Teściowe potrafią doprowadzić do rozpaczy: Historia rodzinnych konfliktów

polregion.pl 5 godzin temu

„Ty nie jesteś matką, tylko katastrofą!” — kłótnie z teściową doprowadziły Kasię do ostateczności

Kasia stała przy kuchni, przewracając pierogi, gdy do pomieszczenia wszedł jej mąż.

— Kasiu, dzwoniła dziś mama — zaczął Marek. — Mówi, iż nie puszczasz jej do wnuka.

— Narzekała? — zdziwiła się Kasia.

— No tak. Twierdzi, iż cały czas się wymigujesz. Już miesiąc nie widziała Franka — dodał.

Kasia nerwowo otarła dłonie o fartuch.

— Marku… Trudno mi to powiedzieć — zawahała się. — Twoja mama… powiedziała mi coś, o czym musisz wiedzieć.

Opowiedziała wszystko. Marek zbladł i opadł na krzesło — nie spodziewał się tego.

Wszystko zaczęłu się miesiąc temu. Tego dnia Danuta, jego matka, jak zwykle wpadła bez zapowiedzi. Już w progu oceniła korytarz:

— Znowu bałagan! Zabawki porozrzucane! W takim brudzie nie da się wychowywać dziecka!

Kasia wymusiła uśmiech, ale w środku wszystko się w niej skurczyło. Franek właśnie zasnął, a zabawki leżały tam, gdzie przed chwilą się bawił. Ale dla teściowej to był pretekst, by wylać swoje niezadowolenie.

— Marku! — podniosła głos Danuta. — Jesteś mężczyzną, czy kim? Powinieneś pokazać żonie, jak prowadzić dom!

— Mamo, wszystko w porządku — burknął, nie odrywając wzroku od telefonu.

— Dla ciebie w porządku? Dom jak po huraganie, a ty jakbyś był na wakacjach!

— Franek jest po prostu energiczny — spokojnie wtrąciła Kasia, ale głos zdradzał napięcie.

— Energiczny! Trzeba za nim patrzeć, a nie pozwalać mu łazić po całym mieszkaniu!

I znów rozmowa zeszła na to, iż Marek w dzieciństwie był pod kloszem. Idealny chłopiec, wychowany pod lupą. Kasia milczała, ale z każdym słowem rosła w niej frustracja.

— Danuto — w końcu odezwała się. — Wychowuję syna po swojemu. Ma dwa lata. Poznaje świat.

— Poznaje? A potem siniaki, zadrapania, a ty tylko „poznaje” powtarzasz!

— To dzieci. Uczą się przez ruch, błędy, doświadczenie.

— Nie! To twoje niedbalstwo. A jeżeli zrobi sobie coś poważnego?

— Mamo… — wtrącił się Marek, ale teściowa tylko się jeszcze bardziej rozpaliła.

— jeżeli nie nauczysz się być normalną matką, pomyślę, gdzie się zwrócić!

Następnego dnia znów przyszła — gwałtownie zapukała, jak zawsze.

— Dlaczego tak długo otwierasz? Już myślałam, iż cię nie ma! — błysnęła oczyma.

— Byłam zajęta — spokojnie odpowiedziała Kasia.

— Znowu zabawki! Sprzątasz w ogóle?

— Oczywiście. Ale Franek się bawi. To normalne.

— Normalne? A w dzieciństwie Marek… — zaczęła teściowa.

— Tak, wiem. Był idealny. Ani pyłku, ani zadrapania. Tylko do dziś nie umie jajecznicy usmażyć!

— Co ty przez to chcesz powiedzieć?

— Że wychowaliście mężczyznę, który nie wie, jak żyć samodzielnie.

— On pracuje, pieniądze zarabia! A ty siedzisz w domu!

— Zajmuję się dzieckiem. I chcę, żeby był samodzielny. A nie jak jego ojciec — dorosły, ale bezradny.

W tym momencie w pokoju rozległ się dźwięk tłuczonego szkła i dziecięcy płacz. Kasia podbiegła do salonu — na podłodze stał Franek, a jego ręka była skaleczona.

— Boże… — Kasia wzięła go na ręce. — Wszystko w porządku, kochanie, wszystko dobrze!

— Widzisz! — warknęła Danuta. — Mówiłam! Ty nie jesteś matką, tylko katastrofą! Pójdę do opieki społecznej!

Kasia zamarła. To już nie było zwykłe obrażanie — to była groźba.

— Dobrze. Przyprowadź panią z opieki. A teraz — czas już iść — cicho powiedziała.

Od tam dnia Kasia się zmieniła. Nie zatrzaskiwała drzwi — po prostu nie otwierała ich teściowej bez powodu. I zawsze znalazł się pretekst, by odwlec wizytę: kwarantanna, wizyta u lekarza, remont, dziecko chore…

Pewnego dnia Danuta przyjechała bez zapowiedzi. Kasia wyjrzała przez szparę w drzwiach:

— Och, nie widziała pani mojej wiadomości? Przepraszam! Ale Franek ma osłabioną odporność, lekarz radził nikogo nie wpuszczać.

— Ja nie jestem obca!

— Tak, ale… rozumie pani — zalecenie lekarza. Poczekamy trochę, a potem się zobaczymy!

Teściowa odeszła wściekła, nic nie mówiąc.

Wieczorem Marek podszedł do żony.

— Mama mówi, iż nie puszczasz jej do Franka. Dlaczego?

— Bo się boję. Groziła opieką społeczną.

— Przesadzasz.

— Jesteś pewien, iż nie donies, jeżeli znowu się wścieknie?

Zamilkł. Kasia wzięła go za rękę.

— To nasz syn. Jego bezpieczeństwo jest najważniejsze.

— Myślisz, iż mogłaby mu zaszkodzić?

— Nie widzi granic. Jej troska staje się niebezpieczna.

— Dobrze — uległ. — Nie będę już naciskał.

Kasia uśmiechnęła się z ulgą. Teściowa sama przekroczyła granicę — teraz gra toczyła się według nowych zasad.

Czasem najtrudniej chronić własne dziecko przed tymi, którzy twierdzą, iż chcą dla niego dobrze.

Idź do oryginalnego materiału