzy Kowalski pomaga Zuzannie przygotowań, zalewała oczyma.
– Tak, ja też początkowo nie wiarała – szepnęła jej Zuzanna – ale on naprawdę się zmienił.
Po lunchu, gdy mężczyźni poszli oglądać futbol, Katarzyna zwołała przyjaciółkę na stronę.
– A ty nie myślisz, iż coś kombinuje? Chcesz wasz apartament lub jakieś pieniądze?
– Myślę, iż nie – pokręciła głową Zuzanna – on ma własny trzypokój i dobra emerytura, wojskowa.
– No, patrz – półwierzę przeciągnęła Katarzyna – to wszystko podejrzane.
Po dwóch tygodniach od przyjazdu Jerzego Kowalskiego zadzwonił. Zuzanna otwierała drzwi i zobaczyła kobietę z pięćdziesiątką, porządnie ubrana, z jełopami uroczą.
– Gdzie mój mąż? – bez wstępu pustuła ona.
– Panie Kowalski? – zgadnęła Zuzanna – wejdź, Jerzy Kowalski w domu.
Iwona weszła do mieszkania, zabrzęczały jej bosy.
– Kole! – wrzasnęła, widząc męża, wychodząc z pokoju – wreszcie cię odnalazłam! Tak się niepokoiłam!
– Nieprawdaż? – skrótowo rzekł Jerzy Kowalski – sądziłem, iż się euforii byłaś, iż się dobrać.
– Jak możesz tak mówić! – Iwona zerwała rękami – szalałam! Zwoływałam wszystkich! choćby do policji chciałam się wysłuchać!
– Nie łaskaj, Galia – Jerzy Kowalski wiedział, iż ona sprawdzała, czy skarzka élata, czy zamki u apartamentu zmieniły się, czy dokumenty nie znikły.
Iwona osłabła.
– Ja… rozczarowana o naszym majątku.
– O moim majątku, chcesz powiedzieć – poprawił ją Jerzy Kowalski – no to, pogadajmy wprost. Wszystko usłyszałem, Galia. I o tym, iż „starzec długo nie utrzyma się”, i plany sprzedaży mojego apartamentu.
Na twarzy Iwony powstawał chaos.
– To nieprawda! Przecie to nie tak był!
– To tak był – Jerzy Kowalski wyprostował się całego wzrostu – i wiesz co? – mówiąc, zadecydował, iż oddzieli się. Weź swoje rzeczy i biżuterię, które ci dawałem. Reszta moja.
– Jak śmiesz! – wizgła Iwona – po wszystkim, co dla ciebie zrobiłam!
– A co dla ciebie zrobiłam? – zmęczone spytał Jerzy Kowalski – gotowałaś? Nie. Opiekowałaś się, gdy byłam chory? Też nie. Kochałaś? Oczywiście, nie.
Iwona odwróciła wzrok na Zuzannę, która cicho stała w stronie.
– A, prawda! To wszystko ona! Podniosła cię przeciwko mnie! Postanowiła twardym starego!
– Nie mów głupot – przerwał ją Jerzy Kowalski – Zuzanna jest szczęśliwym z mojego syna. I wiesz cokolwiek, tylko teraz zrozumiałem, dla czego. Ponieważ ona kocha jego. Nie jego pieniądze, nie jego możliwości, a jego sam. Czego nigdy do mnie nie czułaś.
Iwona, zrozumiając, iż przegrała, gwałtownie się odwróciła i wyszła z mieszkania, przygryzając drzwi, iż zabrzęczała żyrandol.
– Przepraszam za委宣传部 – Jerzy Kowalski winowajco popatrzył na Zuzannę – mam nadzieję, iż to nasza ostatnia встреча z Galia.
– Wszystko w porządku – Zuzanna delikatnie się uśmiechnęła – chcesz herbatę?
Wieczorem, gdy wrócił Przemek, im opowiedzieli o Izabeli.
– Oznacza to, iż wszystko się rozwiązało? – spytał ojca – naprawdę się rozwiążesz?
– Tak – Jerzy Kowalski skinął głową – dostało mi głupoty na starocie. Przebyję sam, spokojnie.
– Zawsze możesz tutaj zostać – zaproponowała Zuzanna, do własnego zdumienia.
– Dziękuję, córze – załzawił się teść – ale nie chcę was utrudniać. U was własna życie. Wrócę do własnego mieszkania. Ale jeżdżeć do wizyty, jeżeli pozwolicie.
– Oczywiście, pozwolimy – Przemek przysunął się do pleców ojca – ty zawsze jesteś gość w naszym domu.
Po tygodniu Jerzy Kowalski zebrał swój waliz. Na progu objął syna, potem obejrzał się do Zuzanny.
– Dziękuję ci – rzekł cicho – za to, iż przyjęłaś mnie, mimo przeszłość. Za to, iż dała szansę wszystko naprawić. Nauczyłem się bardzo czego u was z Przemelem.
– Czego? – zdziwiła Zuzanna.
– Jak powinna wyglądać prawdziwa rodzina. Bez maskowania, bez łobuzia. Gdy ludzie tylko się kochają.
Gdy drzwi za teściem zamknęły się, Zuzanna przycisnęła się do męża.
– Kto by pomyślał, iż wszystko tak obędzie – rzekła.
– Tak – Przemek pocałował ją w grzywkę – Czasami ludziom po prostu potrzebuje czas, żeby zrozumieć, co dla nich ważne.
Wieczorem zadzwonił telefon. Przemek podniósł słuchawkę, posłuchał i przekazał Zuzannie.
– To tata – powiedział.
– Zuzanna – głos Jerzego Kowalskiego brzmiał podekscytyjnie – tylko chciałem powiedzieć, iż jestem dumny, iż mój syn ma taką żonę. i… jeżeli kiedy u was będzie dziecko… byłbym szczęśliwy zostać dziadkiem.
Zuzanna spojrzała na Przemelem i się uśmiechnęła.
– Fakt, Jerzy – rzekła – właśnie zamiarujemy wam powiedzieć… Szczep ten, co miesiąc będzie miał dziecko.
Na drucie zapadła cisza, a potem zabrzmiał radościowy okrzyk.
– Prawda? Chłopiec czy dziewczynka?
– Jeszcze nie wiemy – wybuchnęła Zuzanna – ale kiedy się dowiemy, to pierwszy będziesz wiedział.
Serce włożono do słuchawki, Zuzanna przycisnęła się do Przemelem.
– Wiedziałeś, jestem szczęśliwym, iż tata Przemka przyjechał do nas. choćby z tym starym walizem.
– I ja – Przemek delikatnie pogładził płaski brzuch Zuzanny – nasz mały ma szczęście z dziadkiem. Nie każdy ma dziadka, który może zmienić życie w siedemdziesiąt lat.
Za oknem zaczynał się deszcz, ale w mieszkania było ciepło i przytulnie. Czasami życie robi niezwykłe zwroty, przynosi walizy z problemami. Ale częściej daje szansę wszystko naprawić. Główne, by nie przeminął tej szansy.