– Co to znaczy, iż mam się zrzec części? – głos Emilki zadrżał. – Helena Stanisławówna, to przecież spadek po mężu!
– Po moim synu – odcięła teściowa, wyprostowując się dumnie. – A nie po tobie. Jesteś tu nikim, tylko gościem. Wojtek jest mój, nie twój.
– Jakim gościem? – Emilka poczuła, jak gorąca fala uderza jej do gardła. – Jesteśmy małżeństwem! Osiem lat razem!
– Osiem lat to nic – wzgardliwie uśmiechnęła się Helena. – Moje pierwsze małżeństwo trwało dwadzieścia trzy lata. A potem rozwód. Więc nie udawaj wiecznej małżonki.
Emilka stała w kuchni, nie wierząc własnym uszom. Pół godziny temu gotowała rosół dla całej rodziny, myśląc, iż teściowa w końcu zgodzi się rozmawiać o podziale mieszkania po śmierci teścia. A teraz to.
– Helena Stanisławówno, porozmawiajmy spokojnie – spróbowała opanować emocje. – Pan Jerzy zostawił mieszkanie Wojtkowi. Według prawa połowa należy także do mnie, jako żony.
– Nic ci się nie należy! – Helena podniosła głos. – Mój mąż dostał to mieszkanie w siedemdziesiątym piątym! Ja tu żyję od czterdziestu ośmiu lat! Wychowałam dzieci, niańczyłam wnuki! A ty kim jesteś? Przyjechałaś z jakiejś wsi, omamiłaś Wojtka, a teraz rościsz sobie prawa!
– Nie jestem ze wsi, jestem z Kielc – cicho odparła Emilka. – I nikogo nie omamiłam. Kochamy się z Wojtkiem.
– Miłość – prychnęła Helena. – W twoim wieku jaka miłość? Masz trzydzieści osiem lat, zegar tyka. Chodzi ci o meldunek w Warszawie, to jasne.
W tej chwili do kuchni wszedł Wojtek z torbami z Biedronki. Widząc zaperzone twarze, zesztywniał.
– Co się stało? – zapytał, stawiając zakupy.
– Twoja matka chce, żebym zrzekła się swojej części mieszkania – powiedziała Emilka, starając się mówić spokojnie.
Wojtek spojrzał na matkę, potem na żonę.
– Mamo, ustaliliśmy, iż będziemy żyć razem. Po co te rozmowy?
– Synku – Helena zmieniła ton na słodki – myślę o twojej przyszłości. Nigdy nie wiadomo, co się wydarzy. Rozwiedziecie się, a ona zabierze połowę.
– Mamo, przestań. Nie planujemy rozwodu.
– Nie planują – przedrzeźniała teściowa. – Bo kto planuje? Ja też nie planowałam rozwodu z twoim ojcem, a musiałam. Życie bywa nieprzewidywalne.
Emilka milczała, obserwując tę scenę. Wojtek wyraźnie nie wiedział, co powiedzieć. Przestępował z nogi na nogę jak uczeń wezwany do tablicy.
– Mamo, dlaczego tak robisz? – w końcu wydukał. – Emilka to nasza rodzina.
– Rodzina – powtórzyła Helena. – A dlaczego nie ma dzieci? Osiem lat razem i zero potomstwa. Może w ogóle nie może mieć?
Emilka poczuła, jak płonie jej twarz. To był ich największy ból. Chcieli dziecka, ale ciągle się nie udawało.
– To nasza prywatna sprawa – syknęła przez zęby.
– Prywatna? – pokiwała głową Helena. – Żonę sobie wziął bezpłodną, a ja mam milczeć. Chcę wnuków, rozumiesz? Siedemdziesiąt lat już mam, ile jeszcze czekać?
– Mamo, przestań! – Wojtek podniósł głos. – To nieładne.
– Co nieładne? Prawdę mówić nieładnie? – Helena usiadła i wyciągnęła chusteczkę. – To nie moja wina, iż ma problemy. Może lekarz poradziłby rozwieść się i znaleźć kogoś prostszego.
Emilka nie wytrzymała.
– Wychodzę – rzuciła, ściągając fartuch. – Nie muszę tego słuchać.
W sypialni zaczęła pakować torbę. Ręce jej drżały. Czy to naprawdę się dzieje?
– Emilka, zaczekaj! – Wojtek wszedł za nią. – Nie przejmuj się, mama się martwi.
– Martwi? – odwróciła się. – Wojtek, ona żąda, żebym się zrzekła praw! Jakbym była oszustką!
– Nie żąda, tylko prosi…
– Słyszałeś, jak prosi? Praktycznie wyrzuca mnie z domu!
Wojtek usiadł i potarł skronie.
– Ona boi się zostać bez dachu. Całe życie w tym mieszkaniu.
– A ja ją wyrzucam? Mówiłam, iż zostaniemy razem! Cztery pokoje, miejsce jest.
– Wiem. Ale nie ufa dokumentom. Myśli, iż jeżeli się rozstaniemy, ona ucierpi.
Emilka spojrzała mu w oczy.
– Po czyjej jesteś stronie?
– Po twojej. Jesteś moją żoną.
– To dlaczego nie broniłeś mnie w kuchni?
Wojtek milczał. Emilka zrozumiała, iż nie usłyszy odpowiedzi.
– Zostanę u Oli na parę dni – powiedziała, zapinając torbę. – Muszę pomyśleć.
– Zostań, porozmawiamy.
– O czym? O tym, jak mam się zrzec wszystkiego?
W przedpokoju stanęła naprzeciw Heleny.
– Wychodzisz? – spytała teściowa z satysfakcją. – Dobrze robisz. Niech ci się w głowie poukłada.
– Helena Stanisławówno – Emilka zatrzymała się. – Nie chcę waszego mieszkania. Chcę wiedzieć, iż mam dom. Że nikt mnie nie wyrzuci.
– Dom masz. W Kielcach.
– Tam obcy ludzie teraz mieszkają.
– No to znajdziesz inny.
Stała na klatce schodowej, nie czując łez na policzkach. Osiem lat starań, by być dobrą żoną, dobrą synową. A teraz to.
Ola przyjęła ją z zaskoczeniem.
– Emilka, co się stało? Wyglądasz jak po katastrofie.
– Gorzej – weszła do środka. – Mogę zostać na noc?
– Jasne. Mów, co się dzieje.
Przy herbacie Emilka opowiedziała wszystko. Ola słuchała, kręcąc głową.
– Mówiłam ci – westchnęła. – Pamiętasz, jak narzekałaś, iż teściowa ciągle wspomina o twoim wieku i braku dzieci?
– Pamiętam.
– To nie były przypadkowe uwagi. Chciała cię od początku ustawić jako niepełnowartościową żonę.
– Dlaczego?
– Zazdrosna o syna.
Ola nalała więcej herbaty.
– Może ma rację? Może jednak się zrzec?
– Ola!
– Posłuchaj. Wojtek nie stanie przeciw matce. Żyje pod jej butem. Myślisz, iż się zmieni?
– Ale to niesprawiedliwe! Jestem jego żoną!
– Prawo jest po twojej stronie, ale czy warto tracić wszystko? jeżeli się nie zgodzisz, ona rozbije wasz związek.
– Jak?Emilka wróciła do domu z postanowieniem, iż czas nauczyć się walczyć o swoje miejsce w tej rodzinie, nie zrzekając się przy tym godności.